Obowiązki i łaski małżeństwa

KATECHIZM I SZCZĘŚCIE

Bywam często u Grabowskich. Mają tylko dwie córki: Stasię i Małgosię, bo młodsze dzieci im poumierały. Małgosia podlotek, śmigła wzrostem, szczupła, jasna blondyna z szarymi oczami, zęby ma bielusieńkie jak śnieg, miernie zdolna, ale uczy się dobrze. A Stasia? Tęga, rozrośnięta, niezwykle przy tym zgrabna; jej blond włosy wpadają w rudawy odcień i układają się naturalnie w gęste, potężne pukle; oczy niebieskie, twarz zarysowana u dołu w śliczny owal, zęby drobne. Najlepiej z całej klasy trzy lata temu złożyła maturę, wyjątkowo zdolna. Ale zarozumiała jak nieszczęście. Rodzice mają z nią kłopot, bo nie słucha, wraca późno z wieczorów towarzyskich. Wyjątkowo tego wieczoru siedziała w domu. Tak się jakoś złożyło, że raczyła ze mną porozmawiać o małżeństwie.

- Czy pani wie, po co się zawiera małżeństwo? - spytałem. Widziałem, że ją to stropiło. Chciała się żartami wykręcić, wreszcie powiedziała:

- Po to się wychodzi za mąż, żeby być szczęśliwą.

- Czy jedynie po to?

- Tak, inaczej nie warto wychodzić za mąż.

- Zaraz widać, że pani nie umie katechizmu - roześmiałem się.

- A po co mi katechizm? - wybuchnęła.

- Choćby dlatego, żeby pani się dowiedziała, po co się zawiera małżeństwo.

Poprosiłem Małgosię, żeby mi podała katechizm i wskazałem Stasi pewne miejsce. Było tam napisane, że celem głównym małżeństwa jest zrodzenie i wychowanie potomstwa.

Stasia długo spoglądała na owe wiersze, po czym podniosła oczy znad katechizmu i zdziwiona zapytała, czemu nie ma tam ani słowa o szczęściu.

- Panno Stasiu - wyjaśniałem - małżeństwo, to przede wszystkim obowiązki. Dopiero kto te obowiązki spełnia, ten może być mniej lub więcej szczęśliwy.

Wobec tego, panno Stasiu, proszę zajrzeć jeszcze raz do katechizmu i zapytać samą siebie, czy zechce pani i czy umiałaby Pani spełniać obowiązki żony i matki. Bo tylko pod tym warunkiem będzie pani w małżeństwie szczęśliwa.

- A jeśli mój przyszły mąż nie będzie chciał i umiał pełnić?

- Na to między innymi jest katechizm. Nie jest tylko katechizm nauką o Bogu i niebie, ale i nauką o sztuce życia szczęśliwego na ziemi.

FOTOGRAFIA... USPOSOBIENIA JEST NAJWAŻNIEJSZA

Panna Stasia zawsze miała taki zwyczaj, że gdy wchodziłem do ich domu, to ona usuwała się do drugiego pokoju. Tym razem nie tylko nie wyszła, ale prawie głównie ona ze mną, rozmawiała. Naprawdę niegłupia to panna, tyle, że nie najmądrzejsza, jak jej się zdawało. Pytań w związku ze szczęściem w małżeństwie stawiała mi bez końca, a ja, jak mogłem, tak tłumaczyłem.

- Proszę pana - mówiła - ja wiem, jakie są cele małżeństwa i rozumiem, że mam poszukać sobie takiego chłopca na męża, co te zadania będzie chciał i umiał spełnić. Ale jak poznać, że będzie chciał? że będzie umiał? Bo, żeby to już był czyimś mężem, to łatwiej byłoby poznać!

- Pozna pani po usposobieniu. Chłopiec taki musi mieć z natury dużo dobrej woli, musi mieć wrodzone szlachetne usposobienie. Najczęściej dziewczęta zwracają główną uwagę, czy chłopiec jest przystojny. Ale choćby mąż był i najbardziej przystojny, to z czasem się opatrzy żonie. Przekona się ona już po roku, że dla szczęśliwego pożycia ważniejsze jest usposobienie męża niż jego przystojność. Więcej w małżeństwie żyjemy z... usposobieniem drugiej osoby, niż z jej... wyglądem. Dlatego przed ślubem trzeba zwracać największą uwagę na wrodzone usposobienie przyszłego męża: czy z natury to szlachetny człowiek, czy ma bardzo dużo dobrej woli. Bo z dobrym z natury człowiekiem i z chętnym do dobrego można przejść świat sto razy dokoła, a- ze złym towarzyszem podróży ledwie można wytrzymać kilka kilometrów. A małżeństwo, to droga. To ciągła podróż przez całe życie. To droga czasem bardzo ciężka, gdzie mąż żonie, a ona mężowi - musi często pomagać; nieraz po prostu to, które mocniejsze, musi nieść drugą osobę; pielęgnować, gdy zachoruje; podnosić na duchu, gdy nie tylko iść dalej nie ma sił, ale nawet żyć mu się nie chce. Ktoś, na przykład, może być dobrym towarzyszem podróży, gdy się jest zdrowym, pięknym; ale kiepskim staje się towarzyszem, gdy żona osłabnie, zachoruje, stanie się kaleką. W dodatku podczas takiej "podróży" małżeńskiej... przybywa nowych podróżników; dzieci. Z nimi trzeba dalej iść w drogę, strzec je, nieść nierzadko na rękach, chować, uczyć. Mój Boże, jakaż to ciężka nieraz podróż! Toteż, panno Stasiu - kończyłem swe rady - proszę czasem spojrzeć badawczo na swego chłopca i pomyśleć:

Czy on w takiej podróży chętnie by pomagał mnie, słabej, chorej, i dzieciom? Jaki z niego zapowiada się towarzysz podróży... na całe życie... podczas burz, słot, niedostatków, chorób, niepowodzeń?

- Panie - rzekło dziewczę - "on" tak wygląda. - Wyciągnęła fotografię i podała. Zobaczyłem młodziana na schwał. Spojrzałem na dziewczynę, patrzyła z zachwytem na fotografię.

- Proszę pani - mówię - wolałbym, gdyby mi pani pokazała fotografię jego usposobienia. Wtedy byłbym mądry, co radzić. I pani też śliczna dziewczyna, ale to nie przesądza, jaką byłaby pani dla tego chłopca towarzyszką podróży, gdy on nie będzie mógł pracować, gdy zostanie inwalidą, gdy będzie dla pani nieuprzejmy, gdy się podstarzeje i zbrzydnie, gdy zachoruje, gdy nie będzie chciał wiedzieć o dzieciach, gdy... Co pani wie o jego usposobieniu... podczas całego pani dalszego życia i gdy pani wyda kiedyś na świat dzieci? Jakiego pani widzi w nim ojca? gospodarza domu? itd.?

KORZYSTAĆ, BO BÓG CHCE POMÓC

- Panie - szepnęła zatrwożona panna Stasia - ważne jest, co pan mówi, ale choćby się nie wiem jak dobierać do małżeństwa, zawsze mąż czy żona będą mieli jakieś poważne braki. Ideałów przecież się nie spotyka. Co wtedy? Jak wychowywać dzieci, jeżeli mąż potrafi się tylko na dzieci gniewać? Co zrobić, jeśli na żonę czynią silne wrażenie inni mężczyźni? Jak żyć z mężem, jeśli zdradza? Jak kochać dziecko, skoro się okazało wyjątkowo podłe? Przecież to wszystko może zaistnieć, bo ja, powiedzmy, będę się starała spełniać zadania małżeństwa, ale czy zmuszę do tego męża, gdy napotkam na złą wolę? Co wówczas robić?

- Wypełniać nadal obowiązki żony i matki, jak i wtedy, gdy mąż jest najlepszy i dzieci.

- Nie rozumiem. Czyż to możliwe?!

- Możliwe. Bo w sakramencie małżeństwa Bóg wszczepia w duszę męża i żony specjalne umiejętności do wspólnego pożycia aż do śmierci i do wychowywania dzieci choćby najtrudniejszych. Trzeba tylko chcieć z tych łask Bożych korzystać. Dlatego pani spotyka takie małżeństwa, gdzie mąż jest niedobry, a żona, choć młoda i przystojna, zostaje wierna mężowi, kocha go, modli się za niego. A czyż nie zdarzyło się pani widzieć, że dziecko bardzo trudne do wychowania - umieją wychowywać rodzice prości, nieuczeni? Albo czy pani nie słyszała, jak to matka, opuszczona przez męża, sama z dziećmi, radzi sobie, żyje uczciwie, wychowuje wzorowo dzieci! Podobnych mężów tak samo może pani zobaczyć. Dziwne to bardzo i trudne do urzeczywistnienia, ale możliwe, dlaczego? Bo jeśli tylko mąż chce, to znajdzie w sobie siły do wytrwania w dobrem, gdy żona zła. I podobnie - żona. Tak samo jeśli tylko któreś z rodziców chce, znajdzie sposoby prowadzenia swych dzieci do Boga i nauczenia ich życia po Bożemu. Oczywiście, nie z nieba te łaski w całości zlecą, ale gdy mąż, czy żona, pomyślą, zastanowią się na trudnymi swoimi sprawami, poradzą się kapłana, lekarza, doświadczonego człowieka, radę się zawsze znajdzie, nawet na najcięższe trudności. A już z całą pewnością zawsze się w sobie znajdzie siły, żeby samemu jako mąż czy żona postępować uczciwie, gdy druga strona nas całkiem zawiodła. Owszem, raczej wtedy dopiero taki nieszczęśliwy mąż czy żona, mają najwięcej sposobności, żeby uszlachetnić swe usposobienie a nawet, by zostać świętym mężem, czy żoną świętą.


CZYM JEST MATKA DLA DZIECI

Sławny ks. Kolping zwrócił się pewnego razu do matek z tymi słowy:

"Wiecie, matki, co mnie utrzymało wśród wielkiego zepsucia? Miałem matkę biedną, ale matkę, u której nie widziałem niczego, czego bym nie musiał szanować. A gdy pokusa, zbliżała się do mnie, wtenczas pomyślałem o mojej matce, kusiciel pierzchał ode mnie".