Objawienie

Następnym przedmiotem moich badań było pytanie, czy Objawienie miało w ogóle miejsce i, jeśli tak, czy natura posłannictwa i posłańca posiadały charakter, umożliwiający mi uznanie ich za Boże. Co do samej możliwości objawienia się Boga człowiekowi, zapytywałem siebie, czy byłoby do przyjęcia dla rozsądnego umysłu przypuszczenie, że taki Bóg, w jakiego zacząłem wierzyć, wprawił w ruch zadziwiający mechanizm, zwany Ziemią i potem umyślnie pozostawił go własnemu losowi, zaniedbując zwłaszcza najpiękniejszą i najdelikatniejszą, jego cząstkę - ludzką duszę. Myśl, że mógłby On pozwolić pędzić bezcelowo tej ludzkiej kolonii w przestrzeni na stosunkowo krótkotrwałym globie, bez żadnej wskazówki, bez żadnego objawienia Jego woli odnośnie do nich, jest bezwzględnie sprzeczna z charakterem takiego Bytu. Jeśli człowiek został stworzony dla jakiegoś określonego celu, co należy przypuszczać wobec inteligentnego Stwórcy, to w jaki sposób może on poznać naturę tego celu, metę, którą ma osiągnąć i warunki dojścia do niej, jeśli nie otrzyma od Boga żadnych wskazówek co do Jego życzeń, żadnych nakazów co do linii postępowania?

Jakieś więc objawienie Boże dla ludzi jest już z góry prawdopodobne. Wiele najszlachetniejszych umysłów starożytności cieszyło się takim oczekiwaniem. Na wiele stuleci przedtem, zanim tłumy słuchały Kazania na Górze z ust Chrystusa, Sokrates powiedział do Alcybiadesa: "Zdaje mi się, że koniecznie musimy czekać, aż przyjdzie ktoś co nas pouczy jak mamy postępować wobec Boga i ludzi". Również i Seneka napisał: "Żaden człowiek nie może pomóc sam sobie. Ktoś, będący ponad nim, musi wyciągnąć rękę i podnieść go". Tym wielkim umysłom wydało się niezgodne z charakterem Boga, by stworzywszy nas i tak starannie przygotowawszy nam mieszkanie, miał pozostawić nas w całkowitej nieświadomości.

I nie uczynił On tak. Już samo objawienie Jego mocy i mądrości w Jego dziełach było prawie powszechnie wystarczające do udowodnienia człowiekowi istnienia Boga. Wiara ta została spotęgowana Objawieniem Prawa Moralnego, wszczepionego w piersi człowieka, które także wiedzie do przekonania, że Bóg jest sprawiedliwy i wprowadzi nas w końcu do królestwa sprawiedliwości, którego wszyscy pragniemy. Te dwie wielkie prawdy były przez całe stulecia wszystkim, co posiadała niezmierna większość rodzaju ludzkiego i według jej, nie naszej, ilości światła będzie ta większość niewątpliwie sądzona. Św. Paweł (Rz 1,20) twierdzi, że ci, którzy odrzucają te dowody istnienia Boga, nie mają żadnej wymówki.

Jednakże religia chrześcijańska twierdzi, że Bóg objawił się ludziom w sposób znacznie bardziej określony i doskonały, niż w religii naturalnej i sumieniu. Czy to prawda? Oto najbliższy punkt rozstrzygnięcia.

Bardzo doniosłe, o tym Objawieniu mówi Newman: "Przychodzi ono do nas polecone i zniewalające przewidywaniem umysłu. Już same trudności natury czynią Objawienie prawdopodobnym. Tajemnice stworzenia wołają o jakiś akt ze strony Stworzyciela, który by je złagodził i wyrównał... Choć czujemy się niegodni, nie możemy jednak oprzeć się oczekiwaniu tego z rąk Wszechmiłosiernego. Nie my żądamy tego, ale On wzbudza w nas tę nadzieję. Nie my jesteśmy godni tego daru, ale dar jest godny Stwórcy. Już sam fakt istnienia Stwórcy i to ukrytego potężnie nas pobudza i stawia na progu Objawienia i nakazuje szukać boskich dowodów, że Objawienie zostało uczynione".

Nie możemy oczywiście oczekiwać tego, że Objawienie Boże nie będzie w sobie zawierać tajemnic. Gdyby ich nie miało, to nie byłoby Objawieniem. Objawienie od Boga musi zawierać coś, czego rozum ludzki bez pomocy nie może stwierdzić. Gdyby bowiem prawdy objawione mogły być zdobyte ludzkim rozumem, to Objawienie byłoby niepotrzebne. Wynika stąd, że Boskie odkrycie prawd, niedostępnych żadną inną drogą, powinno być przyjęte nie krytycznie i sceptycznie, ale jako poselstwo od Boga, w duchu dziecięctwa, głoszonego przez Jezusa za konieczny warunek wejścia do królestwa niebieskiego.

Wszelako objawienie potrzebuje objawiającego, a poselstwo wymaga posła. Chrystus podawał się za tego posła. Jego słowa pod tym względem są jasne. Twierdził On często, że przyszedł od Swego Ojca, jako Syn Boga, w szczególnym celu. "Na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie" (J 18,37). Jego więc nauczanie jest Objawieniem, które Mu Jego Ojciec zlecił dla rodzaju ludzkiego. "Syn człowieczy bowiem przyszedł szukać i zbawiać, co było zginęło" (Łk 19,10). "A kto mnie widzi, widzi tego, który mnie posłał" (J 12,45). "Bo nie posłał Bóg Syna swego na świat, aby świat sądził, ale aby świat był zbawiony przez Niego". (J 3,17). "Kto nie uwielbi Syna, nie uwielbi Ojca, który Go posłał". "Przyszedłem w imię mojego Ojca, a wyście mnie nie przyjęli". "Ojciec, który Mnie posłał, daje świadectwo o mnie". "Muszę czynić dzieło Tego, który Mnie posłał, dopóki dzień". "Ojcze, przyszła godzina... Skończyłem dzieło, które mi zleciłeś".

Gdzie więc można znaleźć świadectwo tego Objawienia Bożego, które przyniósł ludziom Chrystus? Bez wątpienia w Nowym Testamencie i w nauczaniu Kościoła, który On założył. Wracając więc do długo zaniedbanej Biblii, co mogłem o niej powiedzieć? Z pewnością nic, co by było pozbawione szacunku. Mówienie nawet lekkomyślnie o Biblii wykazuje tylko wielką ignorancję. Nawet w czysto literackim znaczeniu pisma w niej zawarte są niedoścignione. Gdybyśmy mieli wyłączyć z literatury tę Księgę ksiąg razem ze wszystkim, co z nią jest związane, albo przez nią natchnione, wówczas pustka byłaby okropna. Po tysiącach lat pozostaje ona najdoskonalszą formą, w jakiej kiedykolwiek wypowiedziało się religijne uczucie. Renan oświadcza: "Literaturą hebrajską jest Biblia - książka par excellence, przedmiot powszechnych badań. Inne literatury Wschodu mogą być poznane i ocenione tylko przez ludzi uczonych. Jeden Izrael, spośród wszystkich wschodnich ludów, miał przywilej pisania dla całego świata. Miliony ludzi, rozrzuconych po całym świecie, nie znają innej poezji" (Rev. des Deux Mondes, Listopad, 1885). Pouczenia Wedd, etyczne nauczanie Buddy, Mencjusza, Konfucjusza, oraz stoickich filozofów.

Marka Aureliusza, Seneki i Epikteta są godne podziwu, o ile się je weźmie niezależnie. Ale, zestawione ze słowami Chrystusa, podobne są do zwykłych kamieni, położonych obok cennych pereł.

Co więc jest istotą nauczania Chrystusa? Przede wszystkim głosi On Ojcostwo Boga. Nie przedstawia On Boga jako nieokreśloną, nieosobową Istność, ale raczej jako Ojca, żywego i kochającego, którego mamy prosić takimi ściśle słowami: "Ojcze nasz, któryś jest w niebie". Chrystus zapewnił nas, że Ten Ojciec nie opuścił nas, ale przeciwnie, kocha nas i dba o nas ustawicznie. A twierdził to nie na podstawie spekulacji, ale "z powagą, nie jak pisarze".

Po drugie objawił On Boga w Swoim Synostwie, pełnym uroczystych tajemnic, oraz naturę i stanowisko Ducha Świętego, "Pocieszyciela", którego obiecał zesłać dla dopełnienia Swojego Objawienia.

Po trzecie głosił On często odpowiedzialność człowieka przed Bogiem, przepowiadał sąd ostateczny nad rodzajem ludzkim i nigdy niekończące się życie poza grobem.

Do tego, jako część Jego Boskiego posłannictwa, dochodzi jeszcze kodeks moralny, którego nauczył w Swych przepowiadaniach i Kazaniu na Górze, oraz założenie Kościoła, który ma głosić i przechowywać Jego naukę aż do końca świata.

Zastanawiając się nad tym, doznajemy uczucia przerażenia na myśl, że jest dotąd na świecie tylu ludzi, którzy nie wierzą, że Bóg posłał Swego Syna z tym posłannictwem i którzy, szydząc z Jego Objawienia, uważają Wcielonego Boga za takiego jak oni śmiertelnika! Dotychczas prawdziwe są smutne słowa św. Jana: "Światłość w ciemnościach świeci i ciemności jej nie ogarnęły (1,5)... Na świecie był, a świat był przez Niego stworzony i świat go nie poznał!" (1,10). Obecnie wrogowie Chrystusa cieszą się z tego, co określają jako niepowodzenie Jego tak zwanej misji i "upadek chrześcijaństwa".

Nie można zaprzeczyć, że coś się nie powiodło i upadło, ale to coś nie jest chrześcijaństwem w znaczeniu duchowym, tylko politycznym i geograficznym. Jest między tymi znaczeniami wielka różnica. Religia Chrystusa nie odpowiada za to, co z niej robią narody, mieniące się "chrześcijańskimi". Świat powstałby za swych grzechów i nędzy błyskawicznie, gdyby ludzie uczciwie przyjęli Objawienie Chrystusa za przewodnika swego życia i byli posłuszni Jego wskazaniom. Jeśli "chrześcijański świat" nie jest jeszcze lepszy, to dlatego, że nie jest jeszcze chrześcijański. Wina leży nie po stronie Założyciela chrześcijaństwa, ale częściowo po stronie tych milionów, które Go odrzuciły, a częściowo tych, którzy Go wyznają ustami, ale ich życie stanowi fatalną przeszkodę do przyjęcia Jego Ewangelii.

Gdy więc ludzie głoszą "upadek chrześcijaństwa", powinni wyjaśnić, co uważają za chrześcijaństwo. Wiele tego, co się tak nazywa, jest zwykłą hipokryzją, a wiele "racjonalizmem", nie trafnie nazwanym. Ten rodzaj rzeczy bez wątpienia upadł. Ale to, powtarzam, nie jest chrześcijaństwem w znaczeniu duchowym. Co więcej, jak przypomina Mallock, nawet gdyby protestantyzm, czy, wyraźniej mówiąc, racjonalistyczne chrześcijaństwo, upadło, to w żaden sposób nie można by z tego wnosić, że upadło chrześcijaństwo jako całość.

Odłam ten nie stanowi jedynej części chrześcijaństwa. "Mamy jeszcze - mówi on - Kościół Rzymski, który jest chrześcijaństwem w najstarszej, najbardziej uprawnionej i najbardziej zwartej postaci". Otóż Kościół Rzymski nigdy nie upadnie. Mamy na to słowo Chrystusa. Stąd katolicy mają zawsze tę dawną, nieprzeniknioną, przez Boga bronioną twierdzę, do której zawsze mogą się chronić, o którą zawsze mogą się oprzeć.

Protestanci natomiast, utraciwszy raz wiarę w nieomylną Księgę, nie mają nic. Ich etyczne stowarzyszenia, niezliczone, przeciwne sobie sekty, narodowe ugrupowania religijne - poróżnione i pozbawione powagi i władzy - są, gdy uderza w nie fala sceptyzmu, jak okręty bez steru, które albo unoszą się jak opuszczone szczątki statku, albo rozbijają się o mielizny zwątpienia, albo o skały niewiary. Przeciwnie Kościół Katolicki. Stoi on tam, gdzie stał zawsze, niezmienny w postaci, bezkompromisowy w dogmatach. Papież wciąż mówi a powagą, jak zawsze mówił, w rzeczach wiary i moralności.

Większość z nas myśli, że zna i rozumie te pouczenia Chrystusa, ale czy tak jest naprawdę? Przeczytajmy Jego słowa po raz drugi z rozwagą, a zwłaszcza modlitewnie. Czyniąc tak po przerwie wielu lat, odkryłem osobiście, że Ewangelie są dla mnie, praktycznie rzecz biorąc, zupełnie nową książką. Łuski spadły mi z oczu, a piękno, prawda i podniosłość duchowa - głoszone z boską prostotą - objawiły mi się na Ich kartach. Rzeczywiście tak byłem potężnie wzruszony zmianą mej oceny języka Chrystusa, że byłem zmuszony uklęknąć w modlitwie i prosić o dalsze światło i przewodnictwo Stworzyciela mojej duszy. Wydało mi się niemożliwością, żeby ta prośba pozostała niewysłuchana. A wyraziła się wzruszającym wierszem Newmana:

"Wiedź, dobre Światło, w pośród gęstego mroku, Wiedź dalej mnie!".