O szczęśliwą rodzinę

Artykuły "Rycerza Niepokalanej" o małżeństwie i rodzinie budzą żywe echo w duszach naszych Czytelników. Widać, że sprawa ta jest prawie dla każdego bardzo żywotna. Wielu chciałoby zabrać głos na łamach naszego pisma, by podzielić się swym doświadczeniem z innymi, niejeden zaś pisze do nas z prośbą o poradę. Nie mamy dużo miejsca w miesięczniku - czeka na nie zresztą dziesiątki innych tematów, więc oddajemy tym razem głos dwu Czytelniczkom.

WIĘCEJ KRZYKU CZY DOBROCI?

W związku z artykułem p. Bednarka pt. "Sekret szczęśliwego małżeństwa" Pani magister Z. J. z Poznania pisze:

"W dzisiejszych czasach, kiedy głęboki rozkład rodziny jest zjawiskiem wprost zatrważającym, "Rycerz Niepokalanej" winien piętnować ostro i nielitościwie upadek życia rodzinnego, "Rycerz Niepokalanej" powinien krzyczeć, wzywać do upamiętania się, wskazywać przepaść, do której stacza się małżeństwo. Czy p. Bednarek jest ślepy i nie widzi, co się dzieje w katolickich społeczeństwach? Czy te smutne grupy kobiet, wystających nocami pod knajpami w oczekiwaniu swych mężów pijaków, powinny witać ich uśmiechem? Może, bo faktycznie śmieszny to widok, gdy taki pan wywraca się na ulicy i wymiotuje, ale z tego śmieje się może tylko szatan, bo człowiek w pełni władz umysłowych może nad tym widokiem tylko rozpaczać. A może wówczas kobieta powinna "tłumić w sobie rozdrażnienie", gdy jej mąż zarazi się syfilisem i jej z kolei taki prezent ofiaruje, gdy hula z ladacznicą, gdy dzieci w domu głodne?...

"Rycerz Niepokalanej" winien mieć oczy otwarte, patrzeć trzeźwo, odrzucić obłudę i zakłamanie, nie zasłaniać wstydliwie cuchnących wrzodów społecznych, a wówczas dopiero spełni on swą rolę lekarza dusz ludzkich".

Oczywiście! "Rycerz" widzi zło w wielu małżeństwach i piętnuje to zło zdecydowanie, po rycersku. Bije na alarm wobec plagi pijaństwa, rozpusty, dzieciobójstwa. Ale wie, że krzykiem nie wszystko można zrobić. I widzi także miliony małżeństw uczciwych, które niepotrzebnie zatruwają sobie życie... drobiazgami, głupstwami, prowadzącymi jednak do obojętności, a nierzadko do... rozpijania się i zdrad małżeńskich, lub po prostu do wegetacji. Tym to przede wszystkim małżeństwom pragnął służyć artykuł p. Bednarka, wskazując im, jak łatwo zdobywać pełne szczęście małżeńskie i jak niewiele potrzeba w tym celu dobrej woli. A na dobroć stać przecież każdego. Jesteśmy, Szanowna Pani, franciszkanami i zgodnie z duchem św. Franciszka wierzymy w potęgę dobroci. A chyba Pani przyzna, że nigdzie dobroć nie przynosi tyle korzyści, co w małżeństwie. Wiedzą o tym łagodne, cierpliwe, ofiarne i zarazem dzielne żony, nawet te najnieszczęśliwsze. Przy tym "Rycerz" wzywa do pogodnej dobroci nie tylko żony, ale także i mężów. Bo, Droga Pani, nie mogąc uratować szczęścia wszystkich małżeństw, pragniemy ratować to, co się da. Zresztą, nie zna Pani artykułu Bednarka pod tytułem: "Nie każdy w małżeństwie może być szczęśliwy", który to artykuł też się z czasem ukaże, i przypuszczamy, znajdzie uznanie Pani, ale nie wszystko od razu możemy napisać w jednym numerze o tak rozległej sprawie jak warunki szczęścia małżeńskiego.

DZIECI SKARBEM NAJDROŻSZYM

P. J. B. spod Warszawy przesyła list do Czytelniczek "R. N.":

"Drogie Czytelniczki "Rycerza"!

Tyle czyta się obecnie w prasie katolickiej o dzieciobójstwie i macierzyństwie szczęśliwym, że trzeba dziękować gorąco Bogu za ludzi, którzy ratują młode matki i dziewczęta od zabijania dzieci nienarodzonych. Ja właśnie wyszłam za mąż przed wojną w okresie głupiej, podłej mody jednego dziecka i hasła: pierw się dorobić, ubawić, a potem dzieci. O, nie wierzcie tym hasłom! Idźcie za głosem Kościoła. Wiem, że mówią Wam, iż księża nawołują do niezabijania dzieci, bo sami nie wychowują dzieci. Drogie młode mężatki, gdybym znała osobiście każdą z Was, to każdej z osobna tłumaczyłabym i zaklinała: przyjmujcie dziecko jako najdroższy skarb na ziemi, bo możecie doczekać chwili, że będziecie miały wszystkiego pod dostatkiem, i ubrania, i pieniędzy, a nawet majątek, lecz będziecie się czuły nieszczęśliwe nie mając dziecka, jak to właśnie jest ze mną. A znam i wśród znajomych podobne do mnie mężatki tragiczne, przeklinające ohydną modę obliczania, ile i kiedy rodzić dzieci. Dziś oddałabym bardzo wiele, gdyby Bóg zechciał mnie obdarzyć tym skarbem, jakim jest dziecko, a niestety, nie umiem wyprosić tak wielkiej łaski i miłosierdzia Drogie Czytelniczki, tego nie pisze ksiądz, ani nawet p. Majdański, to pisze mężatka, która w swej młodości nie miała szczęścia czytać "Rycerza i artykułów o radości macierzyństwa. Mój Boże, gdybym coś takiego wtedy czytała, byłabym dziś szczęśliwą matką kilkorga dzieci, a tak... jestem samotna, żałuję straconych, jakże okropnie, młodych lat. Wierzcie mi, że na pewno starczyłoby mi na wychowanie trojga a może i więcej dzieci tych sum, jakie wydałam na lekarzy. Pozostaje mi czarna rozpacz. Ale czy tylko mnie? Ileż znam podobnie nieszczęśliwych małżeństw!

P. S. Gdyby któraś z Czytelniczek zechciała stwierdzić prawdziwość moich słów, proszę pisać pod adresem Redakcji, której podaję swój adres. Chętnie odpiszę, i to serdecznie".

Do listu pani J. B. dołączamy krótką uwagę, by rodziny, które pragną mieć dzieci, lecz Bóg odmawia im tej łaski, nie rozpaczały, lecz okazywały jak najwięcej miłosierdzia dla biednych rodzin wielodzietnych. Polecamy też bardzo sieroty po rodzicach zabitych czy zaginionych w czasie wojny. Wychować po chrześcijańsku sierotę, to zaskarbić sobie łaskę u Boga i zdobyć spokój sumienia.