Przepiękna to modlitwa "Witaj Królowo". Jaka głębia uczuć w niej się mieści!
Po Pozdrowieniu Anielskim, nie znam modlitwy, któraby tak doskonale wyrażała wszystko, co chcemy powiedzieć naszej Niebieskiej Matce, jak - Salve Regina - Witaj Królowo.
Brzmi w tej antyfonie radosny odgłos uwielbienia, głos oddający hołd Maryi, Królowej świata tego, Królowej niebios promiennych, Królowej wszystkich świętych, Królowej wojska anielskiego.
Przebija się w niej głos bólu, który nas przytłacza w tym życiu, głos ufnej nadziei, wyraz otuchy, że nie zginiemy.
Dźwięczą w niej piętrzącym tonem słodkie soprany, jakimi dziecię przemawia do Matki najtkliwszej, którą niezmiernie kocha, której bezgranicznie ufa, na której łonie czuje się bezpiecznym.
Wzbija się z niej korny głos modlitwy o to, co nam najbardziej potrzebne: o życie Boże, życie z Jezusem, o śmierć szczęśliwą.
Jęczą w niej żałosne dźwięki, żeśmy wygnańcami na tej ziemi, żeśmy pielgrzymami na łez dolinie... - lecz rozbrzmiewają też tony radości, że Ona jest słodkością życia, radością i chwałą naszą.
Najsilniejszym jednak wyrazem uczuć w tej modlitwie, to końcowe słowa, ten wykrzyk miłości i ufności z głębi serca. - "O łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo"!...
Słowa te nie należały pierwotnie do antyfony; wyszły one z ust najgorętszego czciciela Maryi, miodopłynnego Jej piewcy - Bernarda z Clairveaux.
Oto historia ich powstania:
* * *
Miało się ku wieczorowi.
Zachodzące słońce złotem i purpurą zalewało nadreńskie szczyty i zamczyska, po nich. porozwieszane.
W blaskach tych czerwono - fioletowo - złocistych mieniła się potężna wieżyca katedry w Spirze, baszty i co wyższe szczyty domów.
Przez wąskie uliczki miasta płynęły ciągle fale ludności odświętnie przybranej i mimo wieczornej pory, wypływały wciąż przed bramy miasta. Biskup, duchowieństwo, cechy i stowarzyszenia ze sztandarami, wszyscy wychodzili na czyjeś spotkanie.
Może głowa chrześcijaństwa - papież zawita do bram miasta? Może cesarz Konrad III zaszczyci je swą obecnością, lub inny z możnych panujących zawita?
* * *
Szlakiem leśnym szli wolno dwaj zakonnicy. Jeden z nich wzrostu średniego, z twarzą ogorzałą i wychudły boso; oczy przenikliwe, głębokie, zwracał od czasu do czasu niebo i śpiewał psalmy. Z postaci jego, szczupłej i wynędzniałej wiał jakiś majestat i powaga.
To Bernard z Clairveaux.
Drugi, znacznie wyższy - to jego brat zakonny i towarzysz; podróży.
Widząc, iż noc się zbliża, podróżni przyśpieszyli kroku, by przed, zachodem dojść do bram miasta. Już dochodzili do pierwszych murów, gdy... nagle zadźwięczały dzwony kościołów i podróżni ujrzeli ludność całego miasta, przygotowaną jakby do procesji.
Opierającego się św. Bernarda posadzono na wspaniałym rumaku.
Zabrzmiała potężnie ze wszystkich ust jego ulubiona pieśń "Salve Regina" i pochód ruszył do katedry.
Tak miasto Spira przyjmowało największego świętego swego czasu, najgorętszego piewcę Maryi. A rok był Pański 1145.
* * *
W murach katedry brzmiały jeszcze ostatnie słowa pieśni, a pokorny mnich klęczał przed obrazem Maryi i zalewał się łzami.
A gdy pieśń się skończyła, z głębi serca i duszy jego wydarł się ten okrzyk miłości płomiennej "O łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo"!
I oto stał się cud!...
Na to serdeczne pozdrowienie swego czciciela, Maryja skłoniła głowę z obrazu, jakby również chciała go pozdrowić. I odtąd już obraz tak pozostał.
A słowa św. Bernarda zostały na zawsze złączone z antyfoną Salve Regina.
I po dziś dzień odmawiamy je wszyscy.
Obyśmy starali się również naśladować św. Bernarda w miłości czci ku Maryi!
Oby nam imię Niebieskiej Matki nie schodziło z ust, byśmy za tym św. mężem powtarzać mogli:
"Imię Maryi jest mi rozkoszą serca, melodią słodką dla ucha, miodem w ustach".
"Głos Karmelu"