O powołaniu

NA ROZSTAJNYCH DROGACH

Zbliża się koniec roku szkolnego, a z nim dla młodzieży upragnione wakacje. Każdy z nas starszych przez wszystkie lata szkolne przechodził ten okres zdenerwowania i niepewności przed rozdaniem świadectw szkolnych, a następnie okres miłego odprężenia - i radosnych 2-miesięcznych wywczasów.

Ten okres życia mile wszyscy wspominamy aż do późnej starości.

A jednak i na tym pogodnym i słonecznym młodzieńczym niebie zjawiała się chmura która zdołała zatruć nie jeden dzień i nie jeden miesiąc...

Mam tu na myśli młodzież, która kończy szkołę i musi się zdecydować, co dalej począć...

Czy wrócić do domu i pracować na roli, względnie w warsztacie ojcowskim, czy też starać się o pracę w fabryce, biurze, sklepie?...

- Ach jakże tu dużo możliwości!

- A może kończyć studia wyższe?

- Jeżeli tak, to który dział wyższych studiów obrać? Medycyna, prawo, filozofia, przyroda, akademia rolnicza, akademia górnicza z licznymi działami itd. itd....

- A może teologia, życie zakonne?... W takiej rozterce, zwłaszcza gdy nie ma możności zasięgnąć rady kogoś roztropnego i zaufanego - młodzież traci zwyczajną żywość i humor, staje się posępna, stroni od towarzystwa - i najczęściej sama na własną rękę szuka właściwej dla siebie ścieżki w życie.

W takich warunkach o przyszłym losie młodzieży decydują bardzo często korzyści materialne, lub przypadek, a nie prawdziwe powołanie. Prawda, że i na tak obranej drodze też człowiek jakoś dowlecze się do końcowego etapu życiowego, którym jest śmierć. Będzie to jednak droga ciernista, wiecznie w górę i wiecznie pod wiatr - bez wewnętrznego zadowolenia, że się jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Nadto wydajność pracy i jej jakość też na tym ucierpi. Nie jest przecież rzeczą obojętną, czy artysta-malarz będzie całe życie lakierował jarmarczne zabawki dziecinne, czy też tworzył pomnikowe dzieła.

NA CZYM POLEGA POWOŁANIE?

Zwyczajnie mamy na myśli tylko powołanie do stanu kapłańskiego lub zakonnego, gdy tymczasem Pan Bóg każdemu człowiekowi daje jakieś powołanie nawet do zawodów świeckich.

Jak w zegarku każda śróbka i każda sprężynka ma swoje przeznaczenie - i nie wolno tych szczegółów przeinaczać bez szkody dla wartości zegarka - podobnie i w społeczności ludzkiej ma swoje przeznaczenie każdy człowiek. Tylko w zegarku sprężyny i kółka nie mają rozumu, więc zegarmistrz je ustawia na właściwe miejsce, człowieka zaś Pan Bóg obdarzył pamięcią, rozumem i wolną wolą na to, by sam sobie to miejsce wyszukał i trwał na nim do końca życia. Kto tego nie uczyni, będzie jak kamień na gładkiej drodze; i jemu źle, gdyż go wozy po kawałku kruszą i ludziom z nim źle, gdyż potykają się na nim i kaleczą nogi. I sam narzeka - i ludzie go przeklinają, a przecież mógł być pożyteczny i błogosławiony, gdyby się był znalazł na swoim miejscu.

JAK MOŻNA POZNAĆ SWOJE POWOŁANIE?

Najłatwiej oczywiście je można poznać, gdy Pan Bóg kogoś bezpośrednio powołuje tak, jak powoływał Abrahama, by opuścił krainę Haran, - Mojżesza, by wyprowadził lud izraelski z Egiptu - św. Jana Chrzciciela, - Apostołów by "poszli za Nim" i wielu, wielu innych aż do naszych czasów. Biada temu, kto takim powołaniem wzgardził, jak Jonasz.

Innym wypisuje Pan Bóg powołanie w ich duszy, wystarczy więc tylko to pismo Boże odczytać i kroki swoje na wyznaczoną drogę skierować.

Jednemu dał Pan Bóg np. wielkie zdolności, powinien więc zdobywać wiedzę, by później siać tę wiedzę w społeczeństwie.

Innemu dał Pan Bóg talent muzyczny, piękny głos itp., powinien więc uczyć się muzyki i śpiewu, by całe życie umilał ludziom ciężką ich walkę o byt i podnosił ich na duchu.

Ktoś inny od młodości wykazuje oprócz zdolności - dobre serce, wszystkim radby usłużyć, zapominając o sobie itp., - najwidoczniej powołuje go Pan Bóg na kapłana.

Jeszcze inny kocha modlitwę, samotność, ma litościwe serce dla biednych itp. - to oznaka powołania do życia zakonnego.

Ktoś inny od młodości interesuje się chorymi, zbiera zioła, lubi przewijać i bandażować rany itp. - nadaje się do służby sanitarnej, a gdy zdolniejszy, na lekarza.

W ten sposób każdy powinien we własnej duszy odnaleźć właściwą ścieżkę swojego życia.

Co zrobić jednak w takim wypadku, gdyśmy odczytali w duszy wyznaczony nam kierunek życiowy, a nie możemy go wykonać z powodu np. ubóstwa?

Należy się uważać za podróżnego, który na stacji kolejowej czeka cierpliwie na swój pociąg - i zamiast tracić czas na bezowocne narzekanie, czyta książkę, pomaga staruszce wynieść tobołki itp. Najczęściej się przekona, że i to czekanie było potrzebne dla niego lub dla bliźnich. Nadto jeżeli nasz pociąg nie nadjedzie, to dowód, żeśmy źle odczytali nasz kierunek podróży, albo zmarnowali już poprzednią sposobność wyjazdu.

To jedno jest pewne, że kogo Pan Bóg powołuje, temu też ułatwi wykonanie tego powołania.

Większość jednak ludzi nie umie we własnej duszy odczytać jakiegoś dla siebie specjalnego powołania i tym się niepokoi?

Niepokój ten jednak jest bezowocny. Zapomnieli widocznie o tym, że istnieje też powołanie i na tzw. szarego człowieka. Przecież nie wszyscy mogą być ministrami, wodzami itp., gdyż muszą być i podwładni obywatele - i szeregowcy przy wojsku. Wszak dowódca przestaje być dowódcą, gdy braknie szeregowców, a szeregowcy przestają być żołnierzami, gdy braknie dowódcy.

Nie znaczy to jednak, że szary człowiek musi być koniecznie biedny, brudny i niewykształcony. Przecież znamy wiele pięknych obrazów, które mają tło srebrne lub nawet złote. I szary człowiek, który stanowi tło społeczne w narodzie, nie musi być szary, ani fizycznie, ani duchowo.

Rzecz tę może lepiej naświetli nam list naszego wieszcza, Juliusza Słowackiego (1809-1849) pisany do matki z Genewy, dnia 12.7.1834 r.: "...Jedyna myśl mię pociesza teraz w życiu: oto zdaje mi się, że jestem tym, czym być powinienem, zdaje mi się, żem nie minął mojego powołania, że zapełniam sobą jedną małą kratkę na świecie. Tak nienawidzę czczo żyjących ludzi, że gdybym dziś w sobie odkrył szczególną skłonność do robienia butów lub zegarków, jutro przystałbym do szewca lub zegarmistrza na naukę..."

Czy jednak nie dzieje się krzywda ludziom, gdy jedni obejmują zaszczytne stanowiska, a inni muszą zadowolić się rolą szarego człowieka?

Tu na ziemi jesteśmy tylko tymczasowo, jak aktorzy na scenie, gdzie jeden gra rolę króla, inny rolę urzędnika lub sługi, ale największe oklaski otrzymuje nie ten, który najzaszczytniejszą miał rolę, ale ten, kto ją najlepiej odegrał. Po śmierci nawet król, gdy złym był królem, pójdzie do piekła, a szary człowiek, gdy sumiennie pełnił swoje obowiązki, może posiąść królestwo niebieskie.

Bóg wszystko urządził i mądrze, i sprawiedliwie, i z miłością. Szczęśliwy, kto umiał siebie znaleźć w Bogu... Trzeba się o to często i szczerze modlić.