O. Kolbe w więzieniu

Ogólnie ocenia się O. Kolbego według dzieł, jakich dokonał, stopnia gorliwości, jaką płonął i bezgranicznego zaufania do Niepokalanej, jakim się odznaczał. Nie to jest miernikiem w sprawach Bożych i manometrem uczuć religijnych. "Świętość nie polega na zewnętrznej gorliwości", stwierdza bł. Pius X. "Praca choćby była najlepszą nie zrodzi trwałych owoców, jeśli nie ma tam prawdziwej miłości". Cała doskonałość polega na miłości Boga i bliźniego. Tę posiadał O. Kolbe. Wielkość jego płynie ż mistycznej więzi z Bogiem i ofiarnej miłości bliźniego. Całość opromienia bezgraniczna ufność do Niepokalanej.

Przez krótki czas znałem O. Kolbego w Auschwitz. Przekonałem się, że miłość Boga byłą motorem jego słów i czynów. Pewnego popołudnia niespodziewanie wchodzę ha izbę chorych. Z odległości obserwuję O. Kolbego. Widzę jak ma ręce złożone na piersiach i zatopiony jest w głębokiej modlitwie. "Cóż Ojciec porabia?" - pytam po chwili. "Z Bogiem rozmawiałem i Niepokalaną" - odpowiada. Głośno się modlił w bunkrze podziemnym tak, iż jego współtowarzysze niedoli mogli go słyszeć i razem z nim się modlić. Nawet po śmierci, jak stwierdza P. Borgowiec, miał ręce złożone do modlitwy.

Ze wszystkich udręk w Niepokalanowie jedną najboleśniej odczuwał: obojętność i usterki braci. "Gdybym przy pomocy Niepokalanej mógł dopomóc takiemu bratu żeby się uświęcił, to chętnie bym życie za niego ofiarował". To samo mówił w obozie. O. Kolbe do każdego podchodził jak pasterz do zbłąkanej owieczki. Gotów był życie swoje oddać, aby drugiego do Boga przyprowadzić. Jego wpływ na więźniów był wielki. W izbie chorych, w której leżał O. Kolbe, nie słyszałem przekleństw ani złorzeczeń. Któż pozwoliłby sobie na to w obecności O. Kolbego. Każdy wie, że tym rani i zasmuca jego duszę. Nawet w bunkrze podziemnym, kiedy głód targał wnętrzności, stawiając nieszczęśliwców na krawędziach rozpaczy, pod wpływem O. Kolbego uspokajali się i pogodzili ze straszliwym losem.

O. Kolbe kochał Boga umysłem i sercem. Swoją intuicją sięgał w niezbadane głębie Bożego życia. "Nie potrafię wam wszystkiego wytłumaczyć" - mawiał. "Powiedziałbym wam, ale może jeszcze czas na to". To świadczyło, że ponad umysłowym poznaniem dostrzegał światło niezmienne. Wyniosłem to również z ostatniego kazania, jakie w Auschwitz do więźniów wygłaszał. Zrozumiałem wtedy słowa: "kto w miłości mieszka, w Bogu mieszka, a Bóg w nim" (1 J 4,15).

Z miłością Boga łączyła się u niego ofiarna miłość bliźniego. O. Kolbe miał ten dar, że umiał pocieszać drugich. Kogo przytłaczały rozpacz łub zwątpienie, zbliżał się do O. Kolbego. Odchodził od niego z lżejszym sercem i pogodną duszą. Swoją intuicją sięgał w najgłębsze pokłady duszy ludzkiej. Jak prawdziwy lekarz stawiał diagnozę, przepisywał lekarstwo, które trzeba było stosować. Jego oddziaływanie indywidualne na więźniów było zadziwiające. W pewne południe otrzymałem w twarz od blokowego Fritza. Sponsowiał mi policzek, a w oczach stanęły łzy. Wśród wyzwisk i przekleństw chwytam się pracy. Godziny dłużyły się jak lata. Przed kim się tu żalić? Do kogo pójść na skargę? Pod wieczór śpieszę do O. Maksymiliana. Opowiadam w detalu co zaszło. "Nie wytrzymam dłużej" - zadecydowałem ze łzami. O. Kolbe słodkim wejrzeniem spogląda na mnie - a potem łagodnym słówkiem dodaje: "Jeżeli Maryja tego żąda, czy możesz Jej odmówić? Podziękuj Jej za to". Odchodziłem podniesiony na duchu. Wstydziłem się - jak daleko mi jeszcze do znoszenia cierpień w duchu całkowitego poświęcenia się Najśw. Maryi Pannie. Człowiek, który całkowicie poświęcił się Chrystusowi przez Maryję, nie może szczędzić żadnego ze swych dobrych uczynków. Wszystko co cierpi i znosi należy do Maryi, aby tym rozporządzać mogła wedle woli swego Syna. O. Kolbe w tym duchu uczył znosić cierpienia. Życie jest [362]ofiarą, bez cierpień byłoby spoczynkiem.

Chodziłem do niego do spowiedzi św. Nie było to tylko wyznanie grzechów ile raczej skarga zbolałej duszy. Jak umiejętnie O. Kolbe leczył rany duszy i rozładowywał potencjał zła w niej nagromadzony. Podchodził z subtelną miłością i łagodnością. Przekonywał w następujący sposób: Nie może być dobrze tam, gdzie jest grzech. Stąd w duszy musi powstać wstręt do grzechu. Wiedząc jakie skutki w naturę ludzką wprowadził grzech pierworodny, zachęcał do pokonywania złych skłonności. Największą przeszkodą jest miłość własna. Kto ją przezwycięży, ten ma otwartą drogę do miłości Boga. Stąd ciągła walka z własnym "ja". W człowieku budzą się myśli, uczucia, chęci, które trącą egoizmem. Trzeba je nieustannie przytłumiać i przez miłość podnosić na poziom nadprzyrodzony. O. Kolbe nakazywał swoją słabą wolę podporządkować mądrej, wszechmocnej woli Bożej i woli Niepokalanej. Czego kiedyś uczył w Niepokalanowie: "Nie ten zakonnik jest dobry, który wiele pracuje, ale ten, który spełnia wolę przełożonych, bo w niej zawarta jest wola Niepokalanej", tak samo uczył w obozie.

Usuwanie egoizmu i wszystkiego, co z tym się łączy, to dopiero część negatywna pracy wewnętrznej. To urzeczywistnienie słów Chrystusa: "Zaprzyj samego siebie" (Mt 6,24). Po niej idzie praca pozytywna, polegająca na naśladowaniu Chrystusa "pójdź za mną" (Mt 16,24). Ten jest najlepszy na ziemi, kto najwierniej odzwierciedla życie Chrystusa. Z łudzi najpiękniej uczyniła to Niepokalana, stąd Ona jest żywym drogowskazem do Chrystusa. Trzeba umieć korzystać z każdej łaski, jaką nam Bóg daje. Każdy obowiązek, jaki w danej chwili na nas spada, związany jest z osobną łaską uczynkową. Należy z nią współdziałać. Wtedy dusza żyje Bogiem, zdobywa prawdziwą doskonałość. Wtedy moc Chrystusa ożywia wszystkie poruszenia duszy i staje się motorem całego naszego życia moralnego. Kto poznał franciszkańską ascezę i mistykę, ten przyzna, jak O. Kolbe odtwarzał ją we własnym życiu i wsączał w serca innych.

O. Kolbe był człowiekiem zamkniętym w sobie. Lubił milczenie i kontemplację. Całe jego życie wypełniał ciągły pęd. W sercu przytłoczonym troskami kłębiło się tysiące problemów. Włączony był w nurt walk i perypetii duchowych, a mimo wszystko zawsze sobie zdawał sprawę, czego chce i co się z nim dzieje. Umiał zachować równowagę ducha wśród największych przeciwności nawet wtedy, gdy kat podchodził do niego z zastrzykiem karbolowym. Cechowało go przez całe życie skupienie wewnętrzne, które nie tamowało swobody myśli, ale uzdalniało do czynów przemyślanych i konsekwentnych. Miał jasny ceł, który z całą energią w czyn przekuwał. A tym celem to zdobycie dusz ludzkich dla Chrystusa przez Niepokalaną.

O. Kolbe to nie jakiś chodzący ideał z nieba, człowiek bez nerwów, czy namiętności. To natura namiętna, pełna ekspansji i tężyzny życia. A jednak nigdy nie zauważyłem, by wybuchał gniewem lub niecierpliwił się. Ileż tam było zaparcia siebie, panowania nad skłonnościami porywczej natury. Ileż wytężonej, nieustannej pracy nad sobą. O Kolbe był człowiekiem z charakterem. - Der Pfaffe ist ein ganz ausgewöhnlicher Mensch. - Ten klecha to nadzwyczajny człowiek - stwierdzili to esmani, najwięksi wrogowie - patrząc na jego zachowanie się w bunkrze głodowym. Charakter to stałe usposobienie, nakłaniające człowieka do wiernego spełnienia obowiązków mimo zewnętrznych trudności. Ileż O. Kolbe zużył sił i zadał sobie gwałtu, zanim utrwalił w sobie tę stałość i wierność w spełnianiu obowiązków. Przeszedł on wszystkie etapy wewnętrznej pracy nad sobą aż do szczytów prawdziwego człowieczeństwa. Stąd płynęła ta znajomość słabości ludzkich i umiejętność podejścia do łudzi. W tym leży najgłębsza tajemnica jego wielkości i wpływu na więźniów. Gdy poszedł dobrowolnie na śmierć, w całym obozie dał się słyszeć jeden glos podziwu dla heroicznej postawy kapłana katolickiego. Kapo Joseph - przezwany krótko "Jup" - znany w obozie ze swej nienawiści do kapłanów, powiedział: Das ist eine wahre Nächstenliebe - to prawdziwa miłość bliźniego.

Tę głębię życia wewnętrznego opromieniała bezgraniczna mi[363]łość Niepokalanej. Bez Niepokalanej nikt nie zrozumie sensu życia i męki O. Kolbego. Wola Niepokalanej była dla niego wszystkim. Dokuczało mu zapalenie nerek, czy choroba płuc, mawiał krótko: "Taka jest wola Niepokalanej, trzeba ją chętnie spełniać". O Niepokalanej mówił przy pracy, w szpitalu, w bunkrze, przy każdej spowiedzi św. Mamy się stać narzędziem w Jej ręku. Niech czyni z nami, co Jej się podoba. W obozie O. Kolbe miał do dyspozycji nieszczęśliwe, nabrzmiałe cierpieniami serca więźniów. W nich pisał .rylcem żywego słowa i - przykładem własnego życia. Zapalał je do miłości Niepokalanej. W swojej pracy nie ustawał. To co stanowiło treść dwunastego rozdziału reguły franciszkańskiej urzeczywistniał w innej formie w obozie. Maryja jest Pośredniczką wszystkich łask i Odbiorczynią ludzkich próśb. Czyż może istnieć na ziemi człowiek, który by do Niej nie należał. Tę ideę O. Kolbe szerzył z męstwem prawdziwego rycerza, który nie zna granic poświęcenia, i w końcu życie swoje oddaje.

Głębia życia wewnętrznego i miłość Niepokalanej to tajemnicze, mistyczne źródła wielkości O. Kolbego. Tym się tłumaczy jego wpływ na więźniów i trwałość dzieła, które zbudował. Dziesięć łat upłynęło od śmierci i ciągle żyje wśród nas. Żyje jego dzieło, jego duch. Jestem przekonany, że O. Kolbe nie spocznie w niebie, dopóki wszystkie dusze nie klękną u stóp Maryi i nie urzeczywistnią jego idei o uniwersalnym władztwie Niepokalanej.