O. Bernard Łubieński

Sylwetki katolickie 28

Jednym z najpopularniejszych misjonarzy w Polsce był O. Bernard Łubieński. Jeszcze go pamiętają dobrze w Poznaniu, gdy podczas misyj w kościele św. Marcina, w parę lat po pierwszej wojnie światowej, przepowiedział z kazalnicy, iż tenże kościół rozpadnie się w gruzy, a ulicą Nową w centrum miasta popłynie krew w przyszłej, straszliwej wojnie, za to, że nie ma w Narodzie poprawy, mimo co dopiero poniesionych klęsk po przebytej nawałnicy... Jesteśmy świadkami spełnienia się proroctwa świątobliwego zakonnika, który tak bardzo ukochał dusze swych rodaków. Przez długie lata służył im z oddaniem, pragnąc im nieba przychylić, a chwalę Boską powiększyć.

O. Łubieński urodził się 9 grudnia 1846 r. w Guzowie k. Żyrardowa, w rodzinie Bogu i Ojczyźnie wielce zasłużonej. Los chciał, że już w wczesnej młodości czytał dzieła św. Alfonsa, założyciela Zakonu Redemptorystów, do którego później w Anglii miał wstąpić. Zajęcia ojca chłopca zaprowadziły rodzinę Łubieńskich do Petersburga, a w r. 1858 wysłano obu synów na studia do Ustran w Anglii. Przyznaje się Bernard, że zrazu był leniuszkiem matury nie złożył, ale później poprawił się do tego stopnia, że ani chwili nie tracił daremnie. Miał sposobność poznawania znakomitych osobistości i korzystał z nich dla własnej nauki i cnoty. Po rekolekcjach wybrał stan duchowny, został redemptorystą, wrócił do kraju, i po długich staraniach założył w Mościskach pierwszy klasztor OO. Redemptorystów w Polsce.

O. Bernard był szczęśliwy, że mógł zacząć działalność apostolską na polskiej ziemi i z całym zapałem zabrał się do niej. Jednakże na samym początku pobytu nałożył mu Pan Bóg ciężki krzyż: paraliż organizmu. Mimo leczenia pozostała mu sztywna noga. I mówi się, że właśnie opanowanie tego kalectwa u O. Bernarda, który w niczym sobie nie folgował, działało na wiernych, jak najwymowniejsze kazanie...

Po bohatersku przeorał misjami, rekolekcjami, spowiedziami polską ziemię dusz i obudził w nich mnóstwo cnót do wysokich szczytów. Miał wielkie poszanowanie dla człowieka, nie tylko jako jednostka dobrze wychowana z wyrobionym charakterem, ale jako sługa Boży, który pragnie prawdziwego szczęścia dla swych bliźnich i przypomina im ich cele i wartości wieczne. O. Bernard odznaczał się właśnie niesłychanym umiłowaniem dusz, które starał się wyrwać z pęt przyziemności. Ileż dobrych dzieł powstało na jego zachętę. Długie życie pozwoliło mu dotrzeć do najmniejszych osiedli w Polsce. Nie gardził i najskromniejszymi. W sprawach dusz nie ma rzeczy małych!

Syt pracy i zasług, legł jako kłos dojrzały do zżęcia w r. 1933 - tak niedawno! za naszych czasów! - 10 września zasnął cicho na wieki.

Zyskaliśmy Orędownika w niebie - mówiono o O. Bernardzie zaraz po śmierci! Polecajmy mu nasze dzienne sprawy, osobiste i ogólne, aby okazała się moc cnoty świątobliwego Polaka!