Nowe uzdrowienie w Lurd
Drukuj

Dobroć Najśw. Panny jest niezmierzona... W obecnych czasach, kiedy niewiara i zwątpienie a nawet rozpacz miotają sercem ludzkiem, Ona przybywa z pomocą, dodaje sił i pociesza. Aby móc zachęcić nas do ufania Jej bez granic, wyprasza cuda, byle tylko znękani trudem mieszkańcy ziemi nie tracili wiary w miłość Boga i Jej przemożne wstawiennictwo.

Pośpieszyła z pomocą Robertowi Guyst z Bourget we Francji. 42-letni Guyst zaniemógł nagle w listopadzie 1933 r. na silne bóle brzucha, przyczem gorączka podniosła się do 39° i mimo liczne zabiegi lekarskie - nie ustępowała zupełnie. Sądzono, że to malarja, przypuszczenie to jednak okazało się bezpodstawne. W końcu lekarze poczęli przypuszczać, że choroba rozwija się na podłożu zakażenia bakcylami. Tymczasem stan zdrowia chorego pogarszał się z dnia na dzień, wskutek czego udzielono mu Ostatnich Sakramentów św.

Mimo liczne dolegliwości Guyst żył jeszcze; wkrótce cierpienia jego powiększył olbrzymi guz, który wytworzył się w okolicach stosu pacierzowego. W marcu 1934 r. lekarze dokonali operacji, nie znajdując w nim śladów przypuszczalnych bakcyli. Tymczasem rana zaczęła silnie ropieć, że musiano zastosować specjalne, zabiegi (t. zw. dreny). Chory nikł w oczach, równocześnie ilość czerwonych ciałek krwi poczęła gwałtownie maleć (z 4 miljonów w początkach lutego do 1½ miljona pod koniec marca). Męczące bóle w jamie brzusznej rozszerzyły się na nogi, zwłaszcza na lewą, która dotąd pozostała bezwładna.

Guyst czuł się coraz gorzej. Dnia 3 kwietnia, zdawało się, że pożegna się z tym światem. W tak krytycznej chwili żona przyniosła mu wody z Lurd, którą natychmiast wypił. Odtąd pewne polepszenie nastąpiło i chory opuścił szpital w połowie maja tegoż roku, - bóle jednak dokuczały nadal.

W lecie Robert Guyst dołącza się do pielgrzymki, udającej się do Lurd. Opiekujący się nim dr. Leroy wydał mu wtedy następujące świadectwo:

"Historja tego chorego jest dziwna. W ciągu kilku tygodni sądziliśmy, że mamy do czynienia z rozwojem bakcyli, który zakończy się zlokalizowanem ropieniem, a następnie fatalnie dla całego organizmu. Nadmienić wypada, że człowiek ten podlegał malarji i zespół symptomów (objawów) utrudniał bardzo diagnozę (rozpoznanie choroby - dop. red.), tem bardziej, że u chorego wykryto oznaki niebezpiecznej anemji".

Podróż dla chorego była naprawdę męczarnią. Po przybyciu do Lurd gorączka nie opuszczała go i rana stale ropiała, mimo codzienną zmianę opatrunku. Przez trzy dni zrzędu kąpano chorego w cudownem źródle. Na trzeci dzień stało się coś, o co cierpiący Guyst z poddaniem się Woli Bożej prosił gorąco Niepokalaną Dziewicę: po kąpieli uczuł; że jest zdrowy, wstał i chodził bez trudu. Równocześnie zniknęła gorączka, a rana zabliźniła się. Jakie uczucia napełniły jego duszę, wie tylko on i Ta, Której dziękczynne słał modły...

Uzdrowienie Guysta stwierdzono oficjalnie następnego dnia w Biurze Sprawdzeń, dokąd cudownie uzdrowiony przybył osobiście. Dnia 30 czerwca 1934, t. j. w tydzień później po uleczeniu, wspomniany dr. Leroy wydał następujące świadectwo:

"Leczyłem p. R. Guyst’a od 27 listopada 1933 r. w schorzeniu niezmiernie skomplikowanem, które zakończyło się ropnym wrzodem u nasady lewego uda. Wrzód ten powodował w skutku defekt dolnego stawu lewego, łączącego udo z kośćmi miednicy i nogi z udem. Chorego dziś ujrzałem z powrotem już zdrowego, przybyłego na rowerze, o nogach całkowicie prostych, nie utykającego przy chodzeniu".

W sierpniu ub. r. Guyst przybył ponownie do Biura Sprawdzeń w Lurd celem zbadania stanu zdrowia. Lekarze uznali go za zupełnie zdrowego, a jako ślad minionej choroby - zagojoną bliznę. Nauka lekarska nie umie wytłumaczyć takiego uleczenia, toteż mogło to nastąpić jedynie w sposób nadprzyrodzony.