Nigdy nie było tylu
Drukuj

Podział jak na Sądzie Ostatecznym

- Nigdy nie było tyle pięknych ludzi, co obecnie - tłumaczył mi kiedyś podczas wojny mój przyjaciel Antoni F., starszy już pan.

- Przeciwnie - oburzyłem się - nigdy nie było tylu łajdaków, co teraz!

- Młody jesteś, mylisz się, widzisz, dawniej wszyscy ludzie byli mniej więcej jednakowo, dobrzy, ale od jakiegoś czasu ogólna masa ludzka nie jest jednolita pod względem moralnym. Jedni coraz częściej ułatwiają sobie życie postępowaniem złym, lecz w tym samym czasie inni postępują coraz szlachetniej, chociażby to nie wiem ile ich kosztowało. Ludzie po prostu dzielą się dziś na dwie odrębne grupy: coś, jak na Sądzie Ostatecznym - powiedział Antoni.

Słowa jego wziąłem do serca i, rzeczywiście, od tego czasu coraz więcej spotykam wyjątkowo szlachetnych ludzi, jak choćby małżeństwo Błaszczaków.

Niezwykłe zaproszenie

Pan Błaszczak, młody człowiek, jest szewcem, mieszka na przedmieściu. Zajmuje osobny, mały, drewniany domek. Sprowadziłem się niedawno w tamte strony i stąd nasza znajomość, a zaczęła się któregoś dnia w październiku zeszłego roku.

Tego to dnia wieczorem wróciłem z pracy przemoczony do nitki. Zdjąłem mokre a nałożyłem na siebie suche, inne ubranie. Przy tej okazji zauważyłem, że buty robocze są bardzo "sfatygowane". Udałem się więc zaraz do szewca. Trafiłem na ostatnią chwile, bo małżonka Błaszczaka przygotowywała już wieczerzę. Szewc obejrzał buty, sprzątnął warsztat: gawędziliśmy, bo rzemieślnik, okazał się bardzo rozmownym i wesołym człowiekiem. On i jego żona, oboje młodzi, ona - bardzo miła kobieta, dzieci - czworo drobiazgu w wieku - może dwanaście, dziewięć, pięć lat. Najmłodszy dzieciak mógł liczyć z półtora roku. Wszystkie ładne, czyściutkie - jak z obrazka. W domu - schludnie, choć ubogo, ale tak jakoś miło, że nie chciało się wychodzić.

- Niech Pan zostanie u nas na kolacji - zapraszał szewc. Zdziwiłem się, ale i ucieszyłem.

- Prosimy - zwróciła się do mnie jego żona.

Zostałem. Zacząłem się bawić z najmłodszymi dziećmi, rozkoszne bobasy kleiły się do mnie. Tymczasem szewc umył się i przebrał. Zasiedliśmy do stołu. Podano wieczerzę, domownicy wstali, odmówili na głos modlitwę przed jedzeniem. Spożywali dary Boże, potem znów - modlitwa po jedzeniu odeszliśmy od stołu. Dzieciaki teraz szalały, bo i... tata okazał się dobrym kompanem do zabaw dziecięcych.

Tymczasem przystojna pani Błaszczakowa posprzątała po kolacji, pomyła naczynia i przygotowała łóżeczka dla dzieci, po czym zbliżyła się do męża, goniącego małego Tadzika. i rzekła cicho:

- Czy będzie dziś różaniec?

- A co, ma nie być? - odrzekł szewc z uśmiechem i nakazał dzieciom spokój.

- Ale pan dziś jest gościem - wskazała na moją osobę.

Szewc popatrzył na mnie pytająco.

- Czy państwo u siebie odmawiają różaniec? - zwróciłem się do nich.

- Tak, jeżeli nie idziemy do kościoła.

- Chętnie zostanę, jeżeli państwo pozwolą.

Szczęśliwe rodziny

Uklęknięto do pacierza. Pan Błaszczak teraz mi zaimponował: klęcząc na obydwu kolanach, ręce złożył pobożnie. Jego żona miała obok siebie Tadzika. Właśnie gdy wszyscy uklękli, prowadziła jego rączkę przy robieniu znaku krzyża. Dzieciak spokojnie klęczał: w białej koszulce, z rączkami złożonymi, z jaśniutkimi włoskami spadającymi grzywką na śliczną buźkę - wyglądał jak aniołek. Wszyscy czekali, aż Tadzik się przeżegna, po czym dopiero zaczęto krótki pacierz. Odmawiał go na głos pięcioletni Staś, a my chórem powtarzaliśmy za nim Ojcze nasz, Zdrowaś, Chwała Ojcu i Wierzę w Boga. Następnie Staś z Tadzikiem ucałowali rodziców "na dobranoc" i udali się na spoczynek, a wówczas szewc ze mną i starszymi synkami rozpoczął różaniec. Wkrótce wróciła od dzieci jego żona i przyłączyła się do nas. Zgasiła przedtem światło, tylko przed obrazem Matki Bożej migotała maleńka lampka, drżąc czerwienią. Wpatrzeni ufnie w obraz Matki Najświętszej, powtarzaliśmy "zdrowaśkę" za "zdrowaśką".

Pan Błaszczak ma ciekawy sposób odmawiania różańca. Przed pierwszą tajemnicą radosną powiada: "W tej tajemnicy myśleć będziemy o tym, jak anioł wyjaśnił Najświętszej Pannie, że będzie matką Pana Jezusa i zarazem prosić będziemy o światło Boże, by każde z nas wiedziało, jak postępować, żeby żyć tak, jak żyli Święci.

Przed drugą tajemnicą kazał prosić o dobrych przyjaciół. Przed trzecią - żeby Dzieciątko Jezus nigdy nie opuszczało ich serc. Przed czwartą - ofiarowano się na usługi Niepokalanej Dziewicy, a przed piątą - proszono, by wszyscy członkowie rodziny odnaleźli się w niebie.

Klęczałem razem z tymi kochanymi ludźmi i ogarniało mnie wzruszenie coraz większe. Stanęły mi w pamięci, jak żywe, lata mego dzieciństwa. Taka sama lampka, tylko oliwna, świeciła się przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej. Tak samo moja śp. najlepsza matka zbierała nas wieczorem do pacierza. I różaniec odmawialiśmy wspólnie. A w okresie Bożego Narodzenia, Wielkiego Postu - śpiewaliśmy kolędy, pieśni pobożne...