Niezwyciężony

W wielowiekowym czasie swego istnienia świat cały był świadkiem różnorodnych zjawisk. Powstawały narody i państwa, dochodziły do najwyższego szczytu potęgi i sławy, potem ginęły w pomroce dziejów, ustępując miejsca innym ludom i narodom.

Minęła hegemonja Faraonów, krwawe rządy Asyryjczyków. Historja zapisała wielkie czyny Cyrusów, Miltjadesów, Temistoklesów, lecz to, co powstało ich wysiłkiem, zasypała gruzem popiołu niedaleka przyszłość. Zbladła sława Aleksandra Wielkiego, Cezara, Oktawjana. Twórcy potężnej Macedonji i światowładnej Romy, odegrawszy swe role, odeszli w zaświaty, a dzieło ich obróciło się w gruzy.

Taki jest koniec wszystkich dzieł ludzkich.

Wśród narodów, społeczeństw i kultur jedno tylko dzieło ostało się, Kościół święty katolicki. Ale bo też jest on dziełem nie ludzi, lecz Boga!

* * *

Rzućmy wzrokiem na pochód wieków dwudziestu.

Nadszedł czas przyjścia Syna Bożego na ziemię. Jego poprzednik wzywa lud do pokuty, przygotowuje drogę Panu. Świat jednak, ten zły świat, który uznaje tylko doczesność i to, co mieści się w jej ramach, a nie chce wznieść się ponad tę szarzyznę ziemską - nie słucha wołania św. Pokutnika. Nie dość na tem! On go zabija. "Uczniowie (św. Jana) przyszli i wzięli dało jego i złożyli je w grobie" (Mar. 6,29).

Na widownię występuje Chrystus. Przyszedł z nieba, aby zbawić ludzi, ale ci Nim wzgardzili. "Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli" (Jan).

- Na krzyż z Nim - zakrzyknęła tłuszcza. "A oni szedłszy, obwarowali grób, zapieczętowawszy kamień, ze strażą" (Mat. 27, 66).

Zbawiciel świata pogrzebany. Fałszywi oskarżyciele sądzili, że wraz z Nim złożono do grobu Jego ideały, założony Kościół. Lecz próżna nadzieja sanhedrynu! "Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata" (Mat. 28, 20), - mówi Jezus. A Kościół, który za

łożyłem, - wyjaśnia dalej, jest niezwyciężony. "Bramy piekielne nie zwyciężą go" (Mat. 16, 18). Słowa te realizują się wkrótce. Bo już w, roku następnym:

"Liczba wierzących wzrastała z dniem każdym" (Dz. Ap.). Zawiodły niecne plany wrogów Chrystusa.

Walka jednak trwa dalej. Nieprzyjaciel nie chce ustąpić.

Potężni imperatorzy światowładnej Romy pracują trzy wieki zawzięcie, chcąc zniszczyć Kościół św. 10 miljonów chrześcijan ginie na arenach cyrków, pod kłami dzikich bestyj i wśród najokropniejszych męczarni. Lecz "krew męczenników jest nasieniem chrześcijan"! Kościół żyje w katakumbach, a życie to podminowuje fundamenty zmurszałego pogaństwa.

Rok 303. Krwawy Dioklecjan sroży się i wścieka, mordując zawzięcie wyznawców Chrystusa. Świat pogański raduje się, iże w płomieniach dziesiątego prześladowania wytracono doszczętnie imię chrześcijańskie na ziemi. W Hiszpanji wznoszą pomnik - kolumnę z napisem: "Wielkiemu imperatorowi Dioklecjanowi za zburzenie religji chrześcijańskiej".

Czyżby naprawdę tak było? Mija lat kilka zaledwie. W r. 303 na tronie Dioklecjana zasiada Konstantyn Wielki. Krzyż jego sztandarem - w tym znaku zwycięża.

Ale wróg Kościoła nie myśli ustąpić z placu boju. Oto w r. 341 Juljan Odstępca zrywa z Kościołem. "Co robi syn cieśli?" - pyta cynicznie. A ktoś odpowiada mu: "robi trumnę dla ciebie". Prorocze słowa. Bo oto ten, który za wszelką cenę chciał zniszczyć religję chrześcijańską, dowieść światu, że nauka Chrystusa jest fałszem -brocząc własną krwią, wołał w męce konania: Galileae, vicisti - Galilejczyku, zwyciężyłeś! Był to rok 393.

Chrystus zwyciężył i króluje nadal. A ci, co z Nim walczyli, zczeźli, minęli, pozostało o nich głuche echo w historji, świadczącej o ich haniebnych czynach i ostatecznej porażce.

Nie tu koniec! Podczas gdy nienawiść można i uzbrojona walczy z Kościołem od zewnątrz, równocześnie dziesiątki herezyj podgryzają drzewo Kościoła od wewnątrz. Gnostycyzm, manicheizm, montanizm, antytrynitaryzm, a nieco później arjanizm, pelagjanizm, nestor ja-nizm, obrazoburcy, schizma wschodnia i wiele innych - rzucają się, targając żywe ciało Kościoła świętego.

I z tej walki Kościół wychodzi zwycięsko! Sekciarstwo zaginęło, lub dogorywają jego szczątki, a namiestnik Chrystusa ogłasza Urbi et Orbi - miastu i światu - nieomylnie słowo Boże.

Nadchodzi rok 1546. Marcin Luter odrywa od Kościoła tysiace dusz. - O, Papieżu - krzyczy z radości - za życia byłem twoim biczem, po śmierci będę twoją śmiercią!

Atoli już następnego dnia znaleziono Lutra bez życia. Cztery wieki mijają, a Papież - jak dawniej - przewodzi owczarni Chrystusowej.

W 200 lat później bezbożny Wolter rozpoczyna zawziętą i straszną walkę z Kościołem. "Za dwadzieścia lat Kościół katolicki zniknie z powierzchni ziemi" - woła zarozumialec. Kto to Wolterowi objawił, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, i to z matematyczną pewnością, że dokładnie w dwadzieścia lat od wygłoszenia tego proroctwa t. j. w r. 1778 umarł w rozpaczy sam "prorok" - Wolter. Mała pomyłka - zamiana roli z Papieżem.

Lecz w niedługim czasie na łódź Piotrową uderza nowa fala prześladowań. Posiew racjonalistów i bezbożników wszedł - wkrótce ujrzano przeklęte jego owoce. W 1789 r. rozgorzał ogień krwawej rewolucji francuskiej. Usunięto Boga, zbeszczeszczono Jego ołtarze, bóstwem mianowano rozum a ulicznicę paryską posadzono na ołtarzu. Motłoch przyszedł do głosu i zaczął się bawić. Niszczono kościoły, mordowano tych, co Chrystusa nadal uznawali za Boga. Puszczono w ruch gilotynę - tysiące głów potoczyło się z głuchym łoskotem.

Jezus i św.Piotr

Lecz już w r. 1801 Napoleon podpisuje konkordat z Papieżem Piusem VII.

Powstają później groźni wrogowie Chrystusa i Jego Kościoła - uczeni filozofowie, herezjarchowie, masonerja, międzynarodowe żydostwo, krwawy socjalizm i komunizm. I pienią się w swej nienawiści straszliwej. Oni, deklamatorzy pięknych haseł o wolności, braterstwie, równości - okropną przemocą, gwałtem, terorem najstraszliwszym prześladują Kościół i jego członków. Biedni zaślepieńcy, nie wiedzą, że tysiące im podobnych połamało sobie zęby o opokę Piotrową, którą chcieli skruszyć.

Zniknął sanhedryn, wydający niesprawiedliwie wyrok na Chrystusa, przeminęli niesławnie Neronowie, Dioklecjany, Arjusze, Lutry. Idzie już czas, że krwawych carów bolszewji, podpalaczy hiszpańskich, meksykańskich Callesów i ich międzynarodową brać masońską zmiecie zawierucha dziejów, a Kościół Chrystusów trwać będzie aż do skończenia wieków.

Bo moce piekielne nie zwyciężą go!