Nieśmiertelność duszy w świetle nauki

Sądząc z czysto fizycznego punktu widzenia, śmierć wydaje się końcem wszystkiego. Gdy jednak utkwimy wzrok w drobnej iskierce świadomości, która ma zdolność "czytania za Bogiem w Jego myślach" przez poznanie praw, rządzących gwiezdnym wszechświatem, rozpoznawania moralnego prawa, tkwiącego w naszych piersiach, a nawet stawianie sobie pytań: "skąd się wziąłem?" i "czy będę jeszcze żył znowu?", nasuwa się prawdopodobieństwo innego rozwiązania zagadnienia.

Materialista, oczywiście, przeczy istnieniu duszy. Dla niego myśl jest funkcją mózgu i niczym więcej. Mówi on, że "mózg wydziela myśl, jak wątroba wydziela żółć", nie pamiętając o tym, że żółć jest substancją materialną. Jeśli przypadkiem - mówi on dalej - zranicie się w czaszkę lub utracicie jakąś część jej zawartości, wówczas nie możecie już myśleć tak jak kiedyś - pamięć jest nadwyrężona, albo tej nie możecie nazywać rzeczy właściwymi nazwami. Dowodzi to, że myśl jest wytworem materii, a przynajmniej jest od niej absolutnie zależna, i że więc nie ma takiej rzeczy jak dusza.

Psycholog jednak dochodzi do innych wniosków. Według niego przypadek uszkodził jedynie INSTRUMENT, nie zaś samą duszę. Jak Beethoven nie mógłby właściwie zagrać swych sonat i symfonii, gdyby brakło jednej oktawy w klawiaturze jego pianina, tak samo nie mógłby skomponować żadnej sonaty, gdyby mu zabrakło jakiejś części mózgu. Zepsuty instrument pęta czyny swego pana. A psuje się on bardzo łatwo.

Dr Maudsley, prof. Carpenter, prof. Schultze i inni sławni psychologowie mówią nam, że drobna grudka szarej substancji mózgu, NIE WIĘKSZA OD ŁEBKA SZPILKI, zawiera w sobie wiele tysięcy komórek kulistych i włóknistych, mocno z sobą splątanych! Zgodnie z szacunkiem Meynerta, samych komórek splotów nerwowych w zwojach ludzkiego mózgu jest nie mniej od 600 milionów! żadne słowa nie mogą właściwie oddać niezrównanej delikatności i drobiazgowej dokładności budowy mózgu i zawiłości jego układu. A co jeszcze dziwniejsze: każdej czynności umysłu towarzyszą zmiany w budowie substancji mózgu. Komórki jej nie tylko są niezliczone, ale są one w stanie ciągłego mnożenia się, wzrostu, rozpadu i odnawiania! Sprawia to czynność umysłu, bo przewodzenie siły umysłu przez komórki kuliste powoduje rozpad miazgi wydłużonych komórek nerwowych, które wiją się między nimi we wszystkich możliwych kierunkach. Uczeni wyznają, że "nie ma ani najsłabszego światełka, które by ukazało drogę, na jakiej energia, tak uzyskana z rozpadu pulpy (miazgi), zmienia się w zjawiska świadomości. Nie ma wyjaśnienia, w jaki sposób drganie Pulpy zmienia się w myśl i czucie. Niezgłębiona przepaść rozciąga się daleko poza najbardziej wysunięte zdobycze najśmielszych fizjologów". I naprawdę, odrzucenie pojęcia siły duchowej, duszy, leżącej poza tą pulpą mózgową, oznacza odrzucenie wszelkiego możliwego wyjaśnienia...

Co więcej, pomimo tego, że każda cząstka materii w ludzkim mózgu zmienia się całkowicie i często w ciągu życia człowieka, jednakże W TYM USTAWICZNYM PRZEPŁYWIE DROBIN NIC ŚWIADOMOŚCI NIE ULEGA NAJMNIEJSZEJ PRZERWIE OD NIEMOWLĘCTWA Aż DO ŚMIERCI. Ten sam niematerialny mistrz panuje nad instrumentem, choć trzeba go często naprawiać. Innymi słowy, wśród wartkiego nurtu materii, w tym ustawicznym rozpadzie i odnowie cielesnej, w tej nieustannej zmienności, NIEZMIENNĄ POZOSTAJE TYLKO NASZA OSOBISTA TOŻSAMOŚĆ, ROZPOZNANA ŚWIADOMIE. W tej niezmiennej nici świadomości jednostkowej znajdujemy dowód istnienia niematerialnej duszy, niezależnej od zmian materialnych, a zatem niezależnej przypuszczalnie również i od rozkładu ciała.

Zdumiewające jest jeszcze i to, że owa dusza może prostym rozkazem woli wezwać do stawienia się przed siebie niezliczone punkty leżące wzdłuż tej nitki świadomości, której innym mianem jest pamięć. Komórki mózgu, oka, uszu i innych działów cielesnego czucia nie są już te same. co wtedy, gdy wypadki, tak powoływane, uczyniły na nerwach czuciowych wrażenia, a JEDNAK DUSZA, KTÓRA PRZEŻYŁA TE ZMIANY, MOŻE JE SOBIE PRZYPOMNIEĆ! Głosy i krajobrazy, twarze i słowa, muzyka i nawet subtelne zapachy, wszystko to stawi się na wezwanie, bo, choć tabliczka, na której się te wrażenia zapisały, zmieniła swój skład, to dusza może dowolnie odczytywać te zapiski, jak gorąco wydobywa na wierzch rękopisu słowa, zapisane kiedyś niewidocznym atramentem.

A cóż to znów jest za władza, która bada jakieś kropki i zakrzywione litery na zapełnionych drukiem stronicach i chwyta z nich od razu doskonałą muzykę, natchnioną poezję, lub nawet słowa Samego Boga? Czy i ta zdolność jest również tylko funkcją materii? A co za władza PIERWOTNIE napisała te kropki i pokrzywione kreski, wyraziła w nich te szlachetne uczucia i utrwaliła w nich nieśmiertelne znaczenie, które może wprawić w drżenie serca milionów w każdym czasie? Czy ta siła nie jest czymś absolutnie i istotnie różnym od zadrukowanej materii i ręki, która drukuje?

Ze wszystkich ziemskich stworzeń tylko człowiek spogląda z cienkiej skorupy stygnącej ziemi w głębie gwiezdnej przestrzeni i zapytuje, co to wszystko oznacza. Tylko on czuje, że Jego dusza może przeniknąć wszędzie tam, gdzie sięgnie jego myśl i wyobraźnia. Zazwyczaj się mówi, że nie można naukowo udowodnić faktu, że dusza żyje po śmierci ciała. Niech i tak będzie. Ale CZY FIZYCZNE I NAUKOWE METODY SĄ JEDYNE, KTÓRYCH MOŻNA UŻYĆ DO TAKIEGO DOWODZENIA? Pamiętajmy o tym, że, jeśli nauka ule może dowieść, że dusza tyje po śmierci ciała, to nie może ona również do wieść że dusza nie żyje po śmierci ciała.

Wszyscy uczeni godzą się na twierdzenie, że MATERIA jest niezniszczalna, ponieważ jej składowe czynniki, atomy, nigdy nie giną. Ale skoro tępa, bezmyślna materia tak trwa, to czy jest nierozsądnym przypuszczenie, że niezniszczalnym jest również to, co jest DUCHOWE? Oczywiście, Bóg może Swoją wszechmocą unicestwić duszę, ale czy Jest możliwe, żeby pragnął On zniszczyć duchowe życie, które powołał do bytu? Mając na uwadze fakt, że LUDZKIE ZDOLNOŚCI NIE ROZWIJAJĄ SIĘ TUTAJ W PEŁNI, nie uznamy chyba za zgodne z mądrością Wszechmocnego Boga tego, że po tylu niezliczonych latach przygotowania pozwala On ludzkiej rasie umrzeć bez wypełnienia zapowiedzi, jakie są jej naturze wrodzone. Tutaj są one niespełnione, to jest pewne. Czy więc nie jest naturalne oczekiwanie innej sposobności tego wypełnienia? Gdyby zdolności ludzkie kończyły się w grobie, Boskie dzieło wydałoby się niedoskonałe. Gdyby to krótkie życie miało być wszystkim, wówczas człowiek, który spodziewa się czegoś lepszego i wyższego, niż obecny los, który czuje miłość silniejszą od śmierci i tęskni do połączenia się z umiłowanymi, jakich stracił. Jest wyszydzany przez ułudę, równie pobudzającą do szaleństwa, jak złudną. Przyjmując to przypuszczenie, uczynimy historię ludzkości tragedią, a duszę ludzką bezcelową.

Mamy wewnątrz nas praktycznie nieograniczone możliwości zdobywania wiedzy i pilnie potrzebujemy tej wiedzy. Jednakże w tym życiu możemy, jak to powiedział Newton, wyrzucić tylko parę muszli na brzeg z oceanu prawdy. Jest to tak, jakby człowiek, który z trudem nauczył się czytać, otwarł pierwszą książkę i odczytał parę wierszy tylko, a zaraz po tym oślepł. Wszystko w niezliczonych postaciach życia zwierzęcego i roślinnego w około nas wypełnia swoje zamierzenia. W człowieku jednak mamy istotę, która zaledwie zaczęła swoją pracę i już ją musi opuścić. Szlachetny poganin, moralista Plutarch, powiada: "Jeśli Bóg tak wiele daje stworzeniom, w których nie ma nic trwałego, nic stałego, nic, co by przypominało Jego Samego, to w takim razie jest On żartownikiem. Zwrócenie bowiem tylu starań na takie stworzenia byłoby z Jego strony naśladowaniem tych, którzy zakładają ogrody w muszlach ostryg".

Podobną trochę myśl wyraził Goethe w swej krytyce "Hamleta": "Potężny zamiar, widoczny w duszy ludzkiej, podobny jest do dębu; posadzonego w doniczce z chińskiej porcelany. Rozwijające się nasienie rozsadzi naczynie. Podobną niedorzeczność głoszą ci, którzy, ograniczają istnienie człowieka do ciasnego okresu między kolebką i grobem. Czyż roślina musi uschnąć po rozsadzeniu naczynia? Nawet sceptyk Buckle napisał, że "wiara w życie przyszłe zbliża się bardziej do pewności, niż jakiekolwiek inne wierzenie", i że "zniszczenie jej popchnęło by większość z nas do rozpaczy". Czujemy, że, aby usprawiedliwić wprowadzenie człowieka na tę planetę przez mądrego i dobrego Boga, życie człowieka nie może pozostać niezupełnym. Nasze więc niedorozwinięte władze są prorocze, ze względu właśnie na potrzebę pełnego rozwoju, choć nie koniecznie na tym świecie.

Gdyby zamierzona była jakaś dalsza istotna ewolucja człowieka na tej ziemi, to było dość czasu na jej rozpoczęcie. Można by to było zauważyć w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat. Powiadają nam, że postęp ludzki jest obecnie umysłowy, nie cielesny. Ale nawet i godząc się na to, musimy powiedzieć, że człowiek uczynił bardzo mały postęp umysłowy w ciągu ostatnich tysiącleci. Wyłączając mechaniczne wynalazki i czysto naukowe odkrycia (które, acz wielkie i zadziwiające, przynajmniej niektóre z nich, nie należą przecież do najwyższego porządku umysłowego i ani ulepszają człowieka, ani też go nie uduchawiają), odnosimy wrażenie, żeśmy ulegli znacznemu zacofaniu od czasów Sofoklesa i Arystotelesa, kiedy to Ateńczycy osiągnęli najwyższy poziom umysłowy, do jakiego kiedykolwiek doszedł jakikolwiek naród w historii ludzkości. Na to godzą się wszyscy. Nie ma prawie wielkiej nowoczesnej idei (poza dopiero co wymienionym królestwem), która by nie była własnością starożytnych. Geniusze przeszłości wciąż jeszcze panują nad ogromną częścią umysłowości ludzkiej. Pitagoras jest ojcem panteizmu, Demokryt dał światu teorię atomową. "Z Platona - powiada Emerson - pochodzą wszystkie rzeczy, o których się dziś jeszcze pisze i mówi wśród łudzi myśli". Praxiteles i Fidiasz są dotąd niedoścignieni w rzeźbie, Homer wciąż jest "ojcem poezji", Demostenes jest wzorem mówców.

Zgodnie z teorią, że ewolucja człowieka Jest obecnie czysto umysłowa, powinniśmy mieć dotąd wielu mistrzów umysłu, tymczasem widzimy coś zupełnie przeciwnego.

Można nawet uczciwie wątpić o tym, czy siła ludzkiego umysłu zachowała swoją przeciętną z dawniejszych czasów, ponieważ obecnie moc jego rozprasza się dzięki ogromnemu wylewowi kultury umysłowej na wiele dziedzin. Glaudstone utrzymywał, że mózgi dzisiejszych Brytyjczyków wykazują znaczny zanik zdolności w porównaniu do Anglików epoki Elżbietańskiej. Cały zapas wiedzy jest oczywiście niezmiernie powiększony, ale sama zdolność umysłu słabnie, częścią dzięki zbyt wielkiej sumie nauki do opanowania, częścią zaś wskutek powierzchowności, z jaką się ją pochłania. Skoro więc nie możemy stwierdzić żadnego istotnego rozwoju w ludzkości, ani cielesnego, ani umysłowego, na przestrzeni dwóch tysięcy lat, to mamy prawo rozsądnie spodziewać się, że następny krok w kierunku urzeczywistnienia możliwości człowieka będzie przez niego uczyniony w innym stadium rozwoju, do którego drzwiami jest śmierć.