Niepokalana pocieszycielką ludu polskiego

(MARKOWICE)

Radosne zwycięskie promienie czerwonego słońca przepoiły powietrze. Z rozległych pól i łąk słychać było wesołe śpiewy pastuszków, śmiechy i wrzawy rozbawionej dziatwy, idącej w zawody ze świergotem ptasząt, bujających w przestworzu. Radość panowała w sercach mieszkańców spokojnych Markowic, wioski położonej na Kujawach, na północ od Kruświcy.

Gościńcem wijącym się niby wstęga wśród bujnej zieleni, szły dwie postaci, a w oddali za nimi posuwał się z wolna wspaniały pojazd. Dziecęce oczy wnet to dostrzegły. Powaga i godność, przebijająca się w ruchach wędrowców spotęgowały ciekawość. "Kto to?" biegło z ust do ust, a kilkoro odważniejszej dziatwy puściło się pędem ku gościńcowi, by prędzej się dowiedzieć.

Długie poważne szaty podróżnych zdradziły, że to duchowni. Jednak ubiór jednego z nich: fioleta, piuska, krzyż bogaty na piersiach, zastanowiły ich dziecięce umysły. Wyraz twarzy wędrowców, skupienie w jakim szli, różaniec w ich ręku, dowodziły, że się modlą gorąco serdecznie. "Kto to?" "Dokąd oni idą?" pytali jeden drugiego. Aż ktoś ze starszych tam obecnych poznał, że to biskup ze swym sekretarzem.

Wrażenie było ogromne. "Biskup! biskup!" zaszeptały dzieci i błyskawicznie poniosły tę wiadomość do wioski. Wieść ta zelektryzowała mieszkańców. Z każdej chaty to wychylały się jakieś głowy, to wychodzili mężczyźni i kobiety, parci tym uczuciem serca, jakie odczuwa dziecko na widok ukochanego ojca. Zawstydzeni swym zwykłem, codziennym odzieniem szli jednak ku niemu, chyląc przed nim swe głowy i oddając cześć, jaka się należy ojcu diecezji.

Biskup widząc to, przerwał modlitwę i uśmiechając się mile, począł witać się z ludem: "jakże się macie? co tu u was słychać? jakże tam w polu? pracy macie dosyć? do Waszej Matki Bożej Cudownej idę! Nie wiecie, kaplica otwarta? jest ksiądz wasz w domu?" i błogosławił wszystkich i śpieszył dalej. I znowu nowa gromadka zabiegła mu drogę... i znowu nowa. Wyszedł na przeciw i ksiądz tutejszy i państwo Bardzcy, dziedzice wsi i wszyscy razem zdążali do małej tymczasowej kaplicy, w której Najświętsza Niebios Królowa od jakiegoś czasu hojnie proszącym rozdawała łaski.

Nim doszli do kaplicy, już ją otwarto i figurę Matki Bożej Cudownej, przybraną bogato w kwiecie, zbierane wdzięczną ręką dzieci tej wioski, oświetlono rzęsiście.

Z pokorną modlitwą na ustach wchodzi biskup i rzuca się na kolana przed majestatem tej Pani, która Ucieczką jest i ratunkiem jedynym w rozlicznych bardzo wypadkach i modli się długo, długo. Cisza..., choć ludzi mnogo - cisza w około, bo serca obecnych czują, że tu zaszło coś niezwykłego. Widzą arcypasterza swego jak się korzy przed Niepokalaną Panienką, korzą się więc i oni i ślą ku Niej westchnienia szczere, gorące.

Po dłuższej, rzewnej modlitwie, biskup wstaje, a widząc tyle zebranego ludu, uznaje za stosowne wobec wszystkich wyjawić przyczynę swego postępowania. Wchodzi więc na gradusy ołtarza, zwraca się do wiernych i przemawia: "Dłużnikiem jestem Matki Bożej. Pamiętam, rok temu przysłałem tu dwóch księży: ks. Samuela Sierakowskiego, proboszcza ze Strzelna i ks. Pabiańskiego, archidiakona z Włocławia, by osobiście sprawdzili, czy się tu za przyczyną Tej Najlitościwszej Opiekunki naszej dzieją cuda. Przed kilku dniami sam przekonałem się o tym. Podczas ostatniej burzy, która jak wiecie z ogromną gwałtownością przeszła przez całą naszą okolicę, uderzył piorun i zapalił moje stajnie. W jednej chwili cały budynek stanął w ogniu, a tuż... tuż obok, gumna słomą kryte i pałac. Spłoną i one na pewno! Już, już się palą to tu, to tam. Daremne wysiłki, nic się nie uratuje. Nie pomogą mokre płachty, a nawet zarzucić ich już nie można, taki ogień straszny. Nie pomoże woda i tej zamało. Przynajmniej rzeczy ratujcie, książki, akta!! I opisuje im wysiłki ratujących i ból ich, i rozpacz, że wszystko stracone. Wówczas, mówi dalej biskup, i ja pełen trwogi i smutku, wspomniałem sobie o waszej Matce Bożej i padłem wśród całego zamętu na kolana i wołam: Matko Boża Cudowna w Markowicach ratuj! I uczyniłem ślub podziękowania Jej w razie pomocy. I oto w tejże chwili ogień przestaje się szerzyć, maleje. Zagrożone budynki ocalały. Taka to dobroć, taka moc Matki Bożej. O kochajmy Ją za to prawdziwie, serdecznie. Kochajmy Ją wszyscy i zawsze do Niej się uciekajmy, ale z ufnością wielką". I długo jeszcze mówił i zachęcał do nabożeństwa do Maryi. A gdy na zakończenie zaintonował: "Pod Twoją obronę", nie śpiew, ale płacz jeden rozległ się w kaplicy. Biskup ten, to ks. Maciej Łubieński.


Rycerzu Niepokalanej! Czy widzisz jak rozszalały pożar namiętności żre serca ludzkie? Jedne już w ogniu całe, a drugie zagrożone!! Wołaj za nimi do Maryi. Nie skąp wysiłków i ofiar ze swej strony, a Maryja pożar ugasi.