Nawrócenie bonzy chińskiego
Drukuj

Misjonarz ks. Moulin z kościoła św. Teresy w Kunming koło Junnan (płd.-zach. Chiny) podaje w "Osservatore Romano" interesujący opis nawrócenia na katolicyzm pewnego bonzy chińskiego nazwiskiem Tong-Ju-Czen.

W sierpniu 1948 r. powiedziano mi, że jakiś mnich chiński chce ze mną mówić. Poszedłem do niego. Młody mnich, w stroju i oznakach bonzy, z początku nieśmiało, potem coraz żywiej zaczął opowiadać o sobie.

Był studentem w Pekinie. Kiedy Japończycy napadli na Chiny, wraz ze szkołą schronił się do Kunming. W ponurej i ciężkiej wędrówce widział i poznał nędzę Chin. Już wtedy uderzyło go, że gdzie "z dachu budynku błyszczał krzyż", tam też spotkało się dobre serca, tam gromadzili się biedni i chorzy. Od katolicyzmu odpychał go jednak "zamorski" charakter tej religii. "Przecież my w Azji - mówił sobie - mamy swoich mędrców: Sakkiamuniego Konfucjusza, Lao-Tse; po co nam zamorscy mędrcy". I został mnichem buddyjskim.

Przeznaczono go do sławnego klasztoru Ki-Tsu-Chan, gdzie przez trzy lata uczył się wiedzy buddyjskiej. Ukończywszy studia otrzymał tytuł mistrza prawa" i sam zaczął uczyć. Zauważył jednak brak zainteresowania sprawami "nieba" wśród mnichów i słuchaczy Wszystkie ich wysiłki były zwrócone ku osobistej, indywidualnej ascezie, ku ćwiczeniom w wyrzeczeniu, umartwieniu i cierpliwości - ale bez uświadamiania sobie w imię czego, dla kogo to się czyni. Ponadto widział zupełną obojętność mnichów w stosunku do nędzy ludu chińskiego.

Zaczął wówczas odwiedzać kościół św. Teresy w Kunming i obserwować religijność katolicką. Dziś chce wiedzieć, czy wolno mu się z nią bliżej zaznajomić. Na odpowiedź, że każdej chwili, pyta: "Lecz czy Pan Nieba zechce mnie niegodnego przyjąć do swej religii"? Wkrótce Tong-Ju-Czen został przyjęty do małego seminarium przy tym kościele; z końcem października, przygotowany przez żarliwe studium, przyjął chrzest; nazywa się obecnie Paweł Tong i jest profesorem języków w małym seminarium, szczęśliwy i oddany swej pracy z zapałem.