Nawrócenia masowe
Drukuj

Nieraz przyrównuje się nawrócenie indywidualne do połowu ryb na wędkę a nawrócenia masowe do połowu siecią. Przeważnie zwracają się dusze ku prawdzie dla osobistych swoich powodów. Ale czasem dążą ku niej całemi grupami, zachęcając się niejako wzajemnie. Dobro bowiem także jest zaraźliwe.

Przykład współczesny masowych nawróceń daje nam w Kongu Belgijskiem Ruanda i Urundi - jak pisze dwutygodnik "Etudes" - misja Ojców Białych. Cyfry nawróceń podane przez Propagandę wyglądają jak następuje: W r. 1932-147.000 chrztów, w r. 1933-205.000 chrztów (podajemy cyfry zaokrąglone). W Ruanda w r. 1933 było przeszło 8 tysięcy chrztów dzieci, a przeszło 20 tysięcy chrztów dorosłych. Daje to cyfrę mniejwięcej 30 tysięcy chrztów rocznie.

Te nawrócenia - mimo ich liczby - są bardzo głębokie, wprowadzające w sumienie prawdziwe i daleko sięgające zmiany. Praca Ojców Białych odznacza się tu wielką gruntownością. Ci, którzy pragną się ochrzcić, pobierają najpierw przez dwa lata w swojej wsi naukę o zasadniczych prawdach wiary i ćwiczą się w praktyce życia chrześcijańskiego. Potem następuje egzamin, po którym otrzymują medal, odtąd będą katechumenami. Dwa razy w tygodniu chodzą obecnie do misji na naukę. I to znowu przez dwa lata, po których nowy egzamin. Ponieważ trzeba przewidywać przyszłość i dać chrześcijanom możliwość, by sami się dalej kształcili i nie zapominali tego, co wiedzą, muszą się nauczyć czytać i pisać... Wreszcie otrzymują chrzest. Nic dziwnego, że bardzo są przywiązani do tytułu chrześcijanina, który ich tyle wysiłków kosztował.

Metodę tę Ojców Białych krytykowano nieraz. Nie krytykował jej jednak Kościół, a misjonarze widząc jej wyniki, pozostają przy niej. Oczywiście warunki metodę tę mogą czasem zmienić w szczegółach.

nauka katechizmu w Afryce
Dzieci szczepów tubylczych pilnie uczą się katechizmu

Życie wewnętrzne tych czarnych nawróconych zwłaszcza życie eucharystyczne, jest niezmiernie gorące i intensywne. Nigdy prawie nie uczestniczą we Mszy św. bez przystępowania do Komunji św. W wielkie święta jest ich tak wiele, że trzeba przygotować sześć, siedm cyborjów, zapełnionych po brzegi. Dla jednej ż misji belgijskich przesłano olbrzymie cyborjum, na 16.000 hostyj. Rozdawanie Komunji św. przez dwóch, trzech kapłanów, trwa godzinę, dwie. Przez ten czas w kościele, na drodze pod drzewami, na kolanach śpiewają wszyscy i modlą się. Często się zdarza, że misjonarz, który odprawia Mszę św. w jakimś kościele w podróży, będzie musiał udzielić Komunji św. pięciuset, sześciuset, ośmiuset osobom.

Bywają i takie wypadki wzruszające: w misji w Njanza, katechista z wielkim wysiłkiem pracuje, by utrzymać porządek między komunikującymi. Tłumy ogromne, tak, że kapłan, który rozdaje i rozdaje Komunję św. przez długi czas, musi wreszcie dzielić hostje, których ciągle za mało, i mimo wszystko ostatni już nie mogli komunikować. Biedny katechista należał do tych ostatnich. Ale to był pierwszy piątek miesiąca ... Więc wybrał się do najbliższej stacji misyjnej, odległej o 20 km i tam dostał Komunję św.

Pewien misjonarz znowu objeżdża różne miejscowości i dostaje wieczorem list: "Ojcze nie możemy przyjść na Mszę św., ale zachowaj dla nas Najśw. Sakrament. Będzie nas dziesięciu i będziemy Cię oczekiwać na 45-tym kilometrze". I rzeczywiście, w podanem miejscu czekało dziesięciu ludzi, a raczej jedenastu, bo przechodzący właśnie katolik, gdy się dowiedział na co czekają - złożył swój ciężar, był na czczo, więc przyłączył się do reszty i otrzymał Komunję św. "Ten ma szczęście" mówili o nim.

W ostatnich dniach w Katara ochrzczona została para małżeńska z królewskiego rodu: książę Neduwumme i jego żona Mujandi. Nawrócenie księcia wywołało ogromne wrażenie w kołach tubylczej ludności.

W innych miejscach wiele podobnych się dzieje rzeczy. Przychodzą też na myśl słowa "ten lud tak ubogi w pożywienie ziemskie, łaknie prawdziwie Chleba żywota".