Nawiedzanie Najświętszego Sakramentu

Zwyczaj nawiedzania Najświętszego Sakramentu sięga początków Kościoła. W czasach prześladowań zaczęto przechowywać Eucharystię dla chorych i uwięzionych, którzy nie mogli brać udziału we Mszy św. Robiono to w domach, służących dla sprawowania Najświętszych Tajemnic, potem w ukrytych kaplicach. Historycy liturgii wspominają o zwisających nad ołtarzem gołąbkach ze złota czy srebra, gdzie przechowywano święte postacie. Znając gorącą wiarę pierwszych chrześcijan, jesteśmy pewni, że ci, którzy w takim domu mieszkali lub przychodzili tam na zebrania, zatrzymywali się w serdecznej modlitwie przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie.

To były pierwsze wizyty, które weszły w zwyczaj. Nazwano je "nawiedzeniem", bo były nie jakimś przypadkowym spotkaniem, ale należały do programu życia opartego na przyjaźni, miłości, stały się rozmową z Jezusem w Jego domu, w Jego złoconym "kościółku". Wypływały samorzutnie z nieodpartej miłości serca ludzkiego do Człowieczeństwa Jezusa, w którym rozpoznawano swoje pokrewieństwo. Tym więcej zapalano się do gorącego i serdecznego nabożeństwa, bo wyczuwano, że wchodzi się tu szczególnie w tajemnicę Mistycznego Ciała, którego Chrystus jest głową, a my członkami.

Warto zastanowić się nad bogactwem słowa "nawiedzenie" (wizyta), bo z czasem zblakło jego znaczenie. Co oznacza słowo "nawiedzenie"? Nawiedzić, to pójść do kogoś bliskiego, związanego z nami przyjaźnią, miłością, by go zobaczyć, podzielić się z nim swymi myślami i uczuciami, przyjąć lub dać jakąś zachętę czy pomoc, w ogóle zaspokoić wrodzone człowiekowi pragnienie współżycia. Kiedy więc mówimy, że nawiedzamy Jezusa w Najświętszym Sakramencie, to znaczy to, że spotykamy się z Nim, jak z kimś bardzo bliskim, przyjacielem, bratem. Wtedy zachodzi między nami a Jezusem łączność duchowa, my oddajemy się Jemu, a On nam.

Nawiedzenia takie przyczyniają się wielce do wzmocnienia naszej przyjaźni z Jezusem. Wiemy, że wszystkie węzły ludzkie osłabiają się i rozluźniają, jeżeli się ich nie ożywia ciągle kontaktem osobistym. W sercu naszym nic długo się nie utrzyma, jak tylko za pomocą zmysłowych zjawisk. Stąd zawsze, ilekroć słabnie kult eucharystyczny i jego tak naturalny i właściwy wyraz, jakim jest nawiedzenie, słabnie życie religijne w Kościele i w poszczególnych duszach. Uschło ono zwłaszcza w herezjach, gdzie usunięto kult Eucharystii.

Wielcy chrześcijanie, jakimi byli Święci zrozumieli konieczność życiową nawiedzeń, aby zachowywać, powiększać i pogłębiać przyjaźń z Chrystusem, i uczynili z nich codzienny zwyczaj. Ileż doznali oni dobrodziejstw, ileż słodyczy zażyli u stóp tabernakulum! Jakżeż pobożnie zachowywali się wobec Najświętszego Sakramentu. Przypomnijmy sobie "nawiedzenia" św. Alfonsa, który stał się przewodnikiem i mistrzem w tej praktyce; napisane przez niego modlitwy przy nawiedzeniu Najświętszego Sakramentu, będące istnym śpiewem miłości, do dziś [294]jeszcze ułatwiają tysiącom wiernych adorację Jezusa Eucharystycznego. Przypomnijmy "nawiedzenia" św. Filipa Nereusza czy to osobiste czy zbiorowe, które urządzał szczególnie w kościołach, gdzie Jezus był wystawiony. Przypomnijmy długie ekstatyczne "nawiedzenia" świętego Proboszcza z Ars, św. Jana Bosco, bł. Pallotiego, Józefa Moscati, bł. Kontarda Ferrini.

Ta potrzeba duchowa "nawiedzeń" Jezusa, płynąca z miłości, wynalazła wspaniałe 40-godzinne Nabożeństwa, które można uważać za dni wielkich przyjęć Jezusa, kiedy składa się Mu wizyty galowe. Tęsknota za nawiedzeniem skłoniła Kościół do udzielenia pewnym osobom czy zgromadzeniom przywileju na przechowywanie Najśw. Sakramentu w kaplicach prywatnych czy Jego stałe wystawienie.

Najpiękniejszym symbolem "nawiedzenia" jest wieczna lampka która się stale pali przed tabernakulum. W niej wyniszcza się oliwa czy wosk, lecz przez to przemienia się w szlachetniejsze pierwiastki: w światło, ciepło, piękno. Rozkłada się to co materialne, powstaje czar. Podobnie dzieje się w duszy przy nawiedzeniach Jezusa.

Ileż czasu tracimy my, nierozumni, na odwiedziny ludzi takich jak my. Ileż w tych wizytach nieraz fałszu, ileż niepotrzebnego, a nawet złego gadania! Czy te odwiedziny ludzi nie są wyrzutem, że zaniedbujemy nawiedzin Chrystusa, że te ostatnie są tak rzadkie, nieraz chłodne, zdawkowe, puste. Usłuchajmy tych wyrzutów sumienia, zacznijmy nawiedzać Jezusa, uczyńmy z tego zwyczaj w naszym życiu duchowym. Oczekuje nas Pan wierny i wspaniałomyślny, którzy nie omieszka nas nawiedzić i wzmocnić, gdy odchodzić będziemy z tej ziemi.