Nasz wspólny dom

Mijam kościół. Wychodzi zeń wybitny parafianin, społecznik. Twarz zmęczona, poorana przez troski... Znać, że nie dosypia, że jest przeciążony pracą.

- Wpadam tu - mówi mi - by odpocząć przy Nim.

I, żegnając mnie mocnym uściskiem dłoni, rzuca słowa: "Gdyby się tego nie miało!..."

Idę dalej, lecz wciąż mi się przypomina to zdanie. "Gdyby się tego nie miało". To znaczy: Gdyby się nie miało swego kościoła i Tego, który w nim mieszka, cóż stałoby się z uczciwym człowiekiem? Gdzieżby krzepił swoje siły?

* * *

Dziś więcej, niż kiedykolwiek, kochamy swój dom rodzinny. On jest naszym pierwszym schronieniem, ponieważ w nim przede wszystkim żyjemy.

Mieć swoje własne mieszkanie, choćby skromniutkie, nawet wynajęte, to marzenie nad marzeniami... Wytchnie tu człowiek, odpocznie, stanie się z powrotem sobą samym.

To było też jedną z rzadkich skarg Chrystusa, dotyczących Jego samego:

"Lisy mają jamy i ptaki niebieskie gniazda, a Syn Człowieczy nie ma, gdzieby głowę skłonił".

* * *

Lecz to nasze schronienie jakże jest niepewne!

Nawet jeśli wojna go nie zniszczy, śmierć nam go zabierze... I spadkobiercy.

Wszystko to, cośmy tak ukochali... budowali... upiększali... wszystko rzucone będzie na łup łakomstwa ludzkiego.

Nie znam smutniejszego miejsca nad salę licytacyjną, gdzie meble, ciepłe jeszcze od dotknięcia rąk ludzi żyjących wczoraj, rodzinne portrety i przedmioty sztuki, zdają się płakać wobec chciwych oczu publiczności goniącej za interesem.

"Sunt lacrimae rerum"... powiedział już poeta rzymski. Są łzy nie tylko ludzkie, ale i łzy martwych przedmiotów.

* * *

Lecz zostaje nam siedziba, która na zawsze będzie naszym domem...

"Na zawsze". Głodni jesteśmy tego słowa i spragnieni.

Dom, w którym, za życia czy po śmierci, nigdy nie będziemy zapomniani; to nasz kościół parafialny.

Tę prawdę dobrze pojęli nasi ojcowie.

Dlatego wznosili tak piękne kościoły. Tak wysokie, by każdy mógł swą świątynię widzieć zewsząd i z daleka. Starali się mieć w niej swoje miejsce, swą ławkę, nieraz z wyrytym imieniem.

Chcieli także mieć swego proboszcza dla siebie, proboszcza czcigodnego, bez kłopotów materialnych, by mógł się cały godnie poświęcić ich duszom. Każdy ochotnie dawał swą cząstkę, więc dla nikogo jego utrzymanie nie było ciężarem.

Nie wyobrażali sobie okolicy bez kościoła i bez kapłana.

Bo wtedy dzieci rosłyby bez chrztu, młodzież bez znajomości katechizmu, ludzie byliby wydani na łup swych namiętności, mnożyłyby się dzikie związki, chorzy umieraliby bez ostatniej pociechy, wrzucano by ich po prostu po śmierci do dołu. Cały kraj pozostałby bez duszy i trwał w zmaterializowaniu tak grubym, że życie duchowe przestałoby już istnieć, ludzie mogliby tylko jeść i pić, mozolić się, spać... jak zwierzęta domowe.

Zdziwiłoby to nawet pogan, którzy walczyli "pro aris et foris"... za swe ołtarze i swe ogniska domowe. Najpierw: - za ołtarze.

* * *

A oto dziś u nas, tyle wsi, niestety, przedstawia podobny obraz.

Ileż kościołów w ruinie! A ileż zamkniętych czeka na kapłana!

Wielu ludzi, nawet spośród niewierzących, zaczyna odczuwać to poniżenie.

- Dajcie nam księdza - mówił pewien niewierzący burmistrz do biskupa, mego przyjaciela.

- Dobrze, ale wprzód dajcie mi swoje dzieci, bym mógł z nich zrobić kapłanów - i środki do życia, by nie żyli jak żebracy.

* * *

Płynie z tego wniosek, że winniście kochać, czule kochać, swoje kościoły, wy którzy macie szczęście posiadać swój własny kościół.

To skarbiec tylu pamiątek!... Chrzest, nauka katechizmu, Pierwsza Komunia św[ięta], ślub... Tam, pewnego dnia, zaniesiono w trumnie kogoś ukochanego... Tam i was zaniosą.

Kochajcie Mszę św. niedzielną, co nam nieba uchyla i odżywia duszę. Pomóżcie swemu księdzu w tak trudnym dziś apostolstwie.

Pod chmurnym, o nabrzmiałym złowieszczymi groźbami, niebem, przeżywamy dziś epokę Apokalipsy, wiek żelaza, w którym brak delikatności i słodyczy

Gdzież się schronimy, by odetchnąć innym powietrzem, niż to, w którym się dusimy od zemsty i nienawiści, jeżeli nie w pogodnej ciszy naszego kościoła?

* * *

Oto myśli, jakie wzbudziły w mej głowie słowa przyjaciela - społecznika.

Były one jakby dalekim echem słów św. Piotra: "Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego" - to znaczy tego, który nam pozwala podtrzymać żywot doczesny.

Myślcie o tym wszystkim, przekraczając próg swego kościoła. Czy on będzie z rzeźbionych kamieni czy z prostych desek... Mniejsza o to. Wystarczy, że jest to nasz dom... dom Ojca, gdzie dzieci są zawsze u siebie.