Narodziny świętości

Miesiąc grudzień jest ostatni w roku cywilnym, a pierwszy w roku kościelnym. Można to sobie symbolicznie tłumaczyć w taki sposób, że ostatek, szczyt życia naturalnego, jest początkiem życia nadnaturalnego, że gdy człowiek nie może już sam poradzić, przychodzi z pomocą Bóg, który go oświeca, poucza, umacnia i ciągnie o wiele dalej, niż człowiek mógłby sobie zamarzyć.

Prowadźmy dalej te dociekania symboliczne. Grudzień wyjątkowo mocno do nich usposabia. Spotyka się w nim jeszcze koniec Starego Przymierza z Bogiem - z początkiem Nowego Testamentu - Syna Bożego. W tym miesiącu, w Adwencie, mniej więcej pośrodku, zaświeci przeczystą złocistością Jutrzenka, Gwiazda Zaranna, zwiastująca rychły wschód Słońca Świętości Jezusa Chrystusa. Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny poprzedzi Boże Narodzenie. Poczęcie Przeczystej Dziewicy zapowie urodziny Niepokalanego Męża-Boga. Grudzień więc jest nie tylko oczekiwaniem, Adwentem, ale i spełnieniem tęsknot ludzkości, nie tylko końcem, dnem grzechu, ale i początkiem niepokalania, narodzinami świętości.

To jest najważniejsze znaczenie obu świąt. Jezus Chrystus, jako Bóg, jest źródłem świętości, a Maryja, jako niepokalanie poczęta, jest święta w tym najwyższym stopniu, jaki tylko możliwy jest dla człowieka przy otrzymaniu pełni łask Bożych. I trzeba dobrze zrozumieć, że zarówno Chrystus Pan, jak i Jego Matka po to nam zostali dani przez Boga, żeby nas uświęcić. Zbawienie, czyli przywrócenie ludziom przyjaźni z Bogiem polega na uwolnieniu od grzechu i oczyszczeniu od wszelkiego brudu, jaki on zanieczyszcza dusze. To obmycie umożliwia duszy przyjęcie łaski Bożej i współpracę z nią, czyli Boże, święte życie. To jest właśnie owa świętość, przyniesiona przez Matkę Bożą i Chrystusa Pana. Jej mamy się od Nich przede wszystkim spodziewać, pożądać i osiągać.

A pod tym właśnie względem jest wśród wielu dzisiejszych katolików dużo niezrozumienia. Chodzą do kościoła, przyjmują Sakramenty święte, słuchają kazań, ale nie po to, żeby być świętymi; przynajmniej sami tak to tłumaczą. Jakże często słyszymy to niedorzeczne powiedzenie: "Nie jestem świętym, nie chcę być świętym" itp. A przecież Pan Jezus wyraźnie powiedział, że nic nieczystego nie wejdzie do Królestwa niebieskiego. Może tam wejść tylko to, co święte. Świętość jest szatą godową, bez której nikt nie będzie wpuszczony na wieczne wesele. Jeżeli więc kto sądzi, że pokora nakazuje mówić, że nie jest, czy nie chce być świętym, niech wie, że jest to pokora fałszywa i przewrotna, która mu odbiera święty zapał i zabija żywą wiarę. Owszem, powinien podziwiać świętość, uznaną przez Kościół, wielkich bohaterów cnoty, którzy są na ołtarzach, lub o których czyta w książkach pobożnych. Ale powinien też cieszyć się własną świętością, szanować ją wysoko i wciąż dziękować Bogu za nią, oraz prosić o zachowanie w niej i wzrastanie aż do śmierci.

Dwie są główne drogi, na których zdobywa się świętość i powiększa ją. Pokuta i dobre uczynki wobec bliźniego. Pokuta nas oczyszcza, dobre czyny jednoczą z Bogiem. Obie jednak drogi muszą być stosowane -równocześnie i obie muszą pochodzić z czystej miłości do Boga. Tylko miłość Boża daje oczyszczenie duszy i słodycz miłości bliźniego.

Zapatrzmy się w Jutrzenkę świętości, Niepokalaną i we wschodzące Słońce świętości, Jezusa. Maryja i Jej Syn nie potrzebowali pokutować, ani się oczyszczać, bo oboje byli bez najmniejszego grzechu. Ale, pomimo tego, oboje odbyli najcięższą pokutę za nas. Ich niebotyczna świętość była jakby wysoką górą, z której widzieli całą niedolę i nędzę grzechu ludzi, i - przepaścią żalu za niego. żaden pokutnik nie miał tak ciężkich umartwień, jak Oni. Już samo życie między tak nieokrzesanymi i brudnymi grzesznikami było Im niewymowną przykrością. A jednak ich miłość dla nas i współczucie były jeszcze większe; współczucie właśnie skłoniło Ich do zamieszkiwania wśród nas i dzielenia nam własnej niewinności i miłości Bożej. Można powiedzieć, nawet, i często sobie o tym przypominać, że Oni oboje odbyli pokutę za wszystkich ludzi, właśnie dlatego, że byli niewinni.

Toteż patrzmy w Nich, bo tam znajdziemy naszą skruchę, naszą miłość Boga i bliźniego. Same nasze łzy i umartwienia nie mają żadnego znaczenia, jeśli w nich nie ma łez i cierpień Zbawiciela i Jego Matki. I cieszmy się z tego, że dla nas tak mało zostało do roboty, bo tylko to, co nam zsyła miłosierna Opatrzność. Samo patrzenie w Jutrzenkę i Słońce daje nam świętość, to jest oczyszczenie, światło i ciepło.

Dobry to miesiąc grudzień. Noc długa, zimno i często błoto. Ale w nim aż dwa olśniewające światła: Niepokalane Poczęcie i Narodzenie Boga. Miejmy ufność, że, choć jeszcze jesteśmy grzeszni i słabi, to z czasem, gdy będziemy się coraz więcej sycić Ich blaskiem i ciepłem, znajdziemy i my przez Nie swoją doskonałość, taką, jakiej po nas spodziewa się Ojciec Niebieski.