Najlepsza cząstka

W sierpniu obchodzimy uroczyste święto Wniebowzięcia; Najśw. Maryi Panny. Święto radosne, święto odrywające naszą myśl od nędzy tej ziemi a zwracające ją ku wyżynom szczęścia naszej Matki Niepokalanej - ku niebu.

A Kościół św. czyta nam na tę uroczystość urywek Ewangelii o Marii i Marcie. Widzimy jedną siedzącą u stóp Mistrza i zasłuchaną w Jego słowa, a drugą krzątającą się pracowicie, aby całym sercem ugościć umiłowanego Pana.

I słyszymy skargę pracowitej Marty, żalącej się przed Jezusem, iż siostra, miast pomóc jej w zgotowaniu przyjęcia, cała zatonęła w Jego słowa, nie dbając o jej (Marty) nerwowy pośpiech.

A Jezus, słysząc ten wyrzut skierowany przeciwko tej, która wielce Go umiłowała, przerwał Swą naukę i, podniósłszy oczy na czekającą na rozstrzygnięcie Martę, wyrzekł te pamiętne słowa:

"Marto, Marto, troszczysz się i zabiegasz o bardzo wiele rzeczy, a przecież jednej potrzeba". I, wskazując wzrokiem na siedzącą u stóp Jego Marię, dodał: "Maria najlepszą cząstkę obrała, która jej odjęta nie będzie" (Łk 10,41-42).

Nie wiedziała, co odrzec, Maria, więc zamyślona poszła z wolna do swych zajęć, rozważając to niespodziewane dla niej rozstrzygnięcie sprawy przez Jezusa.

* * *

Praca społeczna, działalność, gorączkowy ruch, rekordy - i oto cecha dzisiejszego społeczeństwa. A w brzęku tych migotliwych słów i krzykliwych haseł nie masz miejsca na pracę nad sobą, na wewnętrzne doskonalenie się i rozwój władz duszy. Światowe hasła tak potęgują znaczenie czynu i działalności w kierunku doczesnym, tak wielki rozbudzają zapał do życia ruchliwego i do tak zwanej pracy produktywnej, tak wielkiej z tej roboty spodziewają się korzyści, że niemal każdy tym hasłom ulega z obawy przed opinią publiczną, a zanużony w zabiegach doczesnych, zapomina całkiem o duszy, o jej potrzebach i przeznaczeniu, zapomina o nauce Jezusowej.

Życie pobożne, życie skupione, modlitwa, praca nad uświęceniem duszy - to straciło dziś swą wagę. Pobożność w świecie uważa się za pewien rodzaj sportu czy też nieszkodliwe dziwactwo. Ludzie dzisiejsi pozwalają łaskawie na to osobom leciwym, pobożnym kobietom, w miarę dzieciom, no i zakonnikom. Od reszty zaś wymaga świat pracy społecznej, roboty produktywnej. Ona jest jedyną miarą wartości człowieka.

Świata nie obchodzi wartość moralna jednostki, jej stosunek do Boga. Mniejsza o to, jakim ktoś jest katolikiem, jakim mężem i ojcem albo synem, czy on jest sumienny w pełnieniu powierzonych obowiązków, czy w życiu kieruje się wiarą i sumieniem - świat-o to nie pyta. To rzecz dla niego obojętna.

I stąd to życie bogobojne, pędzone zdała od wiru rozgłośnej pracy społecznej, życie poświęcone umartwieniu i modli-iwie, życie ustroni klasztornych nazywa próżnowaniem, a tych, co wyrzekli się świetnej nieraz karjery na świecie, porzucili dostatki, by w pokorze ducha i dobrowolnym ubóstwie służyć Bogu i naśladować Jezusa, zowie cynicznie darmozjadami.

Dlaczego ta niesprawiedliwość i krzywdząca obelga? Dlatego, bo zmaterializowany świat dzisiejszy ceni tylko wysiłek mięśni człowieka. Nie uznaje dóbr wyższych, życie nadprzyrodzone jest dla niego krainą egzotyczną, nieznaną. Zlekceważył Ewangelię Chrystusową dla jej głębi i surowych nakazów, przekreślił Bożą naukę z Jego ostrzeżeniem: jednego tylko potrzeba.

* * *

Ten pogląd świata jest z gruntu fałszywy i błędny. Człowiek bowiem składa cię z duszy i ciała. Skoro przeto słusznie stara się o zaspokojenie swych potrzeb fizycznych, jasną jest rzeczą, że i o duszy swojej winien pamiętać i starać się o to, co ją wzmacnia, podnosi i zbliża do Boga.

Bez tej pracy nad duszą marnieje wnet każde życie ludzkie i staje się przyczyną zamętu i nieszczęścia. Gdzież to, jak nie w duszach odwróconych od Boga, lekceważących Jego prawo, gospodarzą te wszystkie namiętności, które rozlewają się po świecie rozbojem, niesprawiedliwością i krzywdą, nienawiścią głęboką jak przepaść, gwałtem, zgorszeniem?! Nie ma człowieka tak ślepego, któryby nie przyznał, że im większy rozbrat z Bogiem, im ogólniejsze zapominanie o Jego prawach, im bardziej człowiek przekreśla Wolę Bożą, tym szerszym korytem płynie zło, tym większe czyni ono na świecie spustoszenie. Choćby je okryto złotym płaszczem kultury, choćby je nazwano mile brzmiącymi hasłami wolności, postępu, ewolucji - natury zła nie zmienią i nie wstrzymają jego nurtów gwałtownych.

* * *

Dziś właśnie rozlegają się ze wszech stron nawoływania do odrodzenia i odnowienia człowieka, przygniecionego ciężarem nędzy, zwanej pospolicie i niewłaściwie kryzysem.

Aby ów "kryzys" zdusić i aby nastały lepsze czasy, nie wystarczy narzekać, że jest źle, że bieda, że ludzie podli i nieuczciwi. Ale trzeba zakasać rękawy i samemu zabrać się do pracy nad... sobą! Odnowienie rodzin tylko wtedy słanie się faktem, gdy odnowią się poszczególne jednostki, z których składa się rodzina: mąż, żona, dzieci. A gdy się odnowią, odrodzą rodziny, odżyje całe społeczeństwo, które jest zbiorem rodzin.

Odnowienie przeto dusz - to najważniejsza sprawa. Do dokonania zaś tego konieczna jest modlitwa. Nie mówimy: odmawianie licznych i długich pacierzy, bo na to nie każdemu pozwalają warunki. Ale modlitwa, tj. to ciągłe podnoszenie duszy do Boga, świadka naszych myśli, słów i czynów, to częste zwracanie się ku Niemu ze wszystkimi sprawami, radościami i kłopotami. Taka modlitwa zbliża nas do Boga, jednoczy z Nim, sprowadza na duszę Jego łaskę. Oczywiście odmawianie pacierza czy różańca jest bardzo pożyteczne i gorąco polecane. I oklepane wymówki powierzchownych katolików nic tu nie znaczą. Bo jeśli jest czas na tysiąc różnych spraw, to i na tę jedną jeszcze starczyć go musi. I starczy go na pewno przy dobrej woli!

Podziwiamy u wybitnych świętych tę dziwną hegemonię modlitwy nad mnóstwem spraw, które załatwiali. Jak mógł np. św. Bernard prowadzić setki mnichów po drogach doskonałości, budując ich swoją ascezą, a równocześnie obcować z królami i papieżami, jako ich doradca, walczyć z kacerstwem, porywać miodopłynną wymową na wielkich sejmach krocie rycerstwa do walki z islamem o Ziemię świętą, pisywać setki listów, odbywać niezliczone podróże (końmi i pieszo, a nie w samolocie!), wygłaszać kazania. Cała zachodnia Europa chyli się do kolan tego mnicha. A był to mąż modlitwy, surowy asceta, który gdziekolwiek go wołano spełniał wszystko najrzetelniej.

To samo możemy podziwiać u Tomasza z Akwinu, Bonawentury, Franciszka Salezego, Alfonsa Liguori’ego i wielu innych. Pisali tyle, że trudno pojąć, skąd wzięli czas na modlitwę. I odwrotnie, tyle się modlili, że nie można zrozumieć, skąd brali czas na pisanie, na kazania, na mnóstwo podróży i innych niezliczonych prac.

* * *

Wszyscy oni zrozumieli dobrze tę prawdę słów Jezusa, które Kościół stosuje do Niepokalanej Dziewicy: Maria najlepszą cząstkę obrała. Cząstką ich najlepszą było staranie o uwielbienie Boga przez pełnienie Jego Woli we wszystkim.

A pełniąc Wolę Boga, szli przez życie rozmodleni, zapracowani, nie dbając o to, co powie o nich świat. Dla nich istniał tylko Bóg, a praca dla Niego i Jego chwała były jedynym ich celem.

I dlatego swym życiem promiennym taki wpływ wywarli na współczesnych i potomnych. I dlatego wśród mnóstwa zajęć dla dobra dusz bliźnich mieli zawsze dość czasu na modlitwą i na troskę o własną duszę.

Przez to zostawili nieśmiertelny przykład i wzór dla wszystkich pokoleń, że praca zewnętrzna, nawet apostolska nie może przesłaniać obowiązku starania się o własną duszę, o ducha modlitwy i zjednoczenia się z Bogiem. Bo o tyle przysłużymy się sprawie Bożej, o tyle nasze apostolstwo i działalność katolicka będzie owocna, o ile popłynie z duszy zasłuchanej w głos Jezusa i wypełnionej Jezusem.

Wszystko inne będzie czczym frazesem, pustą deklamacją.

"Maria najlepszą cząstkę obrała, która jej odjętą nie będzie".

A my też z Maryją też samą najlepszą cząstkę obierzmy: modlitwę, zjednoczenie z Bogiem, uświęcenie własne, aby tym uwielbić Jezusa.