Pewien pułkownik zaprosił do siebie na obiad kilkunastu swoich oficerów. Wśród nich znajdował się Karol S., młody oficer, który był synem ubogich rodziców. Gdy się obiad skończył i goście jeszcze siedzieli przy stole rozmawiając, pułkownik pokazał im nadzwyczaj piękną, złotą tytonierkę, która przechodziła z rąk do rąk a wszyscy ją podziwiali. Po pewnym czasie pułkownik potrzebował tytonierki, aby zapalić cygaro, obszukał wszystkie kieszenie, ale jej nie znalazł. Mówił więc zakłopotany: "Gdzieś mi się podziała moja tytonierka, zobaczcie no moi panowie, czy jej kto nie położył w roztargnieniu gdzieś w ukryciu". Wszyscy zaczęli szukać, ale nigdzie nie było tytonierki. Oficerowie wywracali nawet swoje kieszenie, ale zguba się nie znalazła. Tymczasem Karol S. siedział spokojnie i rzekł w końcu": "Ja nie wywrócę moich kieszeni, bo powinno wystarczyć moje słowo honoru, że nie mam tytonierki". Mówiąc te słowa, młody oficer poczerwieniał. Kiwając głowami i szepcząc coś tajemniczo, rozeszli się; oficerowie. Każdy był pewny, że Karol ukradł tytonierkę.
Następnego dnia wezwał pułkownik Karola do siebie i mówi z radością: "Znalazła się zguba. Ja sam włożyłem ją w roztargnieniu do szuflady i dziś ją tam znalazłem. Ale proszę mi powiedzieć, panie poruczniku, dlaczego nie chciałeś wczoraj pokazać swoich kieszeni"? "Panu pułkownikowi, chętnie to powiem. Mam biednych rodziców i posyłam im co miesiąc połowę mojej gaży. Muszę przeto starać się o jak najskromniejsze utrzymanie i dlatego na obiad nie jem nic ciepłego. Zanim wczoraj zostałem zaproszony do pana pułkownika, już miałem w kieszeni na obiad chleb i kiełbasę. Jakżebym się musiał wstydzić moich bogatych kolegów, gdyby przy pokazaniu mojej kieszeni, zobaczyli to przygotowane jedzenie".
"Pan jesteś dobrym synem, rzekł pułkownik wzruszony. Ażebyś pan mógł nadal łatwiej wspomagać rodziców, zapraszam pana do siebie na obiad codziennie".
Jeszcze tego samego dnia zgromadził pułkownik wszystkich oficerów i oświadczył wobec nich, że Karol S. jest niewinny, a nagradzając jego wielką miłość dla rodziców, podarował mu ową złotą tytonierkę. Nadal też okazywał pułkownik młodemu oficerowi swoją przychylność, popierał go szczerze i wyszczególniał, a Karol, trwając niezmiennie w wielkiej miłości dla rodziców, rozwijał swoje piękne przymioty, awansował coraz wyżej i został w końcu generałem.
Zawsze spełnia się na dzieciach to wielkie przykazanie Boże: "Czcij ojca swego i matkę swoją, abyś długo żył i dobrze ci się powodziło".