Na górze św. Anny

Nigdzie w Polsce, a może i na całym świecie, matka Niepokalanej, święta Anna, nie cieszy się tak powszechną czcią i taką miłością jak na Śląsku.

Kult Jej pojawił się tu bardzo dawno. Imię to nosiły wielokrotnie żony i córki Piastów śląskich, od żony Henryka Pobożnego, księżniczki czeskiej poczynając (wiek XIII). Być może, iż one przyniosły tu zaczątki tego kultu.

Ale w pełni wystąpił on dopiero w drugiej połowie XV wieku, gdy na Górze Chełmskiej, na miejscu zburzonej kapliczki św. Jerzego pobożny rycerz Krzysztof Strzała z Poręby zbudował kościół pod wezwaniem św. Anny i kazał w nim umieścić cudowny posążek. Jest rzeczą niezmiernie ciekawą, że kult św. Anny przeważył nad kultem św. Jerzego, który - jak wiadomo - był patronem rycerzy.

Rycerstwo śląskie rozpadło się w tragicznych wojnach husyckich. Na ziemi tej gospodarzyli coraz to inni władcy: Czesi, Węgrzy, Niemcy lub Polacy - jako czescy sprzymierzeńcy. Rycerze śląscy nie wiedzieli, komu służyć i w różnych walczyli przeciwko sobie obozach. Najwięcej cierpiał na tym lud prosty, znikąd nie widzący opieki. Lud ten nie umiał modlić się do patrona rycerzy. Dlatego na skrzydłach wiary tego ludu wyrosła cześć św. Anny - Opiekunki. Któż mógł lepiej symbolizować tę opiekę, jak nie matka Najśw. Panny i babka Boskiego Dzieciątka? Tak też przedstawił św. Annę nieznany twórca cudownego posążka, wyrzezawszy Ją w drzewie bukowym jako Piastunkę równoczesną Córki i Boskiego Wnuka. Tak też pojmował Ją lud śląski - jako kochaną "Starkę", która się nim opiekuje, a Jej siedziba na górze, owianej urokiem legend i widocznej w krąg daleki, stała się celem jego pielgrzymek.

Polski charakter kultu św. Anny utrzymał się na Śląsku po burzy religijnej w Niemczech, jaką wywołała reformacja luterska, znosząca cześć dla świętych. Fundator klasztoru na Górze św. Anny, hr. Ferdynand Melchior Gajszyna, przez długie lata zabiegał, by przy świętym przybytku osiedlić na stałe polskich, nie niemieckich zakonników, bo tylko język polski był zrozumiały dla ludu. Chwila ta nadeszła w 1655 r., gdy wygnani przez Szwedów franciszkanie ze Lwowa i Krakowa szukali schronienia na Śląsku. Sprzyjała temu okoliczność, że księstwo opolsko - raciborskie oddane było wówczas w zastaw polskiej rodzinie królewskiej Wazów i sam król Jan Kazimierz przebywał tu na wygnaniu.

W ten sposób straż nad śląską siedzibą św. Anny, w której złożono również Jej relikwie, dostała się na półtora wieku w ręce polskich franciszkanów, podległych prowincjałowi, który rezydował w Krakowie. Przez półtora wieku kult śląskiej "Starki" wzrastał na sile i z Góry Chełmskiej promieniował polskością na oba brzegi Odry.

Dopiero po wojnach Fryderyka II, od połowy XVIII wieku, gdy prawie cały Śląsk przeszedł spod berła katolickich Habsburgów pod władzę protestanckich Hohenzolernów, zaciążyły nad Górą św. Anny rosnące szykany pruskie, które w 1810 r. doprowadziły do wygnania polskich franciszkanów.

Ale rachuby Prusaków, że zamykając ośrodek kultu świętej, odbiorą Ślązakom Patronkę, okazały się płonne. Nie znaleźli też w klasztorze spodziewanych skarbów, a opuszczone i niszczejące obiekty okazały się deficytowym ciężarem. Dlatego w 1859 r. rząd cofnął kasatę klasztoru.

Niedługo jednak trwało odrodzenie ruchu pątniczego na Górze św. Anny. Przeciął je brutalnie Bismarck swoją "walką kulturną". Dnia 14 września 1874 r. żandarmi pruscy rozpędzili kilkanaście tysięcy pątników ze Śląska i z b. zaboru rosyjskiego. W niecały rok później ostatni zakonnik został usunięty z klasztoru.

Ale św. Anna zwyciężyła i Bismarcka. W 1887 r. wrócili franciszkanie po raz trzeci na górę klasztorną, by przetrwać na niej aż do czasów Hitlera. Tylko, że teraz próbowano kultowi świętej narzucić charakter niemiecki. Aż z głębi Rzeszy zwożono pątników, by nadawali "ton" pielgrzymkom.

Mimo to, św. Anna doczekała się dnia, w którym powstańcy śląscy zdobyli szturmem wzgórze i biało-czerwona flagę zatknęli na jednej z wież. Było to 9 maja 1921 roku. Niestety, nie utrzymali tej pozycji, choć przez długie tygodnie staczali krwawe walki, żeby ją odbić. Po podziale śląska germanizacja "Annabergu" stała się faktem dokonanym.

Mimo to właśnie Hitler wypędził stamtąd w 1942 r. niemieckich zakonników, by w skonfiskowanym klasztorze utworzyć ośrodek partyjny, oraz punkt zborny dla Niemców zagranicznych, przesiedlonych z Rumunii. Przez pół-trzecia roku flaga ze swastyką plugawiła święte miejsce. Ale wreszcie w ogólnym pogromie i to znalazło swój koniec.

Od czterech lat strażnikami Góry św. Anny są znowu polscy franciszkanie.

Dziś święta Anna, wierna "Stróżka Odry" - jak nazwał ją śląski poeta - gromadzi znowu wielkie rzesze pątnicze.