Wzięła Maryja oczyszczający obrzęd Mojżeszowego zakonu - Ta, co najczystsza i Niepokalana. I ofiarowała Swe Dziecię w świątyni - a dopełnienie tej ofiary spełni za lat 33 na ołtarzu... Golgoty.
Wraca już do zacisznego ukrycia i tam się schowa na długie lata, jak ten kwiat, co w łodydze długo trzyma swe płatki, by nabrały kolorów i wdzięków - aż pod bodźcem słońca kielich swój dźwiga - tryska barwami - czaruje oko.
Przed świątynią kołysze się tłum rojny - fala ludzka okrąża Maryję. W hałaśliwym, gwarnym mrowiu postępuje z wolna w dostojnym skupieniu a do piersi tuli Boże Niemowlę. Szorstki tłum ociera się o Nią - potrąca - gnany tysiącami interesów, zakłopotany rojem przeróżnych dążności, nie zwraca na Nią oka - mija bezmyślnie Jezusa i Maryję.
Aż w ludzkiej powodzi kroczy sędziwy, wiekowy starzec. Sterane już siły odmawiają służby, zgarbione brzemieniem lat barki chylą się ku ziemi, srebrny włos oplata poorane czoło - oczy z przygasłym już blaskiem utopione w ziemi - serce zaś pełne żaru i dziwnej tęsknoty: byle raz ujrzeć Go... bić Mu czołem... witać Mesjasza...
Co krok, to bliżej są Siebie: Symeon i Maryja. Wtem z tęsknej zadumy, ocknął się starzec - zbudzone łaską Bożą dziwne przeczucie pcha go wprzód - serce mu płonie - podnosi oczy...
Przelewają się przed nim ludzie, jak rozdrobniona trzoda - tyle już razy podobny widok oglądał.
Aż w tłumie jedną postać dojrzał - inną niż tysiące, które widział w życiu - wpił w Nią oko - jakiś dziwny a błogi prąd przejmuje mu duszę - może to On?...
Zagrały starcze nerwy, młodzieńczą siła pręży się zgarbiona postać - oko blasków nabiera - zwątlona twarz zakwita rumieńcem, a serce zdwojoną siłą w przeczuciu szczęścia bije.
Ruszył wprzód - ku Niej - już blisko - kroków kilka - wyciąga dłonie... poznaje... to On!... Mesjasz!...
Na rękach starca pieści się Boża Dziecina. Głód szczęścia w duszy Symeona już nasycony, tęsknota ugaszona, bezmiar - ogrom szczęścia napełnił serce po brzegi. W takich chwilach człowiek nie mówi lecz śpiewa - uczucie szczęścia budzi błogi szał; pałają młodzieńczą świeżością zmurszałe policzki, oczy lśnią łzą radości; a pierś i usta dzwonią drżącym głosem dziękczynny hymn:
"Teraz puszczasz, Panie, sługę Swego w pokoju... gdyż oczy moje oglądały zbawienie Twoje..., któreś przygotował przed oblicznością wszystkich narodów... światłość na objawienie pogan i chwałę ludu Twego izraelskiego...".
Wysłuchała Maryja proroczych słów, odbiera Dzieciątko - bezmierna radość i szczęście starca udziela się Jej duszy, światłość trzyma w dłoniach... o, jak gorąco pragnie iść i niecić Jej bliski tam, gdzie mrok, ciemności, noc pogaństwa - piekła... i lać w biedne dusze strugi światłości Bożej, by na bezdrożach życia nie błądziły, lecz w jej blaskach żyjąc, mogły światłością Bożą promienieć wiecznie. A przecież aż dotąd pełzają jeszcze gęste mroki pogaństwa, niewiary, grzechu.
O Maryjo, na rękach Swych dzierżysz światłość - nieś Ją na oświecenie wszystkich.
Potęgą Swą krusz przeszkody,
Dobrocią Swą pociągaj,
Słodkiym działaniem zwyciężaj!
By każda dusza z rąk Twoich Tę światłość: Jezusa - wzięła i odczuła rozkosz i szczęście Symeona i, tęsknie patrząc w zaświaty, szeptać mogła: teraz puszczasz sługę Swego w pokoju... bo oglądały oczy moje zbawienie Twoje...
Lecz wkrótce słońce radości w duszy Symeona przysłonił chmurny obłok, Sędziwy wieszcz Bożym natchnieniem i lotem swego ducha ogarnął przyszłość i wszystkie tajemnice, związane z tym Dzieciątkiem i wyszeptał proroczo: "Oto Ten położon jest na upadek i powstanie wielu...".
Widział starzec pastuszków, którzy skupili się w szopce, i monarchów, którzy w stajennej komnacie, na tronie bydlęcego żłobu leżącej Dziecinie hołdy składali. I tych Dziecię dźwignęło do powstania... życia. Widział Apostołów, plemiona, ludy, narody, które nawrócone kornie gięły kolana przed Jezusem i tym położon jest na powstanie.
Lecz przy pastuszkach nie stanął krwiożerczy Herod - godzi na życie Dzieciątka. Ale zdruzgocze go słaba Jego prawica. Zamknął oczy na blaski cudów i Bóstwa Jego przeniewierczy naród i położon mu jest Jezus na ruinę i upadek.
Runął Rzym z całą potęgą, jak lawina na kiełkujący Kościół - i wiódł rzesze na męczeństwo za wiarę - a oto prześladowani są zwycięzcami, a prześladowcy sromotnie zmiażdżeni, ślady tylko po ich upadku istnieją...
Przeciw Kościołowi w dziejowym wątku powstały straszliwe burze, schizmy, herezje, rewolucje, bolszewizm, a niezmożona Opoka-Kościół, a z Nim Chrystus wciąż żyje, a wrogowie po kolei idą w rozsypkę, zagubę, bo - Jezus położon jest im na upadek.
Przeciw Niemu podnoszą zamach i grzesznicy, których namiętności wiodą pod sztandar wrogów Jego. Lecz i na nich okaże się prawda słów wieszczych Symeona.
Rycerzu Niepokalanej! Gorliwie służąc Maryi, nieś Jezusa na oświecenie pogan na olbrzymich polach misyjnych, w koła niedowiarków, heretyków, masonów, w koła grzeszników najbardziej upodlonych - na oświecenie znajomych, przyjaciół i wszystkich, by przez Twoje działanie Jezus stał się wszystkim znakiem nie na upadek lecz na powstanie. -
ILEKROĆ SPOJRZAŁAM NA MOJEGO SYNA, ILEKROĆ PRZEWIJAŁAM GO W PIELUSZKI, ILE RAZY PATRZAŁAM NA JEGO RĘCE I NOGI, TYLE RAZY SERCE MOJE JAKBY NOWĄ NAPEŁNIAŁO SIĘ BOLEŚCIĄ, GDYŻ MI ZAWSZE STAWAŁO NA MYŚLI JEGO UKRZYŻOWANIE.
Obj. św. Brygidy, X 6, r. 57.