Msza święta

Z wielu pociech, jakie oczekują nawróconego w nagrodę za straty i cierpienia, jakich mógł doznać, największą i najcenniejszą jest Msza święta. Dla tych, którzy jej nie rozumieją, jest ona tylko pustym widowiskiem.

Dla tych zaś, którzy ją rozumieją, jest ona duszą katolicyzmu i istotą chrześcijaństwa. Powoli, ale nieprzeparcie jej piękność, uroczystość i mistycyzm pociągały mnie do Najświętszego Sakramentu i Kościoła, który Go przechowuje. Stopniami, po których niezdecydowanie wstępowałem do jego ołtarza były jego pradawne modlitwy. Napełniały mnie one czcią, pełną grozy i podziwem, w miarę tego, jak je czytałem i odkrywałem ich znaczenie w związku z samym obrzędem.

Wystarczy zaprzeczyć temu, że Jezus był Synem Bożym, zesłanym dla wybawienia ludzi od grzechu i kary przez Swą przebłagalną ofiarę, a Msza utraci całe znaczenie. Wystarczy jednak w to uwierzyć, a zaraz obrzęd jej stanie się największym duchowym przywilejem i najwyższym aktem ludzkiego uwielbienia. Jest to ponowienie ofiary Chrystusa, uczczenie Jego śmierci na ołtarzu, wyobrażającym Kalwarię. To właśnie daje skruszonemu czcicielowi łaskę uświęcającą. Co najbardziej mnie wzruszyło we Mszy świętej, jako jeszcze niekatolika, to nie oświetlony ołtarz, kadzidło, muzyka, księża i ministranci (wszystko to jest istotnie poruszające, często wzniosłe); mnie jednak często przytłaczała myśl o powszechności Mszy świętej. Gdy klęczy się przed wzniesioną Hostią, to drżenie przechodzi człowieka na wspomnienie, że nie ma kraju, nie ma okolicy w cywilizowanym świecie, gdzieby ten sam obrzęd Mszy św. nie był odprawiany co dzień, a często i wiele razy w ciągu dnia. Nie ma wysepki, zajętej przez człowieka, z której by co dzień nie wznosiło się do Boga błaganie Mszy świętej, jak kadzidło z ołtarza. Inne religijne obrzędy są miejscowe; ten jest powszechny. Jak nieprzerwany łańcuch, opasuje on glob ziemski naokoło i ściśle przywiązuje go do Boga. Posługa jego nigdy się nie kończy. Ciągłość jego opływa wokół naszą planetę, jak ruchome fale. W każdej chwili, gdzieś, w miarę tego, jak ziemia się obraca, wschodzące słońce oświetla symbol ofiary Chrystusa, wzniesiony przez uwielbiającego Go kapłana, a nad tą świętą Eucharystią słońce nigdy zajść nie może. W każdej chwili gdzieś przed katolickim ołtarzem wymawiane są słowa: "Agnus Dei, qui tollis peccata mundi, miserere nobis!" Tak, te same słowa używane w każdym kraju, słowa, drogie dla świętych i męczenników odległej starożytności a od tego czasu otoczone nimbem wiernego sprawowania przez pokolenia - wyraz powszechności i jedności Kościoła.

Jednakże każdy wierny może uczestniczyć we Mszy świętej w sposób dowolnie wybrany przez siebie. Jeden może trzymać się wiernie łacińskich słów obrzędu, albo w przekładzie bogacić się ich niezgłębionym znaczeniem. Inny może odmawiać modlitwy, uważane za stosowne podczas Mszy świętej. Jeszcze inny zanosi prywatne swoje prośby, natchnione potrzebami chwili. W każdym jednak wypadku duch Mszy świętej przedstawia nieocenioną jedność, bo modlitwy jej są w całości oparte na jej kanonie, który pozostał niezmieniony od śmierci papieża Grzegorza Wielkiego (604 r.). Jakaż potężna historia stoi za tymi słowami, powtarzanymi codziennie we Mszy świętej! Przez całe stulecia były one zazdrośnie strzeżone w istotnych rysach swoich przez mądrą Matkę-Kościół, a teraz zostały na zawsze umieszczone w mszale, jak klejnoty w koronie. Jak słodko jest dla komunikującego słyszeć przy przyjmowaniu Przenajświętszego Sakramentu modlitwę z ust sługi Bożego, modlitwę, której słowa od niepamiętnych czasów koiły serca milionów; "Corpus Domini Nostri Jesu Christi custodiat animam tuam in vitam aeternam" - Ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa niech strzeże duszy twojej na żywot wieczny. Poprzez ten wspaniały obrzęd, przez kolejne stopni Spowiedzi Powszechnej, Glorię, Listy, Ewangelię i Credo związane z sobą" w złoty różaniec modlitw - dochodzi się do chwili, która dla duszy wierzącej, rozumiejącej i uwielbiającej jest prawie przytłaczająca.

Dzwonek dźwięczy trzy razy i w kościele zapada przejmujące milczenie, gdy kapłan wymawia budzące cześć i grozę słowa: "TO JEST CIAŁO MOJE", W chwili wygłoszenia tego uroczystego zdania dopełnia się tajemnica przeistoczenia. Bóg jest na ołtarzu! Klęcząc, kapłan uwielbia święte Hostię, a potem powstaje i przy trzykrotnym dźwięku dzwonka wznosi Przenajświętszy Sakrament nad zgromadzonymi, którzy w postawie klęczącej oddają pokłon Ciału Syna Bożego. Jeśli tylko rozumie się dobrze znaczenie aktu przeistoczenia, to nie ma w ludzkim życiu chwili tak zdumiewającej, jak ta właśnie; jej podobna może być chyba wtedy, gdy kapłan przynosi Świętą Eucharystię klęczącemu katolikowi ze słowami: "Oto Baranek Boży, oto, który gładzi grzechy świata!" Przy tym uroczystym odprawianiu ofiary Kalwarii nikną wszystkie pozostałe nabożeństwa chrześcijańskie. Tylko jedna Msza wydaje się rzeczywista.

Co daje większą korzyść duszy - Msza uroczysta, z jej szlachetną muzyką, chmurami kadzidła i asystą duchowych, czy skromna Msza cicha, w czasie której słyszy się ledwie kilka słów? Zależy to w wielkiej mierze od usposobienia duchowego jednostki. Wielu przekłada Mszę św. cichą, ale z okazji rzadkich uroczystości chętnie uczestniczy we Mszy połączonej ze wspaniałymi ceremoniami. Czasami Msza uroczysta (suma) daje wielkie korzyści i przyjemności, bo podnosi ona na duchu słuchającego i daje mu wrażenie jakby na potężnych skrzydłach ulatywał do nieba. Tkliwa jednak, prosta Msza cicha jest jak cienisty lasek, jak czysty, chłodny strumyk, jak odpoczynek w podróży, który słodzi i oczyszcza pełną kurzu drogę życia i czyni ją znośną.