Rękodzielnik wiejski Rubert był wprawdzie i nader biegłym w swym rzemiośle, ale przytem melancholicznego usposobienia unikał ludzi, lubo był od nich bardzo poszukiwany dla swych zdolności; a co gorsza, unikał kościoła, modlitwy. Kiedy go zachęcała Regina, jego pobożna małżonka, do lepszego wykonywania swych obowiązków religijnych, choćby tylko dla usunięcia zgorszenia, jakie daje 10-letniemu synowi Adamowi, odprawiał ją rozgniewany tymi słowy: "Nigdy nie występuję przeciw Bogu, Kościołowi lub księżom; nikogo nie ganię, jestem nie mniej trzeźwym, oszczędnym i pilnym, jak wielu z tych, co do Kościoła uczęszczają".
Pewnego dnia przerwać musiał zamówioną robotę Rubert, zawezwany nagle do domu. Bardzo się przestraszył ojciec, widząc swego syna jedynaka leżącego w łóżku. Z płaczem opowiadała mu Regina, że Adama znaleziono w pobliskim lesie, pod bukiem, Maryi poświęconym, leżącego we krwi, skąd przez tamtejszych mieszkańców przyniesionym, został.
- Pod drzewem Maryi, powtarzał Rubert przerażony - a bladość śmiertelna pokryła oblicze jego.
- Nie gniewaj się ojczulku, rzekł słabym głosem Adam - mama posłała mię na wieś L.; kiedym przez las powracał, poczęli mnie gonić: Henryk i Aleksander. Obydwaj chłopcy starsi ode mnie i mocniejsi, byli zawsze na mnie zagniewani. Przelękniony, uciekałem jak mogłem najprędzej a potknąwszy się o wystający korzeń buka Maryi, upadłem.
- Pod bukiem Maryi, powtórzył znowu ojciec - a dziwny dreszcz wstrząsnął [wstrząnął] całą jego postawą.
Nadszedł lekarz, a zbadawszy chłopca, oświadczył, że rany nie są niebezpieczne, ani choroba długo trwać nie będzie - i przepisał potrzebne lekarstwa. Kiedy doktór odszedł, skinął ręką na swoją żonę Rubert - a schroniwszy się do przyległego pokoju, rzekł gwałtownie wzruszony:
- Z dalekich stron przybyłaś do naszej wioski; czy znane ci zdarzenie, które przed wielu laty przy tym właśnie buku miało miejsce?
- Tak jest, odpowiedziała Regina; głęboko wrośnięty w to drzewo, znajduje się tam obraz Najśw. Panny z Boskim Dzieciątkiem Jezus. Ten obraz miał być uszkodzony rzutem kamienia, a nawet nożem przebity.
Tym zbrodniarzem, który ten czyn świętokradzką ręką wykonał, byłem ja! - zawołał Rubert rozpaczliwym głosem; byłem natenczas młodym, zuchwałym chłopakiem. Ziemska sprawiedliwość nie dosięgła mnie; ale tym boleśniej dotknęła mnie ręka Boża. Lat 20 najstraszniejszych wyrzutów sumienia upłynęło. Około tego buka przejść nie mogę. Unikam kościołów i wszelkiego nabożeństwa. Obrazy święte i mowa pobożna rażą me oczy i uszy; myśl sama o spowiedzi i Komunii Św[iętej] jest sztyletem dla mego chorego serca. Teraz zabija Maryja dziecię moje, bom w świętokradzkim zamiarze Ją i Jej Dziecię znieważył. Do takiej to przepaści doprowadza życie rozpustne i niemoralne!...
- Najśw. Królowa niebios nie odmawia żadnemu skruszonemu grzesznikowi swego wstawienia się u miłosiernego Boga - odpowiedziała Regina, chcąc męża nieco pocieszyć.
- Dla mnie nie ma miłosierdzia, bo ja nie umiem się modlić - jęknął w rozpaczy Rubert.
Tymczasem stan chorego dziecka pogorszył się znacznie. Ojciec pobiegł po doktora. Wróciwszy do domu, zastał syna w gwałtownej gorączce, a matkę modlącą się u stóp , dziecka.
- Adaś, rzekła Regina zapłakana, zgubiony - jeśli Bóg cudownym sposobem nie pomoże.
- Jeśli Bóg nie pomoże, powtórzył rozrzewniony Rubert, przy czym uścisnął rękę małżonki - pójdę w las i błagać będę pod drzewem Maryi, Najśw. Matkę i Jej Boskie Dzieciątko, które tak ciężko obraziłem, o przebaczenie.
- Rubercie co robisz? Ciemna noc wokoło, zawołała Regina.
Nic nie pomogły namowy. Szybko jak strzała pobiegł do lasu, padł na kolana przed drzewem poświęconym Maryi; łzy trysnęły mu strumieniem. Bijąc się z serdeczną skruchą w piersi, po raz pierwszy otworzył swe usta do modlitwy: "O Najsłodszy Zbawicielu mój przebacz mi te zniewagi, które w tym obrazie, Tobie i Matce Twej Najśw. wyrządziłem, oraz wszystkie inne grzechy, jakich się dopuściłem przez moje życie niemoralne, bez wiary. Ślubuję Ci, że odtąd zmienię postępowanie swoje, zostanę gorliwym chrześcijaninem. O Maryjo! uproś mi miłosierdzie u Syna Twego, uproś łaski potrzebne, ale zarazem wybłagaj zdrowie dla mego syna". Dziwnie wzmocniony na duchu, podniósł się Rubert z ziemi i powrócił do domu.
- Najśw. Królowa niebios żadnemu grzesznikowi nie odmawia swej pomocy, jeśli tylko z żalem i ufnością do Niej się ucieka, rzekł do swej małżonki, przekraczając progi domowe. Maryja uleczyła już biedne serce moje; jeśli jeszcze przywróci zdrowie memu synowi, cześć i chwała Jej na wieki. Lecz jeśli Bogu i Maryi podoba się zabrać to dziecię ze świata za moje grzechy, Pan dał, Pan wziął, niech będzie Imię Pańskie błogosławione!
Amen! dodała Regina, zwracając swe łzami zwilżone oczy ku niebu.
Tymczasem małego Adasia owionął sen spokojny i głęboki. Skoro nadszedł lekarz, oświadczył, ze wszelkie niebezpieczeństwo minęło, a dziecko wkrótce do zdrowia powróci - co też rzeczywiście się ziściło.
Lecz jakież było zdumienie wszystkich mieszkańców wioski, kiedy następnej niedzieli Rubert przyjmował w parafialnym kościele z serdecznym nabożeństwem Najświętszy Sakrament, kiedy odtąd punktualnie uczęszczał na nabożeństwa, nie tylko w niedziele i święta, ale i w dni robocze słuchał Mszy świętej, każdego miesiąca do Stołu Pańskiego przystępował - a cały zmieniony, pełen miłości bliźniego wszystkim jak najpiękniejszym przyświecał przykładem. Jakże się dziwili sąsiedzi, widząc go tak często w lesie modlącego się pod drzewem Maryi. Kiedy go pytali o przyczynę tak nadzwyczajnej zmiany, odpowiadał uprzejmie: "Boskie Dzieciątko i Matka Jego Niepokalana, zachowała mego syna od śmierci doczesnej, a duszę moją od zguby wiecznej. Czyż to nie wystarczająca przyczyna do wdzięczności dozgonnej?
(Eichsfelder Yolksblatter, nr 4, 1880).