Miłe odwiedziny - niemiłe nowiny

Wywołano mnie do furty klasztornej (w Niepokalanowie). "Przyjechał jakiś ksiądz, taki starszy, poważny!"

Byt to ks. prałat Tokarzewski, dawny kapelan Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Zaraz po przywitaniu się wszedł w sprawę, która go tu sprowadziła. Opowiadał o stosunkach religijnych, kościelnych, na naszym polskim Wołyniu.

- Diecezja Łucka czyli Wołyńska - mówił - liczy ok. katolików, rozrzuconych między przeważającą liczebnie bo trzymiljonową ludnością prawosławną ... Wielu z tych prawosławnych - to dawni unici, przeciągnięci gwałtem na schizmę... Parafje katolickie, zwłaszcza wzdłuż bolszewickiej granicy najbardziej na agitację sowiecką narażone, ciągną się niekiedy po 100 kilometrów i więcej, a wioski oddalone są od kościoła lub kaplicy po 60 do 70 kilometrów... Kapłan, do chorego z Panem Jezusem, odbywa nieraz podróż dwudniową..." Przecie w takich warunkach niemożliwa praca! A gdy lud z krynicy ożywczej siły nie czerpie coraz bardziej we Wierze i obcym Kościołowi, a podatnym na wrogie duszy jego wpływy, się czyni. I albo wsiąka w prawosławie, chodząc do pobliskiej, obszernej cerkwi, albo staje się łupem grasujących po polskim Wołyniu sekciarzy, którzy za dolary wciąż jeszcze kupują polskie, prostacze duszeA i wywrotowe partje swobodnie i bezkarnie tu hasają
MASOWO odpada lud nasz od Kościoła i, jeśli taki stan dłużej trwa, zginie na kresach naszych polskość i Wiara!... A kościoły katolickie przemienione ongiś na cerkwie które teraz mają być katolikom oddane, czyż nie zmienią położenia ludności katolickiej na lepsze? - zagadnąłem po chwili bolesnego milczenia.

Jeden z kościołów katolickich na Wołyniu
Jeden z licznych kościołów katolickich na Wołyniu oddany przez rząd carski w ręce schizmatyków.
Drewniany kościołek na Wołyniu
Takie chociaż kościółki buduje sobie ludność katolicka na Wołyniu, i o dalsze takie prosi!

- Niestety, cała nadzieja niknie i już teraz widać, że nic z tego nie będzie. I to właśnie najbardziej boli, że podczas gdy prawosławie w zagrabionych kościołach katolickich rozpiera się wygodnie - nasi rodacy i współwyznawcy, dla których te świątynie przecie stawiane były, nie mają kościołów, albo z trudem zdobywają się na ciasne domki i baraki...

I pokazał mi ks. Prałat ryciny świadczące wyraziście o doli naszego polskiego ludu na Wołyniu. Wspaniałe, przestronne kościoły - oddane prawosławnym, a tak im w nich dobrze, że gdzie niegdzie pozamykali aż swe cerkwie własne, jako już niepotrzebne ... Katolicy zaś nie mają nic, albo budują baraki

- I właśnie o pomoc moralną w pobudowaniu choć takich barakowych kapliczek proszę. Przynajmniej ze 60, a już nasza ludność katolicka na Wołyniu inaczej się poczuje. OFIARY na ten zbożny cel składać można pod adresem: Łuck na Wołyniu, Łucka Kurja Biskupia, "na kościoły wołyńskie", rachunek P.K.O. 81,355. (Czeki P.K.O. nabywa się w urzędzie pocztowym.)

Rozmawialiśmy jeszcze długo, długo. A choć później ubożuchny Niepokalanów, to "dzieło Boże", zainteresował tak dalece, że aż ks. Prałat za życiem naszem nie na żarty zatęsknił... - jednak wrażenie opowiadania o losie naszych rodaków na Wołyniu trwało.