Między gospodą a stajenką

VII.

W maleńkim Betlejem dawno już nie widziano takiego ruchu. Zazwyczaj widziało się tu na ulicach prostych ludzi, rolników z okolicy, rzemieślników, przekupniów - dziś spotykało się na każdym kroku przyjezdnych z daleka, i to widocznie zamożniejszego stanu. Potomstwo Dawida było bardzo liczne i po całym kraju rozsiane; na spis ludności zjeżdżano się zewsząd do starej siedziby wielkiego praojca.

Jeden lub drugi z przybywających gości mógł liczyć zapewne na gościnność znajomych lub bliższych krewnych. Ogromna większość jednak kierowała swe kroki do jedynej w całym miasteczku i niezbyt obszernej gospody. Panował tam gwar nie do opisania. Na ogrodzonym i do gospody należącym dziedzińcu roiło się od zwierząt jucznych i bydła; na drewnianych podcieniach i w głównej izbie gościnnej pełno było, jak zwykle na Wschodzie, głośnych rozmów, krzyku i śmiechu, a niekiedy i odgłosów sprzeczki.

Kiedy więc pod wieczór zjawiła się u wrót gospody najświętsza para przybyszów z Nazaretu, spragniona wprawdzie spoczynku, ale przede wszystkim szukająca ciszy i spokojnego ustronia, tak Józef, jak zwłaszcza Maryja zrozumieli od razu, że "nie ma dla nich miejsca w gospo[205]dzie". Te tajemnice, których oczekiwali, nie mogły dokonać się w zgiełku i na oczach gromady niepowołanych widzów.

Lecz dokąd się udać? Wszakże po takiej długiej i pracowitej podróży każdy potrzebowałby wytchnienia, a cóż dopiero, tak bliska już rozwiązania, Najświętsza Panienka!

Po ludzku należałoby było szukać schronienia w prywatnym jakimś domku, ale i tam nie można było liczyć na odosobnienie, na tę chwilę nieodzowne. Józef stanął zamyślony, ale niebawem, wziąwszy osiołka za uzdę, skierował się w inną stronę. Bez obawy błędu można przypuścić, że o tej cudownej, prześlicznej a tak nieprawdopodobnej rzeczy, która miała nastąpić, przez natchnienie swoje pouczył go Bóg.

Pagórkowaty a wapienny teren okolicy Betlejem sprzyja dziś jeszcze powstawaniu grot i pieczar. Te jaskinie i czeluście wytwarzające się w skałach, opatrzone jakimś ogrodzeniem a niekiedy i prymitywnymi drzwiami, służą w porze słotnej za schronienie dla bydła i trzody. Otóż do takiej pół stajenki pół groty, dzisiaj zupełnie pustej, kierował świętą parę najmędrszy i najświętszy Bóg.

Czy zawahał się Józef na widok przeznaczonego im schronienia? Wszak jaskinia była zimna i ciemna, skalne ściany tchnęły chłodną wilgocią, na ziemi walały się resztki bydlęcego nawozu, niczego zgoła nie było dla najskromniejszej nawet wygody, jedynym sprzętem był stary, koślawy żłobek przenośny, w którym bydłu zarzucano strawę.

To więc miało być miejsce narodzenia Syna Bożego? W ten brud, w tę nędzę, w tę ostatnią biedę miała wejść na akt przedziwnego porodu ta Przeczysta, ta Najświętsza, ta tak dostojna, że oddawali Jej pokłon aniołowie Boży?

Józef stał niepewnie ale Maryja nie zaznała wahania. Uczył Ją od wewnątrz maleńki Zbawiciel, że to właśnie miejsce na narodzenie swoje wybrał sobie od wieków. Nadto szeptał Jej Pan Jezus to, co i sama Panienka Najświętsza tak żywo czuła: Tu nam będzie dobrze, bo tu jest tak cicho i spokojnie; tu żadne oko ludzkie grubym, ziemskim wzrokiem nie spojrzy na tajemnice Boże.

Decyzja była powzięta. Maryja i Józef zabrali się do przysposobienia możliwego noclegu. Rozniecono zapewne małe ognisko, gałązkami z drzew, uprzątnięto ziemię, z resztek siana i słomy, w najsuchszym kącie przygotował św. Józef dla Oblubienicy swojej jakiekolwiek posłanie. Maryja wydobyła z kosza ubożuchne zapasy i spożyli potem, ostatnią przed wielką chwilą, wieczerzę.

Wyjrzeli po posiłku na dwór: nie świeciły gwiazdy tylko szare chmury pokrywały niebo; na około była cisza, żadnego mieszkania ludzkiego nie było w pobliżu. Ale mimo tej pustki nie czuli się samotni. Wiedzieli, że całe niebo na nich spogląda i czeka tylko na moment, w którym [206]zabrzmi "chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli".

Gdyby zaś mogli byli rzucić okiem daleko i w czas i w przestrzeń, byłoby ich ogarnęło niepojęte zdumienie. Bo ujrzeliby od tego oczekiwanego Dziecięcia rozchodzące się po całej ziemi promienie jasnego światła. Widzieliby jak w tym świetle wszystko się odradza, jak tam, gdzie w sercach ludzkich była sucha i bezpłodna pustynia, rodzi się, wedle Proroka, bujna zieleń wszelkiego duchowego dobra. A dokądkolwiek to światło dojdzie i na stałe zamieszka, dokonuje się dziw nad dziwy. Oto ta ciemna, mizerna stajenka staje się najżywszym ukochaniem wiernych. Odtwarzana w tysiącznych wizerunkach po kościołach i po domach tonąć będzie w kwiatach i w świetle, a tysiące ludzi z pieśnią na ustach wpatrywać się będą z radością w obraz tego ubóstwa, bogatszego nad wszystkie skarby świata.

Tej przyszłości nie widziała jeszcze Maryja, ale nie wątpiła ani na chwilę, że to światło, które płonęło w Jej wnętrzu, wszystkiego potrafi dokazać.