Miara św. Józefa
Rycerz Niepokalanej 3/1947, grafiki do artykułu: Miara św. Józefa, s. 69

Mało wiemy z Pisma świętego o Matce Bożej, jeszcze mniej wiemy o św. Józefie. Ale dużo możemy się domyślić. Gdy wiemy, że dom Józefa - choć on sam pochodził z królewskiego rodu, z prostej linii panujących - był domem ludzi ubogich, to zaraz uświadamiamy sobie, iż aby ten dom utrzymać, św. Józef musiał ciężko pracować. Był cieślą, był rzemieślnikiem. W trudzie rąk własnych wyrabiał dla mieszkańców Nazaretu ławy i stoły oraz drewniane sochy i radła, bowiem mieszkańcy Galilei byli rolnikami.

Mówi się: ciężka praca, ale gdy myślimy o ludziach świętych, wyobrażamy sobie tę pracę tylko jako radosny wysiłek, natomiast zupełnie nam nie przychodzi do głowy, że łączą się z nią także te wszystkie trudy, kłopoty i zmartwienia jakie są następstwem przekleństwa: "W pocie czoła pracować będziesz". Człowiek na ziemi powołany jest do pracy i praca jest jego radością. Praca jest także jego dobrem: człowiek który nie pracuje, nic nie stwarza, a przecież jako istota "na wzór i podobieństwo Boże, człowiek odczuwa konieczną potrzebę przekształcania otaczającego go świata, stwarzania rzeczy nowych.

Z drugiej strony praca jest ciężkim trudem. Człowiek nie może pracować tylko dlatego, że chce. Człowiek musi pracować aby żyć, musi walczyć pracą o utrzymanie siebie i swoich. I tak właśnie pracował św. Józef. Jeśli miał własny warsztat, to musiał kupować surowiec, najmować pomocników, pracować z nimi, umawiać się z klientami, umawiać się z pracownikami, kalkulować - by móc z czego utrzymać swoich - wypłacać należność, płacić podatki. Dnie płynęły wśród trosk, czy drzewo zakupione na wyrób okaże się dobre, czy pomocnik nie zawiedzie, czy robota się uda, czy klient uczciwie zapłaci - i czy robota przyniesie w ostatecznym wyniku nie tylko zrobienie czegoś - co zresztą trzeba oddać innym - ale także konieczny zarobek.

Tragiczny los człowieka wygnanego z raju sprawił, że złączyły się ze sobą pojęcia pracy i płacy. Pracę zaczęto mierzyć płacą, zarobkiem. Ten był coś wart, który dużo zarabiał. Początkowo był to wynik jego pracowitości, talentu, szczęścia. Potem przestano o tym myśleć. Wartość człowieka poczęto mierzyć jego bogactwem, jego dochodami, choćby nie były one wynikiem żadnej pracy.

Dziś, gdy prosty i zrozumiały ideał życia w nazaretańskim domku przemawia coraz dobitniej, gdy zbliżając się do postaci Maryi, zbliżamy się tym samym do św. Józefa - poczynamy także pojmować sens ubóstwa św. Rodziny. Nie ma wątpliwości, że św. Józef był pracownikiem pilnym, pracowitym. Musiał być także pracownikiem uzdolnionym, pochodząc z książęcego rodu. tylu genialnymi postaciami wsławionego. A mimo to był ubogim. Mimo to nie posiadał nic więcej ponad to, czym zaspokajał codzienne, konieczne potrzeby swej rodziny.

Życie mieszkańców nazaretańskiego domku musi być dla nas wzorem. To nie było tylko jedno- życie, które się pojawia i ginie w historii. Będąc życiem ludzi żywych, życie św. Rodziny jest życiem, które w projekcji mistycznej trwa ciągle. Trwa i pociąga.

To życie było ubogie. Może mogło być bardziej bogate. Zręczny mistrz piły, siekiery i młota, - jakim był na pewno św. Józef - kto wie czy nie był poszukiwany i ceniony. Nie patrzmy na cieślę okiem człowieka dzisiejszego nawykłego do wspaniałości nowoczesnej techniki. W pierwotnym społeczeństwie żydowskim tamtej doby cieśla mógł być - dzięki swej sztuce - sławny i potężny. Jeśli nawet legendą jest kołodziejstwo Piasta, to przecież prawdą niewątpliwą jest fakt znaczenia jaki miał ten zawód w tamtych, zamierzchłych czasach.

A mimo to wiemy, że ubogą była św. Rodzina. Nie byli żebrakami. Nie żyli w nędzy. Nie umierali z głodu. Byli ubodzy. To znaczy znali miarę własnych potrzeb.

To jest właśnie czego nie zna i nie chce znać człowiek dzisiejszy. Dla niego wartością, o którą walczy, jest: szybciej, lepiej, więcej, bogaciej, wygodniej, przyjemniej... Człowiekowi dzisiejszemu nie wystarcza żadna granica. Człowiek dzisiejszy zawsze jest żebrakiem, który błaga o jałmużnę, zawsze, nędzarzem, bo mu żaden los nie jest dostatecznie szczęśliwy. Naturalnie prawdziwej nędzy jest dużo, bardzo dużo. Ale istnieje ona właśnie dlatego, że ludzie nie znają miary ubóstwa nazaretańskiego domku. Jest to miara nałożona przez ludzi na samych siebie. Miara ograniczenia swego dobrobytu na rzecz innych. Czyż to robiła św. Rodzina? - zapytujemy się ze zdumieniem. Nielogiczne pytanie! Czyż Ten, który mówił dobremu młodzieńcowi: oddaj co masz i chodź za mną, sam mógł postępować inaczej? On, który kazał z siebie brać wzór ludziom, miał w inny sposób układać własne życie? Chrystus żył miarą swego domu. Skromną miarą, zakreśloną przez św. Józefa. Gdy przyszła godzina wyjścia i ta miara wydawała mu się za ciasna. Oddał - niewątpliwie - swym pomocnikom warsztat, opuścił dom - poszedł głosić Prawdę i dla Niej zginąć.

Ale ideał domu nazaretańskiego został. Ideał miary potrzeb, która stanowi to doskonałe podłoże, z jakiego wyrasta jedynie cenna rzecz na świecie - świętość.


Jakiż spokój daje to święte imię MARYJA! ...Powtarzajmy je często w głębi duszy; niech stanie się oddechem naszego serca.

O. Maksymilian Maria Kolbe