Matka i szczęście

[380]Wojna rozbiła niejedną rodzinę, rozbiła i naszą. Było nas dziewięcioro żyjącego rodzeństwa, dorośli lub dorastający w chwili wybuchu drugiej wojny światowej. Troje potem zginęło: dwóch w obozie; jeden na wojnie już przy końcu, pod Berlinem. Obecnie chcieliśmy się pozbierać, zobaczyć razem, ugościć się z racji świąt Bożego Narodzenia. Pościągali się wszyscy do mnie: dwie siostry z mężami i dziećmi z Wrocławia, brat, tak samo z całą rodziną - ze Szczecinka, drugi brat, krawiec, z Legnicy; brat z Piastowa spod Warszawy, jeszcze kawaler, kaleka i inwalida. Ale największą naszą radością była matka, bo ojciec zmarł podczas powstania warszawskiego.

Nasza mama mieszka u syna w Legnicy, odwiedzaliśmy ją już tam nieraz wszyscy, jednak nigdy od czasów przedwojennych nie widziała nas wszystkich naraz, wokół siebie. Teraz, w wieczór wigilijny mieliśmy ją znów wśród siebie, jak w one dawne czasy dzieciństwa.

- Dzieci! - mówiła - po wieczerzy wigilijnej, gdy już nasyciliśmy pierwszy głód ciekawości co u kogo słychać i pośpiewaliśmy kolęd, pokładliśmy do snu malutkie dzieci (starsze bobrowały w sąsiednim pokoju, tłukły orzechy, oglądały prezenty, opychały się słodyczami i co jakiś czas wybuchały śpiewem jakiejś kolędy). - Czy pamiętacie jak w dawne lata ustawiałam z wami choinkę? Jak przygotowywałam prezenty? Jak dopytywaliście jedno drugiego, co też kto dostanie na gwiazdkę? I wreszcie wracał do domu ojciec, obładowany ostatnimi zakupami świątecznymi, zmarnowany, spracowany. Wyprawiałam go zaraz do łazienki, mył się, a potem siadał z nami do stołu wigilijnego, rozpoczynał wieczerzę modlitwą. Wszyscy wtedy wstawaliśmy, każde żegnało się. Dopiero potem następowało dzielenie się opłatkiem i życzenia. Patem spożywanie darów Bożych, zapalenie choinki, rozdanie podarków i kolędy... hen, kawał w noc, aż do pójścia razem na Pasterkę. Moje dzieci, jaka ja byłam wtedy z wami szczęśliwa! A wy? Jak wy żeście się wtedy czuli?

Rzuciliśmy się na te słowa do matki, my, stare już chłopy i nuże ją obcałowywać i płakać z radości. Bo gdy tak wspomniała dawne w domu chwile i wigilię, wszystko nam, niby film kolorowy, stawało przed oczy z dzieciństwa. Twarze i buziaki nasze jako dzieci, młodzieńców, panien; biały obrus na stole, talerze z opłatkami w kolorowej opasce, choinka, - jej kupno, przybieranie, potem ta sama choinka pełna jabłek, "bombek" świecących, "pająków" srebrzystych, puszystego "śniegu", "złotych włosów" i świeczek gorejących, a u góry na drzewku nieodstępny Anioł ze wstęgą w ręku z napisem "Gloria in exscelsis Deo".

- Mamusiu, czemu dzieciństwo przeżywa się tylko raz? I dlaczego, ty kochana, też musisz się starzeć? Dlaczego matki starzeją się? - zawołałem ze smutkiem, patrząc w pomarszczoną twarz swej pięknej niegdyś matki.

- Siadajcie dzieci to odpowiem i na to - prosiła matka, uwalniając się od naszych dowodów przywiązania, bo ciągłe jeszcze staliśmy wokół niej.

Posiadaliśmy, tylko już nie dokoła stołu biesiadnego, a swobodniej. Na choince dogasały jedne świeczki, więc moja żona uzupełniała, co się dopalało.

- Moje dzieci, - przemówiła znów mama - starzeje się człowiek, żeby mu lżej było umrzeć. Słabnie, dokuczają mu wtedy choroby: bo by mu bardzo było żal odchodzić od dzieci. A tak, choroba, słabość przypomina, że jest jeszcze inne życie, za grobem, i że do tamtego życia trzeba się przygotować: do życia z Matką Najświętszą, z Dzieciątkiem Bożym, z aniołami i duszami sprawiedliwych: do bliższego niż tu na ziemi życia z Bogiem. I wy tam za swoją mamą przyjdziecie. Jakże pragnęłabym w niebie widzieć was wszystkich wokół siebie! Bo czy może być matka szczęśliwa nawet w niebie, jeżeli nie widzi tam także każdego swego dziecka? Będę się tam za was modliła...

- Mamo! - przerwała żona brata Walerka, z Legnicy, Renia. - Przecież mama jeszcze nie umrze. Starsze osoby żyją czasem długie lata.

[381]- Daj spokój, Reginka - uspokajała ją matka; - Co tam po starej na świecie! Tylko zawada. A w niebie mogę się wam przydać. Ale, dzieci kochane, - zaczęła z innego tonu - pragnęłabym, żebyście i tu, na świecie, na ziemi, były bardzo szczęśliwe! O tym właśnie chcę pomówić: czy pozwolicie?

- Prosimy.

- Czy zastanawialiście się kiedy, od czego zależy szczęście? Pismo święte mówi, że przede wszystkim od posłuszeństwa i czci dla rodziców. Ale wy byliście dobrymi dziećmi. Więc jaki jest jeszcze drugi warunek szczęścia? Być zawsze z Bogiem, zawsze w łasce poświęcającej. Bóg po to przyszedł na ziemię, by zamieszkać w sercach wszystkich ludzi i przynieść im coś ze szczęścia nieba. Im chętniej ktoś przygarnia Boga do siebie, im usilniej się stara, by Bogu było dobrze w jego duszy, w rodzinie, w środowisku pracy, tym jest szczęśliwszy.

-To prawda, mamo - zawołałem - ale w życiu codziennym tak łatwo o tym się zapomina.

- Właśnie święto Bożego Narodzenia - podjęła matka - jest na to, by nam tę prawdę przypominać. Należy się wtedy serdecznie i mocno polecić Opatrzności Bożej, pomodlić się gorąco do Nowonarodzonej Dzieciny i Jego Matki Niepokalanej. Co roku tak robiłam na Pasterce. Ale równocześnie trzeba zadeklarować Jezusowi zobowiązanie, że będzie się żyło po Bożemu, bez grzechu.

Przyrzeknijcie i wy, na dzisiejszej Pasterce, że będziecie postępowali jak dzieci Boże - wy i wasze córki, synowie. Macie stanowić rodziny Boże: takie, żeby Bóg specjalnie się cieszył, patrząc na wasze gniazdka, żeby właśnie dzięki takiemu szlachetnemu życiu szczególnie błogosławił wam i potomstwu waszemu, by błogosławił Polsce. Czy przyrzekacie to już teraz a na zawsze mnie, matce?

- Przyrzekamy - zawołaliśmy jakby na komendę, my synowie, i córki, i nasze żony, i mężowie sióstr.

- Więc zapamiętajcie, co Wam powiem: słuchajcie Boga a będziecie szczęśliwi, omijać was będą straszne wypadki, a ja z ojcem czuwa nad wami będziemy stamtąd, zza grobu. Bo matka i ojciec wiele mogą w niebie, dla dzieci na ziemi, ale jeżeli te dzieci słuchają Boga.