Mariawitom nie udał się "koniec świata"

Wszystkie miejscowości, gdzie jeszcze mają swe siedziby tak zwani "Mariawici" są od paru tygodni widownią osobliwych badań: oto Mariawickie modlitewnie, zabudowania ich organizacji religijnych i przedsiębiorstw masowo nawiedzają żydowscy kupcy, oglądają, opukują, wymierzają - słowem badają, co to warte, czy starczy na pokrycie ich pretensji pieniężnych.

Bankructwo widocznie grozi "Mariawitom" nie na żarty, a sposób w jaki się chcieli przed nim uchronić, pogrążył ich jeszcze mocniej.

Przed miesiącem, mniej więcej, uderzyli właśnie "Mariawici" w wielki dzwon alarmowy, zapowiadając w drukowanych proklamacjach niechybny koniec świata na 15 sierpnia. Przede wszystkim miała być zmieciona z powierzchni świata ogniem siarczystym Warszawa. Ludność stolicy miała wyginąć co do nogi, z wyjątkiem tylko tych, którzy wpiszą się własnoręcznie do Mariawickiej "Księgi dusz zbawionych" i złożą odpowiednią ofiarę w monecie kurs mającej.

Wielki ten alarm o końcu świata nie przyniósł jednak "Mariawitom" wielkich sukcesów, jakto wynika z dalszych ich kombinacji.

Gdy kawał z ratowaniem dusz ludu warszawskiego nie przyniósł spodziewanych zysków, wodzireje Mariawiccy postanowili ratować swoje własne osoby i przed 15 sierpnia tj. przed zapowiedzianym terminem końca świata - ulotnili się z Warszawy, nie zapominając oczywiście wywieźć nie tylko swoje dusze, lecz i to wszystko, co można było ulokować w kieszeniach, walizkach, kufrach i ładunkach. O ratowaniu przed zagładą tych wszystkich, którzy zapisali się do księgi dusz zbawionych - inicjatorzy końca świata jakoś zapomnieli. Tych pozostawiono na pastwę ogni siarczystych, które miały nawiedzić Warszawę, Ucieczka łapiduchów Mariawickich odbywała się planowo, z zachowaniem zimnej krwi i dobrze obmyślonej strategii. Według krążących wersji, wyprzedali oni wszystko, czego nie można było ze sobą zabrać, a nawet sfinansowali swoje mieszkania. Taka likwidacja interesów sekciarskich nie dawałaby zresztą żadnej okazji do zajmowania się niedobitkami Mariawickimi, gdyby nie osobliwe, nowe ich kawały, którymi się popisali, rejterując z Warszawy.

W ostatniej chwili, gdy zabrakło dusz, pragnących się dobrowolnie ratować przed końcem świata - wodzireje Mariawiccy zarzucili sieć na kupców żydowskich. Przed 15 sierpnia u wielu właścicieli większych firm zapanował wielki ruch handlowy. Mariawici skupowali duże zapasy futer, materiałów włóknistych itp. deklarując wcale dobre oceny. Wśród obfitej konfecji nie brakło samochodów, motorów elektrycznych, materiałów piśmiennych. Według przybliżonych obliczeń, Mariawici nabyli przeważnie u kilkudziesięciu kupców żydów, rożnych towarów za kilka milionów złotych.

Wszystko to, oczywiście, kupione było głównie na weksle, bowiem przy zawieraniu tranzakcji dawano drobne tylko zaliczki gotówkowe. Ponieważ weksle opiewały na krótkie terminy, a miejsce płatności wskazano Płock - kupcy chętnie zawierali tranzakcje w okresie kanikuły letniej i wysyłali ładunki towarów do Płocka (widocznie Płock jako gniazdo Mariawityzmu wyłączone było od zagłady w zapowiedzianym końcu świata!). Obecnie kupcy ci mają ciężkie zmartwienie: uciekinierzy Mariawiccy z Warszawy nie wykupują swoich weksli. Ratując swój kredyt, muszą oni wykupywać owe weksle zaprotestowane, co przychodzi im przy obecnym kryzysie dość ciężko lub staje się wprost niemożliwe do wykonania.

Niektórzy z tych kupców, zatrwożeni taktyką Mariawicką, pojechali do Płocka, gdzie pokutują jeszcze dusze sekciarskie, lecz i tam gotówki nie znaleźli. Natrętnych kupców zbyto obietnicą, że rychło zwołane będą narady "wiernych" i wówczas dopiero wyjaśni się, jaki jest stan majątkowy i Leo będzie można to się zapłaci".

Kupcy jednak stracili wiarę w pomyślną realizację tej obietnicy i na swoją rękę wszędzie poszukują mienia "Mariawickiego", by kłaść na nie areszty dla zapewnienia pokrycia swych należności, i zamiast "końca świata" dla Warszawy, zdaje się nastąpi "sądny dzień" dla przywódców Mariawickich. "Hasło".


Maryja uprzedza uciekających się do Niej, i chce niejako aby Ją znaleźli, zanim szukać zaczną.

Św. Alfons Liguori

Żadna stworzona istota niebieska ani ziemska, nie dała nam tak niezmiernego miłości dowodu jak Ta, która Syna Swego jedynego, droższego Jej nad życie nam podarowała, owszem za nas wydała na śmierć.

Św. Bonawentura