Mała droga

7 maja br. minęło 25 lat od chwili wyniesienia św. Teresy od Dzieciątka Jezus na ołtarze. W związku z tą rocznicą poświęcamy "małej świętej" wiersze, które skreślono o niej 3 lata temu.

Kochaj i rób, co chcesz, (św. Augustyn)

Przed dziesięciu laty, w ów pamiętny wrześniowy dzień, umierała młodziutka zakonnica, niemal dziecko. W życiu jej było tak mało rzeczy nadzwyczajnych, że siostry głowiły się na myśl, co też przyjdzie napisać o niej w kronice zakonnej, wysyłanej, wedle starego zwyczaju, do innych klasztorów.

Dzisiaj książki, Jej poświęcone, liczą się na tysiące. Nie ma zakątka w świecie katolickim, gdzieby nie znano Jej ślicznej twarzyczki i Jej "małej drogi". Wszyscy Ją kochają, wielcy i mali. Bije od Niej urok iście nieodparty. To nic, że wielu widzi w Jej rękach tylko róże, nie widzi cierni. Róże są dla nas, Ona wolała ciernie. Czyżby umarła? Toż żyje wśród nas. Rozbrajająco cierpliwa, uczynna, zawsze uśmiechnięta, gotowa biec, gdzie Ją wołają, robić co Jej każą. Któż by bawił się w ceregiele z takim... dzieckiem? Pewien siwobrody misjonarz mówił: "Na ogół święci trochę mnie onieśmielają, ale Terenia! Proszę mi wierzyć, Ona lubi, żeby ją traktować za pan brat po prostu, bez ceremonii. Gdy mi coś doskwiera, zaraz ją wołam na pomoc, nigdy mnie nie zawiodła. Mówię do Niej: Tereniu, jest tak i tak, trzeba mi tego i owego, zwiń mi się prędko, bo dusze czekają. I Ona się zwija, dziewczynka najmilsza..." Podobnie myślą i mówią wszyscy, którzy mają serce dość gołębie, by zwracać się do Niej z tą samą prostotą, z jaką Ona odpowiada. Nie rozumieją Jej tylko ludzie na koturnach, ludzie "starzy", ludzie wielcy". Mój misjonarz miał siwą brodę i krzyż biskupi, ale duszę dziecka...

I tu stajemy u samych wrót tajemnicy: "wypada kryć tajemnice króla" - mówi Daniel. Chrystus dziękuje Ojcu, iż "zakrył te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawił je maluczkim". Niewysłowiony czar Tereni nie na wszystkich działa, nie wszystkim jest dostępny. Trzeba wielkiej prostoty, by zrozumieć Jej "małą drogę", tak oryginalną i tak mało znaną, jak Ewangelia...

Kiedyś Chesterton, i niedawno Sheen prawili nam o humorze Panabożym. Jeśli wolno nam popełnić taki antropomorfizm, powiemy, że, tworząc świętą Terenię, Bóg-Ojciec uśmiechał się pod wąsem. Toż płatał dziewiętnastemu wiekowi niebywałego figla! Nigdy chyba, od lat tysięcy, człowiek nie był przemądrzały i taki stary, taki skomplikowany i taki pretensjonalny, jak w czasie gdy przyszła na świat Teresa Martin. Na podbój tej uroczystej zgrai... Bóg posyła dziecko. Żadnych cudów, żadnych wizji, żadnych proroctw! Ani cienia reklamy! Fakt świętości sprowadzony do najprostszego mianownika. Przejmująca nowość zapomnianej Ewangelii! To dziecko robi odkrycie, nielada odkrycie! Pod palimpsestem skomplikowanych dewocji, sztywnych formułek, uczonych recept na doskonałość ("przyrządza się, jak piernik, roztarłszy w donicy tyle, a tyle dekagramów cnót"), bije źródlany, czysty nurt przykazań, danych na Górze Błogosławieństw. Po cóż bawić się w komplikacje! Wystarczy Boży skrót: "Kochaj Boga nade wszystko, a bliźniego, jak siebie samego". Esencją świętości, jest miłość! Lecz baczność... NA MIŁOŚĆ KAŻDEGO STAĆ.

Święta Teresa odbrązowiła i udostępniła świętość. Jej "mała droga" to właśnie TO. Przejmujące odkrycie samego sedna "dobrej nowiny". "Zawierzyliśmy Miłości" powiada święty Jan. I Paweł, święty impetyk, wtóruje: "Ja wiem, KOMU zaufałem": toż "BÓG JEST MIŁOŚĆ".

"Mała droga" to nie znaczy "łatwa droga". Nie ma w życiu duchowym trudniejszej sprawy, jak abdykacja na rzecz Kogoś, "kto by był we mnie czymś więcej, niż ja sam" (Claudel). Jakżeż zazdrośnie każdy z nas strzeże własnych granic metafizycznych! Jakżeż opornie składa broń! W przepięknym wierszu "The Hound of Haeven" Francis Thompson przedstawia nam owe święte łowy, w których każdy z nas jest szczutą zwierzyną. Oddźwiękiem, choć zapewne nie reminiscencją angielskiego poematu, jest w naszej literaturze wiersz Jerzego Lieberta "Jeździec niebieski": liryczny refleks podobnych doznań.

Nieznana, niepozorna, zagubiona nawet we własnym klasztorze, mała i pokorna bije oto istny rekord świętości. Toż z dziecięcym sprytem wybrała, co najlepsze, co najprostsze, co najskuteczniejsze, co Boga - i ludzi najbardziej zniewala! MIŁOŚĆ.

Nie dość Jej nieba: jest wpośród nas, "najobecniejsza z obecnych". Na krótko przed śmiercią odgrażała się z uśmiechem: "moim niebem będzie czynić dobrze tu, na ziemi. Czego ja nie zrobię! Aż do końca czasów. Zobaczycie. "Wszyscy kochać mnie będą..."

Dziewczynko święta, dotrzymaj słowa także i nam... Obudź dusze zdrętwiałe, targnij serca zakrzepłe, przypomnij nam prawdę starą, jak świat, i wiekuiście nową, że "BÓG TEST MIŁOŚĆ", i "GDZIE MIŁOŚĆ, TAM BÓG".