Hen! tam na południowo - zachód, pod cudownym stropem czystego lazuru, niezamąconym dnia tego ni jedną, chmurką ni jednym obłoczkiem, wzeszło piękne, śmiejące się słonko by swymi dobroczynnymi i ogrzewającymi promykami ogarnąć Wieczne Miasto, powstające leniwie z głębokiego snu...
I podczas kiedy tam u nas w Polsce lśniąca biel pokrywa łany, bory i siedziby ludzkie, tu, w Italii, pod przezroczem szafiru, zielenią się wokoło szmaragdowe pola, błyszczą dywany kwiatów, powiewają dumnie rozłożystymi liśćmi palmy, złocą się zwisające ponętnie pomarańcze, dojrzewa już i cytryna.
A wszak to 25 stycznia, dzień nawrócenia św. Pawła.
Na wzgórzu Eskwilińskim, pomiędzy dwoma Bazylikami: prastarej Matki Kościołów św. Jana Lateraneńskiego i św. Maryi Większej, wśród licznie przerzynających się uliczek, jedna nieco szersza, przybiera dziś ruch świąteczny.
Już od rana na ul. Machiavelli większy napływ ludności ciśnie się w progi miluchnej klasztornej kapliczki. Pytają zewsząd: Che c’e? (co jest?). Che solennita in questa capella? (Co za uroczystość jest w tej kaplicy?) itd... Lecz nikt wyraźnie nie umie objaśnić. Wreszcie dowiadują się, że wieczorem wytłumaczy wszystko Ks. Proboszcz na kazaniu, więc po wysłuchaniu Mszy św. powoli wszyscy rozchodzą się do domów.
Około jedenastej godz. przed południem z różnych stron podjeżdżają samochody, wiozące niemal całą naszą Polonię. Do przybranej uroczyście kaplicy ściąga duchowieństwo polskie z Ks. Biskupem Dubowskim na czele. Ambasador, konsul, radcy ze swymi dostojnymi małżonkami, profesorowie i t d. i wnet kaplica wypełnia się po brzegi. Rozpoczyna się Msza! św. Celebruje Ks. Prałat Janasik, audytor św. Roty. Wygłasza podniosłe kazanie Ks. Prałat Wróblewski; wówczas tajemnica się wyjaśnia: Ojciec Św[ięty], miłościwie nam panujący na Stolicy Apost., otrzymał cenny dar od artysty-malarza p. Trojanowskiego, wierną kopję obrazu M. Bożej Częstochowskiej, wykonany artystycznie i niezwykłą sztuką... bo z baterią elektryczną, która po zapaleniu, oświeca łagodnie ten obraz - zda się cała sukienka jarzy się od kosztownych kamieni, rzucając snopy promieni na przecudne Oblicze Najśw. Panienki.
Bezwiednie, każdy tu modlący się wpada w złudzenie i przenosi się do stóp M[atki] B[ożej] Częstochowskiej, ubranej w brylantową szatkę i w te drogie sercu polskiemu korony... dary Piusa X z 1910 roku.
Obecny Ojciec Św[ięty], zaraz po otrzymaniu tego przepięknego Obrazu, zastanowił się chwilę, czyjej pieczy go powierzyć i gdzie najodpowiedniejszą Sobie cześć będzie odbierała Królowa Polski?
Wreszcie serce jego, tak bardzo życzliwie dla narodu Polskiego, zdecydowało... Przysłał ten obraz, z odpowiednią dedykacją, Zgromadzeniu SS. Najśw. Rodziny z Nazaretu (zwane powszechnie w Rzymie SS. Polkami)
W piśmie odnośnem było wyrażone życzenie Jego Świątobliwości aby wraz z płynącymi modlitwami do Pani niebios spływało Jej błogosławieństwo na ono miejsce i na modlących się
Tegoż dnia, podczas wieczornego nabożeństwa, zebrały się liczniej niż zwykle tłumy Włochów, na różaniec i błogosławieństwo Najśw. Sakramentem. Wszak miał przemawiać ich ukochany, czczony powszechnie Ks. Proboszcz Giuseppe Rinaldi.
I w samej rzeczy przemówił z serca, do serca...
Oczywiście po włosku. Pokrótce przebiegł historię obrazu Najśw. M. P. Częstochowskiej. Wspomniał o podaniu powszechnie przyjętem, że go malował św. Łukasz na cedrowym blacie wykonanym przez św. Józefa przy pomocy P. Jezusa. Pokrótce wzmiankował, jakim sposobem dostał się on na Jasną Górę. Wspomniał o Husytach, Tatarach, Szwedach... o przysiędze, którą złożył Królowej Korony Polskiej Jan Kazimierz Wreszcie przypomniał rzewną chwilę, kiedy to w niezbyt odległych czasach Monsignore Ratti (obecnie panujący nam Ojciec Św[ięty]) wyjeżdżał z Rzymu, jako Nuncjusz Polski, strwożony niemal nową godnością, nieoczekiwaną wcale przez Niego.
Mówił następnie kaznodzieja, jak Ojciec Św[ięty], jeszcze jako Nuncjusz Polski, wstępował często na Jasną Górę, żeby tam odprawić Przenajśw. Ofiarę, żeby tam ofiarować lud polski Przemożnej Pośredniczce łask, żeby tam wyjednać oswobodzę nie od najazdu nieprzyjacielskiego, wyżebrać "Cud nad Wisłą".
I dziś, gdy Ojciec Św[ięty] otrzymał wierną kopję tego Obrazu - mówił dalej Czcigodny mówca - rozradowało się Jego serce, wspomniał żywo ubiegłe lata i niejako ożywiła się w Nin miłość do onego narodu, zawsze wiernego Stolicy Apostolskiej.
Spotężniała w Nim też miłość do Królowej tego narodu, Pani co świeci w Częstochowie, więc zapragnął cześć Jej zaszczepić na ziemi włoskiej, aby naród pod włoskim niebem również ją tak umiłował, jak Polacy. Toteż prawdziwie można nazwać szczęśliwym ten zakątek, tę parafię, gdzie, Ojciec Św[ięty] Pragnie aby Królowa Polski zsyłała Swe łaski i błogosławiła. Uciekajcie się więc, Kochani Parafianie - mówił Ks. Proboszcz na zakończenie - pod Jej Przemożną opiekę, udawajcie się do Niej w swych strapieniach, smutkach, zarówno jak i w radościach, bo Ona od dziś dnia bierze Was w Swą przemożną opiekę i staje się nie tylko już Królową Polski, lecz i Madonną Romana (Panią Rzymu).
Po błogosławieństwie długie rzędy wiernych rzymian stały gwarząc lub modląc się półgłosem, w oczekiwaniu swej kolejki, aby przysunąć się bliziutko do Swej "Dolcissima Madonina" (Umiłowanej Najśw. Panny) i, według ogólnie przyjętego zwyczaju dygnąć przed Nią i ucałować obraz na przywitanie.
- A Ona? A Ona zda się uśmiechała do tej prostaczej, lecz rzewnej wiary pobożnych rzymian i coraz bardziej garnęła ich pod płaszcz Swej Matczynej Opieki...
O najdroższa Pani moja, która oznakami Swojej miłości Swoimi dobrodziejstwy porywasz serca tych, którzy Ci służą; porwij i moje nędzne serce, pragnące miłować Cię bardzo.
Św. Bonawentura