Lilia z Quito
Drukuj

W Quito, uroczym mieście Andów, które dziś jest stolicą Ekwadoru, urodziła się 31 października 1618 r. ta, którą przyszła republika miała ogłosić bohaterką narodową, Marianna de Paredes y Flores. W 26 latach swego życia, spędzonych nie w klasztorze, lecz wśród świata, potrafiła zdobyć heroiczną świętość, którą ostatnio Ojciec Św[ięty] ukazał na ołtarzach[1], by świat "ujrzał w tej świętej olbrzymią siłę cnoty chrześcijańskiej".

Krótkie życie Marianny od samego początku czaruje niewymownym urokiem. Dużo więcej niż jej uroda, wykwitła na tej czarownej ziemi i pod dachem ojca wicekróla Peru, pociągała wszystkich piękność jej duszy, w której cnoty utworzyły cudną harmonię.

Już w dzieciństwie okazuje przedwczesną dojrzałość duchową. Modli się żarliwie przy ołtarzykach, zbudowanych własnymi rączkami. Zbiera dzieci z sąsiednich domów i uczy je modlitwy, organizuje małe procesje, wdraża pacholęta w praktyki pokutne, ujawniając tym nadzwyczajny zapał apostolski. Gdzieś w 10 roku życia, za natchnieniem Bożym i pozwoleniem O. L. Camacho, słynnego teologa jezuickiego, składa śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Przebywa dalej w świecie, w domu swej starszej siostry, a życie swe, proste i czyste, dzieli między modlitwę, naukę, pokutę i prace domowe.

Lecz dusza Marysi z miłości dla Jezusa wzdycha za większymi ofiarami. W 12 wiośnie życia, pod wpływem kazań i lektury o misjach i męczeństwie, chce udać się w puszcze nad Amazonkę i tam głosić Ewangelię Indianom, a w razie potrzeby i krew wylać za wiarę. Innym razem postanawia usunąć się na górę Pichincha by wieść życie pustelnicze. Lecz Bóg nie chciał jej mieć ani w klasztorze, ani w pustelni, ani też na misjach.

Wolał zostawić ją wśród świata, by tu była najdoskonalszym przykładem życia poświęconego jedynie modlitwie i pokucie oraz uczynkom miłosierdzia. Wzrusza nas troska św. Marianny o biednych i Indian, których leczy i karmi, zwłaszcza w czasach klęsk. Podziwiamy jej gorliwość apostolską, widząc jak pociąga wszystkich do wiary i pobożności. Ale w zdumienie nas wprawiają jej ciągłe i nieprawdopodobnie ostre pokuty, którymi umartwiała swe delikatne i dziewicze ciało. Miały one być dobrowolnym męczeństwem, ofiarowanym Boskiemu Oblubieńcowi w zamian za Jego poświęcenie dla ludzi. Drogą krzyża i ofiary wznosi się na szczyty kontemplacji i zjednoczenia z Bogiem. Przerażają nas opisy biografów, przedstawiające jak biczuje się aż do krwi, nosi stale ostrą włosiennicę, surowo pości, jak obarczona ciężkim krzyżem obchodzi stacje Drogi Krzyżowej i rozważa boleści Jezusowe, jak mało sypia i to na gołej ziemi lub na drągach, a większą część nocy poświęca na klęczkach modlitwie i rozmyślaniu, Ale też zachwycają nas jej wzloty mistyczne, które można przyrównać do ekstaz św. Teresy z Avilla czy św. Jana od Krzyża. Trapiąc ciało, wyzwala ducha i wyrzekając się wszystkiego, zyskuje najwyższe dobro. Krzyż stał się dla niej rozkoszą. Silę czerpała z Eucharystii, którą codziennie - za specjalnym pozwoleniem, niezmiernie rzadko wówczas udzielanym - przyjmowała.

Całe życie Marianny de Paredes było ofiarą przebłagalną. Zadośćczyniła za winy cudze. Wylać swą krew jak Jezus za grzechy ludzi, uwolnić swój naród jak Estera i Judyta od gniewu Bożego, oto ideały, którym poświęciła życie. Brak słów, by opisać wielkość tego życia. Bohaterka z Quito nie boi się ofiarować Bogu swe życie jako ekspiację dla ocalenia narodu, dla uwolnienia swej ukochanej ojczyzny od zarazy i trzęsienia ziemi, które wtenczas spadły na kraj.

Święta umiera wśród strasznych cierpień, 26 maja 1645 r.

"Patrzcie na nią w zdumieniu - woła Ojciec Św[ięty] w dniu kanonizacji Marianny - i starajcie się, każdy według swych możliwości, wzniosłą jej cnotę przenieść do swoich obyczajów. Niech zabiega o to zwłaszcza młodzież, niech się od niej uczy znosić wszystko niezłomnym duchem i raczej narazić życie, niż zaćmić nieszczęśnie blask niewinności".

[1] Kanonizacja Marianny de Paredes odbyła się 9. lipca br. w Bazylice św. Piotra w Rzymie.