Kultura słuchania Mszy św.

Właściwie długo nie rozumiałem, co za korzyść mogę mieć ze Mszy. Wiedziałem, że to ofiara niekrwawa, że w czasie niej sam Pan Jezus za nas się ofiaruje jak kiedyś na krzyżu, ale ani mnie specjalnie nie ciągnęło na Mszę, ani nie bardzo dla mnie jasne było, co wtedy robić w kościele. Nawet, jeśli się mam przyznać, to cieszyło mnie, gdy się Msza kończyła, bo nareszcie mogłem iść do domu po dopełnieniu obowiązku niedzielnego pod grzechem ciężkim.

A pożal się, Boże, jakie było moje postępowanie w czasie nabożeństwa! Wchodząc do kościoła ledwie że przyklęknąłem - i to na jedno kolano, bo uważałem, że tak modnie - siach, mach przy tym ręką - niby się przeżegnałem - a potem stałem jak drąg, obróciłem tylko czasem oczy na ludzi; podczas podniesienia znów przyklęknąłem na jedno kolano, uważając, żeby mi kanciki na spodniach się nie załamały; gdy mnie brały wielkie nudy, wyciągałem książeczkę do nabożeństwa, przeczytałem to i owo, no i koniec.

Nie wiadomo jak długo by to trwało, ale raz mówię księdzu na spowiedzi, że zaniedbałem obowiązku wysłuchania Mszy niedzielnej. Ksiądz pyta, dlaczego. Odpowiadam, że z koleżkami przestałem niedaleko kościoła całą sumę, ponieważ oni podpierali wtedy płoty, ćmili papierosy i gadali o dziewczynach, więc mnie wstyd było od nich odejść do kościoła, bo może by się który ze mnie roześmiał, że jestem pobożny. Z początku myślałem, że może który pójdzie, to ja z nim, i że jeszcze zdążę. Potem, gdy żaden się nie "rwał", to i mnie było nijako opuszczać towarzystwo i tak zeszło.

Za pokutę ksiądz naznaczył mi, gdy znów będę na Mszy, żebym patrzył w stronę tabernakulum, gdzie jest Najświętszy Sakrament, i wobec Pana Jezusa pomyślał, jak się zachowywać w kościele.

Zrobiłem tak zaraz w najbliższy dzień świąteczny.

Pamiętam jak dziś. Stoję jak zwykle u drzwi pod chórem, patrzę w stronę Pana Jezusa, akurat był wystawiony w monstrancji, i myślę sobie: Pan Jezus patrzy na wszystkich w kościele, przecież to żywy Bóg! Ale i gdy nie wystawiony, tylko ukryty w tabernakulum, to też przecież spogląda i każdego z nas dobrze widzi. I mnie teraz widzi. Co więc sobie Pan Jezus myśli w tej chwili o mnie? Patrzyłem w białą Hostię po raz pierwszy tak jak w żywą twarz Zbawiciela. O mój Jezu! - powiedziałem w duchu sam do siebie - przecież tenże Bóg będzie mnie kiedyś sądził, a za chwilę podczas podniesienia będzie za mnie ponawiał mistycznie swą śmierć na krzyżu; widzi on też każdy mój ruch, ba, każdą moją myśl! I mimo woli złożyłem pobożnie ręce do modlitwy: przecież przed Bogiem stałem!

Stanął mi też w owej chwili jak żywy przed oczyma mój świętej pamięci ojciec, który bardzo pobożnie w kościele się modlił. Żal mi się zrobiło, że już nie może on bywać w naszym kościółku. Mimo woli uklęknąłem wtedy na dwa kolana i tak się modliłem; Panie Jezu, mój kochany ojciec nie może już tu być, ale ja go Ci w tym miejscu zastąpię. Tak samo pięknie będę się tutaj zachowywał jak on kiedyś. Powiedz mu o tym, żeby się radował patrząc na mnie z zaświatów, by mi za to błogosławił i wstawiał się tam za mną u tronu Bożego!

Potem podniosłem się z kolan, bo jeszcze pozostawało kilka minut do rozpoczęcia Mszy i układałem sobie w głowie plan, co będę w czasie niej robił, zwłaszcza w czasie trzech głównych części Mszy; ofiarowania, podniesienia i Komunii kapłańskiej.

Tymczasem ksiądz wyszedł do ołtarza. Rozpoczęła się Msza.

Uklęknąłem i serdecznie Bogu dziękowałem za to szczęście, że mogę[213]wspólnie ze wszystkimi i z Panem Jezusem się modlić, brać udział we Mszy świętej. Nic mnie nie obchodziło, czy kto koło mnie też klęczy, czy nie; czy rozmawia ten lub ów i się rozgląda. Klęczałem na dwu kolanach, pobożnie i dziękowałem Bogu za kapłana, za świątynię, za wiarę świętą i postanowiłem tak spędzić całą Mszę, żeby jak najwięcej sił wyprosić dla siebie, wsi, Polski i świata. Panie Jezu - wołałem w duchu - będę tu reprezentował swego ojca i wszystkich swoich przodków, co już tu na ziemię nie przyjdą, bo pomarli!

Wstałem po tej deklaracji, wziąłem książeczkę do nabożeństwa i czytałem z niej. Gdy dzwoniono na ofiarowanie, wspomniałem, jak Pan Jezus życie swoje ofiarował za moje zbawienie i całej ludzkości. A ja co zrobiłem dla dobra ludzi! - pytałem sam siebie, - Coś muszę zrobić. Ale co? Będę lepszy w domu dla matki! Będę serdeczniejszym bratem dla siostry! Będę więcej i dokładniej pracował w gospodarstwie (mamy małe gospodarstwo rolne)! Będę przykładniejszym dla kolegów! Będę w myślach i czynach czystym moralnie chłopcem: żeby miło w moim sercu było mieszkać Panu Jezusowi! Żeby posługiwał się mną chętnie Pan Jezus!

Gdy tak się ze mną działo, nie wiadomo kiedy przyszło podniesienie. Znów uklęknąłem. Przypomniała mi się męka Pana Jezusa. Zdawało mi się, gdy dzwonki zadzwoniły, że na ołtarzu kładą ogromny krzyż, że przybijają do niego Pana Jezusa, że podnoszą go ze Zbawicielem, a Jego głuchy jęk i strasznie od bólu wyprężone ciało tłumaczy nam, jak bardzo cierpi za grzeszników. Przypomniało mi się, że pod tym krzyżem stała Matka Boża i św. Jan, i że Pan Jezus powiedział wtedy do świętego Jana, ukazując mu Matkę Bożą: "Oto Matka twoja"! I ja obecnie usłyszałem ten głos od ołtarza z ust Chrystusa, ale wobec siebie. Pojąłem, do jakiego stopnia Matka Najświętsza jest matką każdego, a więc i moją. Ale jeśli tak, to jakimże szlachetnym synem Matki Bożej powinienem być! Zacząłem więc obmyślać program jakichś obowiązków społecznych dla siebie, jako dziecka Matki Najświętszej, godnego stanąć obok Niej pod krzyżem Pana Jezusa. I podniosłem się z kolan, bo za długo już klęczałem.

Tymczasem nadszedł "Baranek Boży" i Komunia kapłańska, a po niej kolej na Komunię Św[iętą] wiernych. Po raz pierwszy w życiu zrobiło mi się w takiej chwili głupio, że nie mogę przystąpić do Stołu Pańskiego, razem z innymi, bo niestety, po ostatniej spowiedzi zgrzeszyłem ciężko. Czułem, że wyrządziłem tym Panu Jezusowi wielką przykrość. Przeprosiłem Go za to gorąco i powiedziałem sobie, że to niepodobieństwo tak ciągle obrażać Boga ciężkimi grzechami, że muszę skończyć z tym niedołęstwem. Przecież zaradny, dzielny chłopak powinien przynajmniej móc się wstrzymać od grzechu ciężkiego podczas całego tygodnia, żeby na niedzielę był na takim poziomie, ażeby mógł bez spowiedzi iść go Komunii świętej. A taka sprawność moralna, to dopiero minimum poziomu dla dzielnego chłopca - jak dziś tłumaczył ksiądz na kazaniu. Muszę więc się postarać o taką sprawność moralną, żeby naprawdę Matka Najświętsza miała przyjemność patrzeć na moje postępowanie, a koledzy i koleżanki, żeby mieli we mnie wzór siły, żebym wzmacniał ich szlachetne postępowanie, a nie osłabiał, służył im pomocą. Wówczas to, już pod sam koniec Mszy, uświadomiłem sobie, jak piękne może być życie najszlachetniejsze.

Nie wytrzymałem i zwierzyłem się w kilka dni później z tym wszystkim swej siostrze. Uczy się ona w pobliskim miasteczku w liceum zawodowym i jest bardzo zdolna. Dopiero od tej rozmowy odkryłem, jaki skarb posiadam w naszej Kazi.

- Stasiu - rzekła - to co opowiadasz, bardzo piękne, ale taki sposób słuchania Mszy świętej, jak ten, o którym mówisz, to zaledwie "inicjatywa prywatna". Musisz się, więc, kochanie, prócz tego nauczyć, co myśli o Mszy nie ta lub inna jednostka, ale kolektyw: cały Kościół święty, a to znajdziesz nie w zwykłej książeczce do nabożeństwa, [214]ale w specjalnym mszaliku. O widzisz, zaraz ci pokażę!

Znalazła swój mszalik i zaczęła mnie uczyć, jak się nim posługiwać. Zdumiałem, że tak w tym mszaliku wszystko mądrze obmyślone i że takie wzniosłe modlitwy ułożył Kościół.

- A ja sądziłem, że z mszalików tylko babki się modlą i że nie ma tam nic ciekawego! - przyznawałem się.

- O nie mszaliki bowiem to modlitwa wspólna z kapłanem: taka, jak całego Kościoła. Ty, mój kochany - zarzucała mi Kazia - zanadto byłeś do tego czasu, "prywatną inicjatywą" ze swoim katolicyzmem, bo nawet nie poradziłeś się nigdy swej siostry, jak się modlić. Spójrz na główną modlitwę katolicką, Modlitwę Pańską: nie mówi się tam "Ojcze Mój", tylko "Ojcze Nasz". Bo Bóg nie jest ani tylko mój, ani jedynie twój: Bóg jest nasz Bóg jest wszystkich ludzi. Dlatego dobrze, żeś sobie na początek przypomniał, że masz siostrę - katoliczkę, która tak jak ty chce się najlepiej podczas Mszy modlić. A nie wiesz jeszcze, jak się modli twoja mama i najmłodszy braciszek, ja zaś, widzisz, wiem.