"A to ci lutry! Boże, Boże! Coś strasznego! Jeszcze cały dygoczę! Przyjść do siebie nie mogę", tak mówił zcicha chłop, starszy już wiekiem, do otaczających go znajomych.
I widać, że jakiś zmieszany, aż blady. Oczy wyszły mu na wierzch. Włosy stoją w nieładzie. Rzuca się niespokojnie.
"No i cóż takiego? Gdzieżeście byli? co się to stało? Gadajcież przecież!" - wołają wszyscy.
"Kiedy nie mogę! Aż się boję! O Matko Boża! a to ci lutry".
"No gadajcież" - nalegają znowu! "Cóż wam zrobili.
E, mnie tam nic nie zrobili. Ach Boże, Boże! to nie ludzie! Wiecie", idę tam koło tej Zborowskiej i widzę, że dym ogromny bucha z podwórza. Zazieram więc z za płotu. Ognisko wielkie na środku, a lutry wokoło. Dokładają gałęzi. Co to będzie? Patrzę, a Zborowska leci z domu, a za nią służba niesie jakąś figurę. Patrzę, patrzę a to figura Najświętszej Panienki Bolesnej. Gdzie oni Ją niosą. I wiecie, stanęła Zborowska przed ogniskiem i kazała figurę wrzucić do ognia. I wrzucili. Ażem struchlał, a lutry zaczęły skakać, wrzeszczeć, jak opętane. I słuchajcie co się stało! Ażem klęknął z radości. Ogień ani się nie tknął figury. Daremnie przewracają nią i tak i siak, daremnie garną ku niej ogień, daremnie zarzucają ją palącymi się konarami. Dym tylko brudny się wydobywa - ognisko gaśnie. I męczyli się tak długą chwilę z tą figurą, by ją spalić, próbowali na wszelki sposób. Wreszcie Zborowska zziajana, aż żółta ze złości, krzyczy: "bierzcie to próchno! Nie chce się palić, to niech zgnije. Tam do tej starej studni je wrzucimy i zatłuczemy kamieniami". I patrzę, a oni kijami wypchali figurę Matki Bożej z paleniska, chwycili ją jak szatany w swe szpony i pędzą z nią do studni. A cała zgraja lutrów za nimi i stare i młode.
Mnie aż siły opadły. Klęczę jak skamieniały. Wreszcie zrywam się, by bronić Matki Najświętszej. Nie dam Jej sponiewierać. Chwytam oburącz płot, chcę go wywalić, nie mogę. Krzyczę, odgrażam się, nikt mnie nie słucha. Wspinam się…. tymczasem lutry zrobili swoje. Wrzucili figurę do studni i zaczęli kamienować". Tu głos mu zadrgał, łzy stanęły mu w oczach, umilkł….
Wzruszenie jego udzieliło się słuchającym. Jedni poczęli płakać, drudzy odgrażać się, inni lamentować: o Jezusie kochany! co się to teraz dzieje. Powiadali nam ludzie z różnych stron, że lutry napadają kościoły nasze, kaplice - kradną obrazy, figury Matki Bożej i niszczą. Nie chcieliśmy wierzyć, to teraz mamy". Tamci znowu rozprawiają: "czego te lutry nienawidzą tak Matki Najświętszej. Co ona im złego uczyniła. Przecież to Matka Chrystusa, a oni w Chrystusa wierzą i czczą Go, więc powinni szanować i Matkę Jego. O co to za jakieś..". Inni wreszcie: "i dlaczegóż Panienka Najświętsza pozwoliła na to. Czegóż nie pokazała swej potęgi. Ukarać ich trzeba było. Naukęby mieli oni i wszyscy, że świętości naruszać nie wolno. A tak to się jeszcze więcej rozzuchwalą".
Powoli rozeszła się gromadka do domów swoich, niosąc ze sobą oną okropną wiadomość. I padł smutek na cały kościół wiernych….
Lutry pewni siebie, dumni, triumfowali coraz śmielej, coraz głośniej.
Minęło 30 lat. Zdarzenie to zatarło się zupełnie w pamięci ludzkiej. Ucichły walki heretyckie. Już i onej fanatyczki Zborowskiej nie ma. Po lutrach tylko ślady tu i owdzie pozostały. Lud polski na ogół nie zachwiał się w wierze praojców swoich i w miłości wielkiej dla Niepokalanej Bożej Rodzicielki Maryi. To też Ona Pani potężna na niebie i ziemi, dzień radości, dzień pociechy ludowi swojemu zgotowała.
Drogami Gostynia - Gostyń w diecezji Poznańskiej - suną tysiączne rzesze, rozmodlone, rozśpiewane. Wszystkie w jednym kierunku. Nie do kościoła. Gdzieś między domostwa…. tam na podwórze, gdzie owa stara studnia była. Tu już jedno morze ludzi. Ścisk ogromny. A na podwyższeniu tuż obok studni, widać prześliczną - artystyczną figurę Matki Bożej Bolesnej, trzymającej martwe zwłoki Jezusa. To do Niej wszystko spieszy. Do Niej się ciśnie. Jej to imię na wszystkich ustach, a łzy radości, że Ją widzą, na wszystkich oczach. Każdy próbuje się do niej zbliżyć i otrzeć o nią chociażby koronkę swoją, szkaplerzyk i ucałować je potem i przycisnąć do serca.
Figura ta, to tasama, którą luteranie do studni wrzucili i kamieniami zasypali. Czyszczono przypadkiem studnię i właśnie natrafiono na nią. Wydobyto i o dziwo... 30 lat była we wilgoci, przywalona kamieniami i ani znaku o tym na niej. Ręka to Maryi.
Po urzędowym zbadaniu rzeczy, ogłoszono uroczyste przeniesienie jej do kościoła. I przyszły tłumy wiernych i wśród okrzyków wesela wzięły swoją Niepokalaną - Bolesną Matkę, Królowę i z triumfem wprowadziły Ją na tron ołtarzowy, u stóp którego dusze, ściśnięte jakiemkolwiek zmartwieniem, znajdują do dzisiaj łaskę - pomoc.
Rycerzu Niepokalanej! może Cię smuci i niecierpliwi, że nie widzisz wyników twych modlitw, ofiar, pracy nad zjednaniem zbłąkanych serc dla Boga. Pamiętaj żeś narzędziem w rękach Maryi. Ona swoje wykona. Ufności!