Księża męczennicy
Drukuj
Rycerz Niepokalanej 6/1948, grafiki do artykułu: Księża męczennicy, s. 136-137

Opisy zdjęć powyżej: Fragmenty z uroczystości kaliskich: Od góry - 1. Bp Korszyński, b. więzień Dachau, wygłasza kazanie w czasie Mszy św. pontyfikalnej. 2. b.r.doński ordynariusz diecezji włocławskie, odprawia Mszę św. pontyfikalną przed cudownym obrazem św. Józefa. 3. Byli więźniowie słuchają Mszy św. 4. B. więźniowie Dachau w bluzach obozowych podczas procesji po ulicach Kalisza. Na dole - 5, 6, 7. Duchowieństwo, siostry zakonne, b. więźniarki oraz przedstawiciele władz państwowych i miejskich w czasie procesji


W dniach 17, 18 i 19 kwietnia b.r. odbyła się pielgrzymka księży polskich b. więźniów z Dachau i innych obozów do cudownego obrazu św. Józefa w Kaliszu. Na uroczystość tę przybyło ponad 400 księży i zakonników, w tym 360 duchownych więzionych w Dachau, m. in. 3 biskupów: bp Korszyński, bp Jedwabski i bp B. Czapliński, nadto blisko 100.000 wiernych. Pątnicy w dowód wdzięczności za cudowne ocalenie z Dachau za przyczyną św. Józefa[1], złożyli Mu wspólny hołd przed obrazem w kolegiacie kaliskiej i uchwalili zorganizować bractwo św. Józefa do opieki nad sierotami po zamordowanych w niemieckich obozach. Pielgrzymkę powitał ordynariusz diecezji włocławskiej, ks. bp Radoński. Ojciec Św[ięty] przesłał pielgrzymom telegram z błogosławieństwem. "Władze państwowe udekorowały krzyżami Orderu Odrodzenia 11 księży, b. jeńców, w tym dwóch zamęczonych.

"Zaludniliśmy wszystkie więzienia i obozy karne", mówił po przybyciu pielgrzymki do kolegiaty b. więzień ks. T. Korcz, wspominając męczeństwo polskich kapłanów w czasie ostatniej wojny. - Zginęło ich ponad 2.000 W samym Dachau cierpiało 1.691 polskich duchownych czyli 64% ogółu uwięzionych tam księży. Z tej liczby blisko 800 zginęło w obozie lub przy transporcie.

Inni przetrwali. "Wczoraj niewolnicy, jęczący pod knutem bezbożnej tyranii, a dziś istoty wolne, w przywróconej aureoli przywódców duchowych ludu swego".

Gdy b. więźniowie z odznakami obozowymi na sutannach i habitach szli w procesji po ulicach Kalisza, niosąc cudowny obraz św. Józefa, ludność Kalisza z okien i balkonów rzucała na nich obficie kwiaty.

Zamęczonym w obozach kapłanom poświęcił swe przemówienie bp Czapliński. Na pamięć słuchaczy przywołał armię męczenników - współwięźniów z "bohaterem Oświęcimia i wszystkich obozów koncentracyjnych" - O. Maksymilianem Kolbem, założycielem M.I., na czele. "O. Kolbe - mówił - uosabia ofiarę z życia tych milionów bezimiennych męczenników, ofiarę co nam wolność wyjednała. Jak on ofiarą własnego życia uratował od śmierci współwięźnia nieznajomego, tak ofiarą, cierpieniem i śmiercią onych braci naszych i tych, co mocarzami ducha byli wśród nas, myśmy wybawieni i odkupieni. Ofiara O. Kolbego jest bezprzykładna w dziejach, nie tylko obozowych a nawet ludzkości Stań, człowiecze i podnieś oczy swoje, a może na świecie nie jest tak źle, a może człowiek nie zupełnie stał się bestią bo taki człowiek żył pośród nas.

Mówca przedstawił dalsze piękne sylwetki kapłanów zamordowanych przez hitlerowców. Biskup Kozal uspokajał rozognione głodem i nędzą umysły współwięźniów, a dogorywając pocieszał ich: "Ofiarowałem swe życie Bogu, abyście wy mogli stąd wyjść i pracować w Polsce". Ks. Frelichowski "dwoił się i troił nie dlatego, że go znano pod dwoma imionami Stefana i Wicka ale że promieniował wokół siebie mocą kapłańskiego ducha przez okno zakradał się z komunią do najbardziej opuszczonych chorych na tyfus, spowiadał, pocieszał, potem sam szedł za tymi, których na drogę wieczności zaopatrzył".

Znamienne są jego słowa: "Bo Polski chwała z ofiar synów płynie... Stąd gdy i życie ofiaruję może, radosna ma dusza, Boże". Ks. Komorowski, zapytany w czasie wywożenia nieczystości obozowych, jak się czuje, odpowiada: "Czuję się tak, jakbym stał na ambonie. Wy na mnie patrzycie, patrzą esmani, patrzy obóz cały, więc dokładam wszelkich starań, by to moje kazanie wypadło jak najlepiej, bo pewnie jest to moje ostatnie kazanie".

"A bohatera różańca św. - mówił dalej biskup - pewnie nikt z nas nie zapomni. Mówię o ks. prof. Dębskim z Inowrocławia, co zabity został za to, że nie chciał podeptać różańca. Wdeptany w błoto przez szydzących esmanów i blokowych, zachował się jako wierny syn Maryi".

Krew tych i tym podobnych kapłanów i świeckich była krwią męczeńską. "Jeszcze dziś - mówił bp Czapliński - przeżywam owo zakończenie kwarantanny w Sachsenhausen, ten całodzienny galop przy wtórze uderzeń kijami i pałami esmanów i blokowych. Pod stopami leży bez sił ksiądz z Łomży, zdaje się, że Śledziński, i raz po raz trafia pod kuty but gonionych kolegów, a krew prawie ciurkiem płynie po nim. O podniesieniu mowy nie ma, bo śmiałka czeka taki sam los. Ale przecież krew umęczonych dodaje nowej siły, tak czytamy w żywotach św. Za ks. Frelichowskim, co raz to jeden kapłan schyla się do leżącego, ociera palcem krew płynącą z rany i spożywa, jako zadatek Bożych, nowych mocy, boć to przecież krew męczenników".

Biskup kończył: "My tu z całej Polski zjechaliśmy się, by św. Józefowi dopełnić ślubowania, by podziękować za wszystkie łaski. Ale myślę, że to nie wszystko. Ja myślę, że myśmy tu po to przyszli, by się pochwalić chwaleniem Pawłowym. Bo czasem jest dobrze przypomnieć swoje zasługi i swoje cierpienia, czasem jest dobrze mówić i to głośno o martyrologii kapłanów polskich, bo dziś o tym jakby celowo się nie mówi.

My dziś tu światu i Polsce całej musimy przypomnieć, ilu z księży zginęło w obozach, a ilu wymordowano zaraz w pierwszych miesiącach. Czyż to nie najlepszy dowód, że my Polakami, żeśmy swój kraj bardzo ukochali. Z owych 840 kapłanów w Dachau w pamiętny dzień wrześniowy, gdy nam za zaparcie się polskości ofiarowano lepsze warunki bytowania obozowego, nikt się nie zaparł od i jutra poszli wszyscy na poniewierkę i wielu na pewną śmierć dla Polski. Niech krew umęczonych braci naszych nie będzie na darmo wylana, niech nam wyjedna jedność i zgodę w narodzie i chroni Ojczyznę zawsze".

Po uroczystościach kaliskich grupa duchownych z biskupem Czaplińskim na czele pojechała do Częstochowy i złożyła wotum Jasnogórskiej Pani za cudowne ocalenie, dzięki Jej przyczynie, z obozu oświęcimskiego[2].

[1] Zostali wyzwoleni przez Amerykanów na 3 godziny przed zamierzoną egzekucją 33 tysięcy więźniów. Porównaj artykuł pt. "Jawny znak Opieki św. Józefa" w "R.N." kwiecień 1946 r. str. 81.

[2] Porównaj apel "Księża Oświęcimiacy!" w "R.N.", marzec 1948, str. 71.