Karol Hubert Rostworowski

Sylwetki katolickie 21

Karol Hubert Rostworowski

4 lutego mija 10 lat od śmierci znakomitego naszego dramaturga, Karola Huberta Rostworowskiego. Jeden to z tych polskich pisarzy, który nie tylko opowiadał się publicznie za katolicyzmem, ale nim żył, który nie tylko życie osobiste, ale i twórczość swoją- kształtował pod wpływem religijno-moralnym idei katolicyzmu. Twórczość to zaś nieprzeciętna, zapewniająca Rostworowskiemu chlubne miejsce w naszej literaturze. Powiada o nim słusznie jeden z krytyków: jest rzeczą niewątpliwą, że wraz ze zdobytą religią rozpoczęła się wielkość twórczości Rostworowskiego. "Wiara wprowadziła ład w myślach, dała twórczości oś krystalizacyjną i przypięła skrzydła natchnieniom.

Na tę wielką twórczość, wielką przez siłę wyrazu artystycznego i przez prawdę o człowieku, surową ale nie beznadziejną, składają się utwory "Judasz" (1913), "Kaligula" (1917), "Miłosierdzie" (1920), "Niespodzianka" (1929), "Przeprowadzka" (1930) i "U mety" (1932).

Gdyby dla dzieł Rostworowskiego szukać jakiejś jednej, wspólnej wszystkim myśli, gdyby ich treść chciało się ująć w jakimś jednym haśle, chyba by to najlepiej własne jego wyraziły słowa: "Z sumienia swego uczyń biel!" W istocie bowiem czystość sumienia, ukształtowanego po chrześcijańsku, wskazującego Boże drogi jednostkowemu i społecznemu życiu, była największą jego troską. Wypowiadał ją w różny sposób, ale zawsze uczestniczyła ona w jego utworach, zawsze one mają na celu pobudzenie naszej wrażliwości religijno-moralnej na zło, które się dzieje wśród ludzi i przez ludzi, a następuje przez zerwanie przez odwrócenie się od Boga.

Mroczna jest atmosfera dzieł Rostworowskiego, smutna rzeczywistość, którą ukazuje. Ale pisarz ten nie ogranicza się do stwierdzenia, co jest i jak jest. Uważny czytelnik czy słuchacz rozumie doskonale, że słabość i nędza ludzka którą w dziełach Rostworowskiego ogląda, nie są bynajmniej nieuchronnym losem człowieka, że istnieje takie rozwiązanie zagadnień życia, które ratuje dobro i godność ludzką. W sobie samym nie znajdzie człowiek dość sił, by się trwale utrzymać na poziomie szlachetnego człowieczeństwa, ale też nie jest bynajmniej sam sobie pozostawiony. Chodzi więc o to, by zechciał i umiał korzystać z pomocy, z tych środków i sił, jakie w religii - przez Kościół - ma udostępnione. "Niech nam Kościół ścina nasze pazury, piłuje nasze zęby, gnie nasze karki - powiedział kiedyś Rostworowski - bo bez tego zagryziemy się i zgubimy we wzajemnej walce". Na tym polega ideowa wartość tej twórczości: ucząc patrzeć realnie na człowieka, nie pozostawiając żadnych co do niego złudzeń, budzi jednocześnie świadomość, że prawdziwą jego godność uratować może, uszlachetnić jedynie światło i siła, które źródło swoje mają w Bogu. Bez boskości bowiem ludzkość zdradza sama siebie, zatraca jasne widzenie właściwych swoich dróg i dobro swoje wydaje na łup słabości i namiętności, aby mieć w zysku tylko nieszczęście i rozpacz. Skoro zaś - zdaniem autora - oglądanie scenicznych dzieł nie jest niczym innym, jak rzutem oka na samego siebie, niepokojące możliwości człowieka ukarane w dziełach winny obudzić sumienia i zbliżyć "zwiędłe duszyczki do Boga".

Bo człowiek jest zawsze ten sam i sam dla siebie musi rozstrzygać sprawy sumienia i obowiązku. Teatr Rostworowskiego wyrąbuje ścieżki do poznania nas samych, nakłania do zastanowienia nad dziedziną naszej słabości, nad jej niszczącymi skutkami i domaga się zużytkowania dla dobra ludzi tego lekarstwa i mocy, które mamy z Boga. Uchylanie się od przyjęcia tych darów obrazuje Rostworowski w swoich dziełach: świat bez Boga i człowiek bez Boga odstraszają swoim widokiem. O wprowadzenie więc tych czystych, duchowych, religijnych energii w życie woła pisarz świadectwem bezsiły i bankructwa, jakie wystawia nieszczęsnemu światu, na którym sprawdzają się słowa umiłowanego przez pisarza - Mickiewicza:

Czas jest łańcuch, im dalej od Boga ucieczesz,
Tym dłużej i tym cięższy łańcuch z sobą wleczesz.

Serce oczyszczone z brudnych namiętności, z antyspołecznych żądz, serce zawsze wierne i zdrowe zdrowiem i prawością miłości, od której wszystko uzależniał, to serce było jego tęsknotą, a ta tęsknota bodźcem całej twórczości. Pełnej, szczerej i serdecznej daniny żądał od człowieka dla Boga, by jej żadne wyrachowania i zastrzeżenia nie szpeciły; sam tę daninę życiem swoim składał. "Pisarz naprawdę katolicki - pisał - musi praktykować i to gorliwie praktykować. Dopiero wówczas dzieło jego życia bez względu na poruszone tematy będzie przepojone katolickim duchem". Rostworowski dawał swoją prawdę wewnętrzną, zdobytą na własnych drogach rozwoju, prawdę religijną o człowieku, którego dobro i godność zabezpiecza zawsze żywa pamięć o Bogu i ścisłe z Nim zespolenie. Chrześcijańskiemu społeczeństwu przypominał obowiązek wierności, która zapewnia spokój i czystość sumienia.