Jeszcze krwawe obrazki...
Tak okropne sceny napotkali czytelnicy "Rycerza" w majowym numerze, że na pewno szeptali w duchu:
- Oby już Bóg się ulitował!
A jednak dziwnym zrządzeniem Opatrzności Bożej prześladowanie okrutne w Meksyku i nada! trwa. Calles, opętany diabelską wprost nienawiścią ku Chrystusowi i jego wiernym sługom, a do wściekłości doprowadzony ich niewzruszonym męstwem, jakiego na pewno się nie spodziewał, nie cofa się z raz obranej drogi, nie! Z pomocą swej krwiożerczej kliki strzela, morduje, wypędza i pali... A tylko uważa, by poza granice państwa żaden jęk nie uleciał: niech nie wie szeroki świat, co się w domu meksykańskim dzieje! Gościom zaś z Europy tak zgrabnie oczy mydli, że ci potrafią nawet dłuższy czas wśród rozkrwawionego ludu przebywać, a jednak nie poczują zapachu krwi... I później piszą, że prześladowań żadnych nie ma (żuławski). Lub, że kościołów tam aż za dużo: 365 na 3.000 mieszkańców (!! - tak Wańkowicz).
Lecz mimo chytrych zabiegów wionącego morderstwami Callesa i kłamstw podsuwanych, przedostają się na zewnątrz "krwawe obrazki" chrześcijańskiego męstwa. Kto z katolików zdołał się stamtąd wydostać - opowiada rzeczy przerażające.
W mieście Zacatecas Ojciec Correa niósł Przenajświętszy Sakrament do chorego. Mimo największej ostrożności O. Correa został napadnięty przez oddział żołnierzy rządowych, którzy wyszydzając kapłana, chcieli mu wydrzeć Hostię świętą, by się znęcić na niej. Tedy w strachu, aby Przenajświętszy Sakrament nie uległ bezbożnej profanacji, pobożny kapłan niespostrzeżenie sam spożył Hostię świętą. Tem strasznie rozwścieczył żołdaków, którzy w tej chwili, szarpiąc nim srogo, zaprowadzili go do swego dowódcy. Ten zaraz oskarżył go o współudział w powstaniu.
"Najpierw", tak rzekł do niego okrutnik, "pójdzie ksiądz wyspowiadać kilku miejscowych powstańców, a potem pomówimy dalej!"
Ksiądz wyspowiadał nieszczęsnych, na śmierć skazanych ludzi, pocieszając ich i zachęcając do mężnego wytrwania w wierze.
"A teraz powie mi ksiądz - tak dalej rozkazuje potwór w ludzkiej postaci - z czego się ci bandyci spowiadali".
"Nigdy, przenigdy tego nie uczynię! Wiadomo przecież panu, że ksiądz katolicki nie zdradza nigdy tajemnicy spowiedzi świętej!" - rzecze bohaterski kapłan.
"Co to? - Ale ja każę księdza natychmiast rozstrzelać!" - krzyczy wściekły generał.
"Może to pan uczynić! Gotów jestem umrzeć!"
Po chwili rozlegają się huki karabinowe - i Correa stał się ofiarą za tajemnicę spowiedzi oraz Eucharystii świętej.
I pomnożył swym do nich przybyciem zastępy męczenników.
W Guadalajara porwali oprawcy ks. Saba Reyes który chodził wbrew zarządzoniom rządu w sutannie, przywiązali go do słupa, oblali benzyną i podpalili. Kapłan męczennik do ostatniej chwili szeptał modlitwy i błogosławił znakiem krzyża swoich katów, a ostatnie słowa, które wyszeptał, były: "Przebacz im, Boże, bo nie wiedzą, co czynią!".
W czerwonym tygodniu - w początku maja - rozstrzelono kilku księży. Z więzienia Santiago i z Flatletolco wyprowadzono ich nawet 17. Nocą pod eskortą pędzono ich na cmentarz Dolores, a tam na rozkaz niejakiegoś Rosado roztrzelano wszystkich nad grobami. Pomimo że kilku z nich żyło jeszcze, zmuszono grabarza do zakopania ich żywcem. Jęki i cierpienia księży męczenników tak głębokie wrażenie zrobiły na grabarzu, że zwariował. Musiano go zamknąć w domu obłąkanych w Castaneda.
W Stanie Guanainato uwięziono wszystkich księży i wielką liczbę gorliwych katolików, Aby przeciw tej niesprawiedliwości zaprotestować, urządziła pobożna pani Maria Guadelupe Chaires, pochód kilkotysięczny, złożony z niewiast katolickich. W cichej manifestacji przeszedł ten pochód obok ratusza miejskiego. Lecz to już było zbrodnią w oczach Callesa-Nerona. Pani Chaires została uwięziona i poddana najrozmaitszym torturom, godnym czasów Nerona, Domicjana lub Trajana. Rozbestwione żołdactwo chciało bowiem za wszelką cenę dowiedzieć się od niej miejsc ukrycia kilku księży. Lecz mimo strasznych katuszy ofiara milczała, ale gdy chciano z niej wydobyć okrzyk na cześć Callesa, wówczas męczenniczka za wiarę zawołała głośno: "Niech żyje Chrystus-Król!". I z tym okrzykiem na ustach uśmiechniętych oddała Bogu duszę!
Dom w Guadalajara, w którym byli Anacleto Flores i jego trzej przyjaciele, bracia Vargas, został otoczony wojskiem wcześnie rano. Anacleto był bratem "Związku Katolików", on sam zaś i bracia działaczami na jego terenie. Ścigani przez władze za przekroczenie przepisów o nabożeństwach i symbolach religijnych, wpadli nareszcie w ręce tropiących ich zbirów Callesa. Zostali ujęci i zawleczeni do baraków rządowych. Z nimi razem ujęto młodzieńca, Ludwika Padillę. O godz. drugiej poddano wszystkich torturom. Anacleta powieszono pod pachy, a ciało darto ostrymi nożami. Chciano od niego wydostać nazwę miejsca schronienia arcybiskupa Orozco. Bez skutku jednak. Został pchnięty bagnetem i tak zginął.
Zwłoki nieustraszonych wyznawców wiary pogrzebano na cmentarzu kościelnym przy udziale najodważniejszych osób. Dwóch mówców, którzy nad grobem żegnali ofiary Callesa, natychmiast uwięziono i dnia następnego stracono. Zabito również śpiewaka Ezechiela Huertę, który brał udział w pogrzebie, i jego brata.
W pierwszej połowie maja oczerniono i umęczono w Guadalajarze trzech młodzieńców katolickich. Byli to Anacleto Gonzales Flores, Roman Vargas Gonzales i Jorge Varges Gonzales. Najpierw bito ich i katowano, aż od bólu z ziemią zrównani byli, potem powieszono ich z dachu więzienia, żywych jeszcze zdjęto i znowu bito i kopano po twarzy, raniono nożami, wreszcie konających zastrzelono. Bozbożni oprawcy usiłowali ofiarom swej diabelskiej zemsty nawet i sławę odebrać. Puścili w obieg pogłoskę, że ci młodzi ludzie to zwykli bandyci. W samej Guadalajarze twierdzenie takie tylko śmiech i oburzenie wywołać mogło. Wiedziało bowiem całe miasto, że młody Flores był młodzieńcem wzorowych obyczajów, a dwaj jego towarzysze byli również wysoko poważani.
Może najchwalebniejszym było męczeństwo młodego Manuela Bonillsa z miasta Toluca, w pobliżu stolicy meksykańskiej. Ten nie krył się ze swoimi gorącymi przekonaniami, krytykował publicznie zarządzenia niesprawiedliwe prześladowców wiary i organizował tajną naukę katechizmu. Wszak to przestępstwa nie byle jakie, to zbrodnie w krajach wolności socjalistycznej i masońskiej! Przyłapano go na gorącym uczynku - a wyrok śmierci był wnet gotowy. I co się dzieje?
W sam dzień Wielkiego Piątku eskortują go służalcy Callesa do jego miasta rodzinnego Toluca. Powtarzają na nim wszystkie bluźniercze sceny z czasu Męki Pańskiej. Mówią, czynią, jak ich haniebni przodkowie przy ukrzyżowaniu Zbawiciela. Punktualnie o godzinie 3 po południu przybijają mu ręce i nogi do krzyża, a następnie roztrzelają.
Męczennikom rzadko się zdarzało umrzeć tak pięknie za Chrystusa i wiarę. Ale był to młodzieniec niezwykle cnotliwy i bardzo pobożny.
Nie wiadomo zaiste, co tu bardziej podziwiać, czy krwiożerczość tyrana Callesa, czy męstwo chrześcijan tamtejszych....
Calles czuje, że go pomsta Boża ściga. Właśnie najniespodzianiej zmarła mu żona. Gorszy jeszcze kłopot ma z córkami. Obydwie religijne, a jedna podobno nawet do klasztoru wstąpiła w Stanach Zjednoczonych i tam o nawrócenie okropnego ojca się modli... On sam jednak nie cofa się z obranej drogi. Tylko kazał sobie zbudować pociąg o pięciu wagonach zabezpieczonych przed strzałami karabinowymi w ten sposób, że nie tylko ściany są z mocnej stali, ale i szyby wprawione z takiego gatunku szkła, którego kula nie przebije. I - myśli, że w ten sposób pomsty Bożej umknie...
A zdarzają się i ruchawki powstańcze. Ale charakter ich - jakże dziwnie Boży!...
Jeden z OO. Jezuitów, któremu udało się wyjechać w przebraniu z Meksyku do Stanów Zjednoczonych, daje obszerny opis jednego z epizodów powstania katolików. Wzruszające było przygotowanie się doń bohaterskich obrońców praw Boga i Kościoła.
W przeddzień wybuchu powstania, 2 stycznia [1927] r., o godzinie 21, Ojciec ten wziął puszkę z Najśw. Sakramentem i włożył do kieszeni płaszcza swego. W ten sposób bowiem roznosili kapłani Komunię Św[iętą] do poszczególnych domów. W jednym z ogrodów spotkał sługa Boży około 40 ludzi, którzy mieli dać sygnał wybuchu. Podczas gdy omawiali szczegółowo plan przedsięwzięcia, wszedł kapłan z Bogiem Utajonym do sąsiedniego domu, gdzie też i oni kolejno przychodzili wielbić Przen[ajświętszy] Sakrament i spowiadać się. O 2 i pół z rana zaniósł Ojciec cyborium do dużego pokoju, w którym wszyscy byli zebrani i dał im Komunię Św[iętą].
Skutkiem zdrady wpadła razu pewnego w zasadzkę garstka katolików, którzy udali się na wieś w poszukiwaniu żywności. Wobec zbliżającego się oddziału nieprzyjacielskiego jeden z katolickich dowódców, Antonio Muniz, doradził współtowarzyszom ucieczkę, postanawiając wraz z kilku ludźmi powstrzymać pochód wroga. Ci ostatni walczyli jak lwy, dopóki starczyło zapas broni, po czym dziewięciu z nich poprowadzono do pobliskiego miasta, na cmentarz, dla rosztrzelania ich w obecności wszystkich innych więźniów.
Pewien młody robotnik, chrześcijanin, komunikujący codziennie wśród najsroższych nawet prześladowań, powszechnie dla cnót swych szanowany, Franciszek Guzman, pragnął umrzeć na klęczkach i z rozkrzyżowanymi rękoma.
Życzeniu jego stało się zadość.
Dnia 17 maja [1927] r. wyszedł rozkaz ostrzeliwania wiosek, aby wygładzić wspólników powstańców. Pierwsze to straszne widowisko miało miejsce przy El Tore Macienda, gdzie na parę dni przedtem powstańcy zadali dotkliwą porażkę oddziałowi wojsk związkowych. Samoloty wojskowe unosiły się nad zabudowaniami, rzucając ustawicznie bomby, a jednocześnie szereg oddziałów związkowych ostrzeliwał również tę nieszczęsną miejscowość. Wielu z mieszkańców, próbujących ucieczki, zostało zabitych, inni zginęli w płomieniach, lub też zostali od eksplozji wyrzuceni w powietrze.
Przy zajęciu Arandas został pochwycony 13-Ietni chłopiec, żołnierze, zdziwieni jego spokojem i odwagą, zachęcali go, by do nich przystał i obiecali mu swą pomoc. Lecz chłopiec podniósł w górę różaniec i krzyżyk, które miał na piersi i z dumą zawołał: "Wy walczycie za jakiegoś człowieka, ja walczę za Boga. Niech żyje Chrystus król"! I zaledwie wymówił te słowa, gdy kula przeszyła mu piersi.
Wskutek barbarzyństwa Callesa i jego oprawców w stanie Jalisco, wypędzono w 14 dniach 30.000 mężczyzn, kobiet i dzieci z własnych domów; uciekinierzy ci błąkają się bez schronienia, bez chleba i bez żadnej opieki. Setki innych znalazły śmierć pod rumowiskami zburzonych domów.
Do Nogates (Arizona, Stany Zjedn.) przybyli Biskupi Aguire i Polamir, wypędzeni w ostatnich dniach z Meksyku. Taki sam los spotkał arcybiskupa Flitzlera, który jest 16. z wydalonych Biskupów, podczas gdy siedmiu innych intemowano albo uwięziono, sześciu zaś się ukryło. O pozostałych czterech biskupach nie ma żadnych wiadomości. Można przypuszczać, że ci Arcypasterze są wstrzymani od wykonywania swego pasterskiego urzędu.
Arcybiskup meksykański Ruiz, przebywający obecnie na wygnaniu w Stanach Zjednoczonych, oświadcza, że rząd meksykański ofiarował po 500 pezos (dolarów meksykańskich) pensji miesięcznej tym księżom katolickim, którzy zechcą być urzędnikami państwowymi i nauczać religii pod nadzorem rządu.
Z uczuciem prawdziwej dumy arcybiskup dodaje, że nie znalazł się w Meksyku ani jeden kapłan, któryby ofertę powyższą przyjął!
Nadzwyczajne przywileje dla księży meksykańskich.
Ojciec Św[ięty] udzielił nadzwyczajnych przywilejów księżom meksykańskim, mocą których w Meksyku księża mogą odprawiać Mszę św. bez paramentów kościelnych, bez świec i rozpoczynać ją od Offerterium. Umierającym mogą zanosić Komunię Św[iętą] ludzie świeccy, tak dzieci jak i dorośli obojga płci. Chorzy mogą się w miarę sił sami komunikować.