Od kilku miesięcy na szpaltach niemal wszystkich pism pisze się o Abisynii: Zbrojny najazd Włochów, dążący do zniszczenia niepodległości Abisynii, jedynego państwa chrześcijańskiego w Afryce, uczynił je ośrodkiem naszych zainteresowań.
My Polacy wiemy czym jest utrata niepodległości, stąd też nasza sympatja skłania się raczej ku Abisynii.
Chcąc wyśledzić początki chrześcijaństwa w Abisynii, trzeba się cofnąć do IV wieku. Kupiec tyryjski Frumencjusz, wzięty w niewolę w 341 roku, pozyskał na tyle zaufanie cesarzy, że stał się wychowawcą jego synów. Nawrócenie synów i dworu stało się hasłem do szerszej propagandy misyjnej. Św. Atanazy, biskupi aleksandryjski przez udzielenie sakry Frumencjuszowi przyczynił się do dalszej ewangelizacji kraju. Frumencjusz założył stolicę biskupią w Aksum. Niebawem bujnemu rozwojowi chrześcijaństwa zadał cios monofizytyzm, herezja uznająca tylko jedną naturę w Chrystusie: Herezję tę przeszczepili na grunt abisyński monofizyccy i patriarchowie aleksandryjscy. Wkrótce i islam począł czynić spustoszenie. W IX wieku napór jego był bardzo silny. W tym czasie wybucha powstanie żydowskie. Na tronie zasiadła żydówką. Już jednak po jej śmierci rządy wróciły do prawowitych władców.
Pod koniec XIII wieku wielki wpływ na sprawy polityczne uzyskują mnisi dzięki opatowi Tekle - Haimontowi z Debre-Libanos. Są usiłowania nawiązania stosunków z Rzymem za cesarza Zara Jakuba. Do unii jednak nie dochodzi. Od tego czasu na czele organizacji kościoła abisyńskiego stoi abuna, czyli biskup. Od niedawna, bo od 1926 roku dodano, mu 4 biskupów-sufraganów, jednak bez ściśle określonych diecezji. Prerogatywy abuny są nikłe, udzielenie święceń kapłańskich, namaszczenie cesarzy, dyspensy od ślubów, ekskomuniki na łamiących rozporządzenia cesarskie - oto wszystko. Kościół abisyński jest całkowicie uzależniony od państwa, cesarz jest nie tylko królem królów, ale i głową kościoła. W XV wieku za cesarza Dawida II, wskutek przymierza z Portugalią, rodzi się nadzieja pojednania z Rzymem. Niestety było to tylko złudzenie.
Misja jezuicka w XVI i XVII wieku mogła się poszczycić lepszym powodzeniem. Na czele misji stanął O. Piotr Paez. Prawością charakteru i olbrzymią wiedzą zdobył sobie cześć i poważanie. Co więcej, nawrócił cesarza Seltana Sagada, który poprzysiągł unię z Rzymem. Jednak przyrzeczenia nie spełnił, unii nie zawarto. Po śmierci cesarza wypędzono jezuitów a w całym kraju rozpoczęły się krwawe masakry wiernych. Prześladowania nie powstrzymały bohaterskich misjonarzy franciszkańskich do przedsiębrania coraz to nowych wypraw misyjnych.
Przez cały XVIII wiek krew męczeńska misjonarzy użyźnia ten oporny kraj. Po dłuższej przerwie wznawiają działalność misyjną w Abisynii w XIX wieku misjonarze św. Wincentego a Paulo i kapucyni. Prefektem apostolskim zamianowano ks. Justyna de Jacobis. W 1839 roku wyruszył nowy prefekt objąć wyznaczoną placówkę. Znalazł te same uprzedzenia co i jego poprzednicy. Wpływ jego musiał być znaczny a i urok niemniejszy. Jeśli potrafił pociągnąć ku sobie nawet duchownych abisyńskich. Jemu to zawdzięczamy niebywały rozrost misji. Cóż z tego jednak, kiedy nowe prześladowania przekreśliły jego szlachetne wysiłki. Dwakroć więziony, prześladowany, męczony, zmarł wkrótce potem.
Po wojnie włosko-abisyńskiej misja powoli się odbudowywuje. Prześladowania paraliżują od czasu do czasu jej postęp, lecz przychylność cesarza Menelika II rokuje jaknajlepsze nadzieje na przyszłość. Tem bardziej, że i obecny cesarz Heile Selassie z wielką sympatją i szacunkiem odnosi się do wikariusza Mgsr. Jarosseau. Obecna wojna na pewno nie wzmoże wpływu misjonarzy, przynajmniej włoskich. Istnieje nawet uzasadniona obawa zahamowania wszelkiej działalności misyjnej. Dla Kościoła byłby to cios bardzo bolesny. Jak się dalej potoczą wypadki, pokaże nam przyszłość najbliższa.