Jak O. Maksymilian patrzył na świat i ludzi?

W Niepokalanowie jak w każdym klasztorze jest klauzura. To znaczy, że zakonnikom tylko z polecenia przełożonego wolno wychodzić poza klasztor, nadto progu klasztoru męskiego nie może przestąpić żadna kobieta. Zamknięcie od świata. Klasztor. A jednak dziwny się tu pielęgnuje u zakonników stosunek do świata, do ludzi, do wszystkich ludzi na kuli ziemskiej. Mianowicie, wpaja się w zakonników przekonanie, by uważali wszystkich ludzi i cały świat jak własny dom, jak jeden dom, jak jedną rodzinę.

Gdy się czyta życiorys Ojca Maksymiliana Kolbego, to właśnie od początku uderza u tego zakonnika ciągła ruchliwość. Najpierw widzimy go w małym miasteczku Pabianicach, potem we Lwowie, w Rzymie, znów w Polsce w Krakowie, Warszawie; potem w Chinach, Japonii, Indiach. A wszędzie się czuł jak u siebie w domu. Czy w obcych Krajach, czy na morzach i oceanach, każdy kraj, każdy teren, traktował jak własną Ojczyznę, każdego człowieka - żółtego, czarnego czy białego - uważał za brata. Jeździł po świecie, niczym po ulicach Niepokalanowa. O, Ojciec Kolbe, pojął naukę Chrystusa, że świat należy do Boga, że każdy człowiek, to brat.

Każdy - starym, dobrym znajomym

Co uderzało, gdy się zetknęło po raz pierwszy osobiście z Ojcem Maksymilianem? Wydawało się od razu, że gdzieś już się go widziało: że to dobry, stary znajomy. Bo wszystkie przegrody pękały, gdy ten kapłan zbliżał się do człowieka. To nic nawet, jeżeli nie rozumiał języka człowieka napotkanego. To nic, że ów obcy człowiek, to był poganin lub niedowiarek. Toteż Ojciec Maksymilian nigdy nie pozwolił na ataki w "Rycerzu Niepokalanej" na żaden naród, na żadną rasę. Bo czyż inaczej mógł się ustosunkować do nie-katolików człowiek, który w każdym widział dziecko Niepokalanej; co prawda, [45]nieraz zbłąkanego chwilowo syna czy córkę, ale jednak Jej, Niepokalanej?

To postępowanie z każdym, choćby z najbardziej obcym sobie człowiekiem, jak z dobrym znajomym, ta jego życzliwość, nie sztuczna, nie dyplomatyczna, ale z jego duszy promieniująca - przenikała też czym prędzej do duszy współrozmówcy. Sprawiał, że kto się raz z nim spotkał, zostawał jego przyjacielem, a przynajmniej nie mógł być dłużej jego wrogiem. Zresztą, Ojca Maksymiliana nie obchodził stosunek drugich od niego, tylko do Niepokalanej.

Idea braterstwa

Po idei Maryjnej pochłaniała go zaraz idea braterstwa. Ojciec Maksymilian otaczał braci zakonnych głębokim szacunkiem. Jego obchodzenie się z braćmi miało im okazać, że u Boga wszyscy jesteś my równi; że tylko ofiarna służba dla bliźnich i świętość osobista decydują o naszej wartości w oczach Boga. Nie tytuł, nie stanowisko, nawet nie kapłaństwo.

Toteż garnęli się do Niepokalanowa chłopcy, którzy nie jako kapłani pragnęli dążyć do świętość i służyć Niepokalanej, ale jako zwykli, prości bracia, a choć byli wśród nich niemało takich, którzy i śmiało mogliby się kształcić na kapłanów, przybywali tu tłumnie przeczuwając z kartek "Rycerza", że tu ocenią przełożeni ich wkład do dzieła Niepokalanej, że tu okażą się potrzebni właśnie jako bracia.

Wiele się w naszych czasach na całym świecie mówi i pisze o odrodzeniu, udoskonaleniu zakonów. A po czym przede wszystkim poznać, że zakon się odradza? Gdy ma braci. Gdy ma wielu braci. Gdy posiada ich więcej, niż ojców - kapłanów. W każdej rzeczy pospolitej klasztornej bracia reprezentują jak gdyby lud. Szczęśliwy zakon, który ma w swym gronie wiele "ludu", wielu braci. Tak ja szczęśliwy naród, który ma wiele ludu, wielu chłopów i robotników, wiele młodzieży, wiele dzieci, i o wiele więcej niż starszych roczników. W nauce demografii mówią uczeni o takim społeczeństwie, że ma zdrową piramidę społeczną: że stoi na nogach, do góry głową. Otóż Ojciec Maksymilian posiadł tajemnicę zdobywania prostych a kryształowo ideowych umysłów do oddawania się bez zastrzeżeń w służbę Niepokalanej w stania duchownym.

Szczęście oddania się Niepokalanej

W swoim poświęceniu Ojciec Maksymilian czuł się szczęśliwy. Nie tylko dlatego, że Niepokalanów się rozwijał nad podziw w Polsce i w Japonii. Bo przecież w ostatnich latach jego życia uniemożliwili prace Niepokalanowowi hitlerowcy, podczas okupacji. Szczęście Ojca Maksymiliana płynęło nie z powodzenia, ale ze spełnionego obowiązku, z czystości jego serca oraz z oddania się jego na usługi Matce Najświętszej.

Każdy, kto zachował czyste serce, czuje się mimo trudności i przeciwności szczęśliwy. Wszystko cieszy takiego człowieka. Człowiek czysty pełen jest wewnętrznej radości Ta właśnie czystość serca dawała Ojcu Maksymilianowi poczucie szczęścia, świadomość wiecznej wiosny w sumieniu. To był człowiek naprawdę szczęśliwy. To był jeden z najszczęśliw[46]szych ludzi XX wieku. I on to wiedział. I wiedział po wtóre, jak bardzo spotęgowane jest to jego szczęście przez to, że służy ofiarnie Matce Najświętszej, że kocha Ją, że czuje się Jej synem.

Dlatego, gdy zbliżał się do kogokolwiek, to czuło się mimowiednie, że to wysłannik wielkiego szczęścia i sam szczęśliwy ogromnie. A wydaje się, że nic nie zdołało zamącić w nim tego poczucia głębokiej wewnętrznej radości, ani choroba, wszak miał tylko połowę płuc i w ogóle liche zdrowie; ani nawet bunkier śmierci w Oświęcimiu: wszak i tam, samotny, w zacementowanej celi bunkra mógł zachować serce czyste i oddanie się bezgranicznie serdeczne Niepokalanej! Cały świat jak jeden dom, każdy człowiek jak brat, czystość serca i szczęście z oddania się na usługi Niepokalanej: to były okulary, przez które patrzył Ojciec Maksymilian na świat i ludzi.