W szeregu rozmaitych sekt, napływających dziś do ojczyzny naszej, jako to: metodystów, badaczy pisma św. i innych, występujących czy to wprost przeciw Kościołowi, czy też, jako zrzeszenia, usiłujące pod płaszczykiem dobroczynności podkopać wiarę w narodzie naszym, w roku [1922] zawitali do Polski nowi misjonarze i jak powiadają, niosą nam "światło prawdy," byśmy poznawszy ją zrzucili z siebie jarzmo Kościoła katolickiego, byśmy zaprzestali słuchać kościelnego zwierzchnika na ziemi, papieża; czyli, otwarcie zaczęli walkę z Kościołem. Instytucję swą nazywają "niezależnym kościołem narodowym". Wkrótce jednak zauważyli," że ich "ideały" i program pracy nikogo zgoła nie interesuje; chwycili się więc innego, skuteczniejszego środka: zapomocą prasy zaczęli rozszerzać "wielkie swe połannictwo". I oto w końcu stycznia [1923] r. ukazuje się tygodnik pod szumną nazwą: "Polska Odrodzona". I cóż tam piszą? W pierwszym rzędzie chodzi im o to, by swego przeciwnika, jakim jest Kościół katolicki, zniesławić i w oczach jego wyznawców zelżyć; dlatego opisują błędy i ujemne strony jednostek, lub poszczególne zdarzenia, rozciągając ich winę na Kościół cały. A kiedy "Głosy Katolickie" wyjaśniły zaczepiane przez nich kwestie prymatu i nieomylności papieża przedstawiając we właściwem świetle, oburzyli się, że na odparcie ich zarzutów nie używa się dowodów "subtelnej filozofii scholastycznej", ani też nikt nie występuje z nimi do publicznej dyskusji, "jakie się niegdyś w XVI wieku toczyły między reformatorami a jezuitami;" lecz przeciwnie spotykają dowody "niemęskie, barbarzyńskie". Wreszcie poczytując się za lekarzy narodu polskiego, chcą go moralnie uzdrowić i odrodzić. Wróćmy więc do każdego z punktów ich zadania i rozpatrzmy ile jest w tym prawdy i legalności.
Gdyby wytykali błędy jednostkom lub podkreślali jakieś nadużycia, unikając zniesławiania osób, jeszczeby uszło; często bowiem ten sposób, zamiast rozgoryczenia, może dźwignąć niejednego do powstania z błędów i do wystrzegania się ich na przyszłość. Lecz oni inaczej postępują. Bo do innych musieliby stosować tę łagodną zasadę: "Błądzić jest rzeczą ludzką, a z błędu powstawać, poprawiać swe życie, jest szlachetną stroną człowieka;" gdy natomiast do nich lgnęłyby zdania starożytnych Rzymian, całkiem ich charakteryzując: Błądzić jest rzeczą ludzką, lecz w błędzie trwać jest rzeczą tylko głupich". Dlatego wolą zaniechać tego sposobu i nie wprowadzać nikogo na podobne prawdy o sobie, natomiast spełniają swój urząd "lekarzy moralnych," lżąc Kościół Chrystusowy i kapłanów Jego, w każdym prawie artykule, lub anonimowych listach "z ziemi warszawskiej" (najprawdopodobniej w redakcji pisanych!). Nie lekarstwo moralne nam niosą, lecz chorobę niezgody i nienawiści, zupełnie przeciwnej duchowi Chrystusowemu I gdy p. Bończak, przedstawiciel sekty "niezależnych", człowiek "wielce kulturalny", jak sam to daje do zrozumienia w art. pt. "Ciernistą drogą", domaga się, by nie lżyć instytucji, którą założył ks. Kozłowski apostata i jakiśtam Kamiński, to o ileż więcej nie powinnien lżyć instytucji, którą Chrystus założył; jakże więcej "kulturalnym" ludziom przystoi Kościół Chrystusowy szanować, który i powagą Założyciela i większymi zasługami przewyższa przecież zamorską sektę "niezależnych".
Dalej udowadniają, że papieża nie należy słuchać. Kogóż więc mamy słuchać? Czy pierwszego lepszego człowieka, przybłędy z Ameryki, samozwańca? Komu Chrystus dał władzę, czy "kościołowi narodowemu"? Nie. Chrystus powiada Szymonowi "...ty jesteś Opoka, (a nie sama wiara Piotra, jak przekręcają sekciarze), a na tej opoce zbuduję Kościół mój... I tobie dam klucze królestwa niebieskiego" (Mt 16,18.19). "Paś owce moje" (J 21,17) mówi Chrystus w innym miejscu do św. Piotra. Któż tę władzę i pasterstwo owczarni Chrystusowej otrzymał po św. Piotrze? Może głowa "kościoła narodowego," który obchodził przecież już 25-letni jubileusz swych dziejów? Oczywiście, że nie. Tylko Ojciec Św[ięty] jako prawy spadkobierca władzy, którą Chrystus dał Piotrowi św. I któżby tu miał jakie trudności w zrozumieniu? Chyba nikt. Boć to jasne jest, jak słońce. Lecz komu grzech przyćmił kopcącym swym kagańcem rozum i sumienie, ten już takich prawd zrozumieć nie potrafi. I potrzebne tu są "dyskusje lub subtelne [suptelne] dowody filozoficzne?" Nie. Bo tę prawdę prostak łatwo zrozumie, a tym bardziej zrozumieć ją powinien tak "wielce kulturalny człowiek," jak p. Bończak i podwładni jego. Po co wreszcie na poparcie swego błędu, przekręcać tekst Ojców świętych podając niby w skróceniu, w rzeczywistości jednak w przekręceniu. Mogą w ten sposób bałamucić ludzi takich "kulturalnych," jak sami, ale nie nas; bo i któryż z Ojców Kościoła nie uznawał papieża, jako zwierzchnika kościelnego na ziemi? Który znich założył kościół niezależny...?
Zawiódł się p. Bończak, bo, powiada w art. wyżej wspomnianym: "Wybierając się do Polski, myślałem, że będę miał do czynienia z kulturalnymi ludźmi, że nawet walka toczyć się będzie w przyzwoity sposób, kulturalna". Lecz gdyby miał szczerości tyle, co obłudy, powiedziałby: myślałem, że tu przyjmą mię z otwartymi ramiony i stróże nauki Chrystusowej rzucą się w moje objęcia. A tu widzi coś przeciwnego. Nikt za nimi nie idzie. Nikt im nie wierzy i jeszcze sektą odszczepieńcami ich nazywają. Bo rzeczywiście nie mają co "niezależni" robić tutaj: póki jeszcze oszczędności Hodura na misje w Polsce się nie wyczerpią, to będą ją jako tako "odradzać" kłamstwem i oczernianiem innych; lecz gdy funduszu zabraknie, to i dzieło odrodzenia ustanie. Bo dla Polaków Kościół katolicki jest i narodowym; albowiem z brzaskiem dziejów Polski, wiara katolicka zapuściła swe korzenie w narodzie polskim. Przez wieki całe, pogrążone już w przeszłości, katolicyzm był nieodłącznym towarzyszem Polaka: dzielił jego radość i smutek, triumf i przygnębieni e, zwycięstwo i klęski. Polak u stóp ołtarzy Kościoła katolickiego, przed Bogiem otwierał zawsze potrzeby serca swego, tam też znachodził balsam, kojący jego cierpienia i dolegliwości. I dziś, gdy rzucimy okiem na wschód i zachód, to widzimy, że dokąd sięga przewaga wiary katolickiej, dotąd przeważnie rozpościerają się granice, zwyczaje i język polski. Nie łatwo i nie byle komu da się obałamucić nasz naród, szczególnie co do wiary; i chociaż sekta "niezależnych" będzie miała poparcie w dziennikach żydowskich, lub w innych kołach, sprężyną żydostwa i nieprzyjaciół Kościoła poruszanych, nie pomoże i to, bo Polak i inteligentny chłopek wie, że żyd i ten, kto u niego poparcia szuka, jest wrogiem Chrystusa i Ojczyzny jego. Stawiamy więc pytanie: Czy nie lepiej byłoby, dla jedności, o którą Chrystus po ostatniej wieczerzy błagał Ojca Niebieskiego dla swoich wyznawców, zamiast szukać poparcia u wrogów nauki Chrystusowej, stłumiwszy nienawiść, połączyć się z Kościołem katolickim? lub przynajmniej dla oszczędności dolara powrócić na przeciwległą półkulę?
Misjonarze "niezależnych" mienią się wreszcie moralnymi lekarzami narodu polskiego. Chwalebne są ich zamiary. Pracować w Ojczyźnie, stworzywszy kościół narodowy, toć to było wielkim ideałem naszego poety Mickiewicza! Tak! Lecz ten geniusz pieśni poznawszy swój błąd, powrócił do Kościoła katolickiego i umarł jak najprzykładniejszy katolik, Gdyby "niezależni", co go lubią często cytować, i naśladowali także, dawno nastałaby jedność. Ale gdzież tam! Różnice między ideałem poety, a "niezależnych", to przepaść ogromna. Tam szlachetność, miłość i poświęcenie się, tu swoją pracę dla bliźnich zasadzają na ochlapywaniu błotem Instytucji Chrystusowej i karmieniu kłamstwem nieświadomych czytelników tygodnika swego. Tam zgodność postępowania z ideałem myśli, tu mienią się być lekarzami moralności, a ze swej sekty zrobili azylum dla zdegradowanych księży i apostatów, stawiając ich na świeczniku, powiadamy więc takim pracownikom: lekarze uzdrówcie samych siebie, pojednajcie się sami z Bogiem, nim innych zaczniecie jednać. Boć i Chrystus Pan mówi: "Obłudniku, wyrzuć pierwej tram z oka twego, a tedy przejrzysz, żebyś wyrzucił źdźbło z oka brata twego" (Mt 7,5). Tak, niech "niezależni" wyrzucą pychę, ambicję i chorobę na biskupstwa, które to "cnoty" są fundamentem ich "arcydzieła". Dodać jeszcze trzeba, że filary kościoła narodowego uważają każdą religię za dobrą. Cóż to znaczy? To znaczy, iż za nic sobie mają wszelką religię. Bo jakże można do kilku religii, które są sprzeczne w swych zasadach, mieć jakiekolwiek przywiązanie. Niechże "niezależni", nim pójdą publicznie tę zasadę głosić, sięgną do rozumu, czy jest w tym choć drobna doza logiki.
Widzimy więc jasno, że nie miłość Boga ani bliźniego nimi kieruje, tylko w piórka tych cnót strojąca się namiętność. Nie wierzmy więc łatwo! Nie bierzmy wkoło nich tańczących, błędnych ogników bagiennych, za diadem prawdy i świętości. Nie dajmy się omamić na naszą szkodę moralną i duchową; niech nawracają żydów, którzy ich tak bardzo w swej prasie popierają, bo żydom Kościół Chrystusowy, ta wielka spójnia moralna narodu naszego, najwięcej stoi na zawadzie; dlatego popierają wszelkie prądy Kościołowi katolickiemu przeciwne. Trzymajmyż się jedności, stosując się do gorącego życzenia Chrystusowego, które aż trzy razy wyraził w modlitwie swej po Ostatniej Wieczerzy: "A nie tylko za nimi proszę (tj. za Apostołami), ale i za tymi, którzy przez ich słowo we mnie uwierzą; aby byli wszyscy jedno, jako Ty Ojcze we mnie, a ja w Tobie i oni byli jedno." (J 17,20.21). A trzymając się jedności powszechnego Kościoła katolickiego, pod który Chrystus kamień węgielny położył, nie wierząc żadnym "badaczom", "metodystom", ani "niezależnym", co chcą budować kościół narodowy - ufajmy, że Kościół Chrystusowy zwycięży; a ta ufność niech się opiera na słowach Tego, który jest wszechmocny i który powiedział do Piotra: "...ty jesteś Opoką, a na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie zwyciężą go," Czyż nie sprawdzają się przez wieki te słowa Chrystusa? Przyjrzyjmy się kartkom dziejów Kościoła, ileż tam herezji? ile sekt najrozmaitrzych podnosiło swe harde czoła przeciw niemu? Lecz wszystkie roztrzaskały się o jego Boskie fundamenta. Jedne znikły z oblicza ziemi wraz ze swym założycielem; drugie przetrwały dłużej nieco, ginąc powolnie; inne trwają, lub współcześnie powstają. A ciągiem, choć bezskutecznym ich usiłowaniem było i jest podkopać kamień węgielny Kościoła.
Naszym więc jest obowiązkiem modlić się za odszczepieńców, a szczególnie za upartych przewodników i przedstawicieli "kościoła narodowego", by Bóg przez przyczynę Niepokalanej, uleczył ich z grzechów, które są fundamentem ich "kościoła", a który gdy usuną, z "niezależnych" staną się zależnymi i uznają papieża, jako Pasterza owczarni Chrystusowej.