Generalna absolucja podczas masowego morderstwa

Prośmy zawsze Boga o szczęśliwą śmierć, gdyż nigdy nie jest nam wiadomo, w jaki sposób i w jakim czasie przyjdzie.

Było to w końcu miesiąca listopada 1941 r. w obozie Gusen. Temperatura obniżyła się bardzo, co prawda woda w rurach jeszcze nie zamarzła, ale też niewiele brakowało.

Oddział nasz, zatrudniony w magazynie ubrań ma dużo pracy, pracujemy nawet po apelu do godziny 11-tej w nocy.

Około godziny wpół do jedenastej puka ktoś słabo w okno magazynu; otwieram, słyszę straszne krzyki, przed oknem stoi kolega K. B., były dyrektor cukrowni, i zapytuje: - "Teofil, czy jest ks. Ludwik?" Jest". "Proszę go przywołać do okna"." Ks. Ludwik przychodzi. "Kaziu, co się stało?" - pyta. "Słyszy ksiądz, SS-mani urządzają dziś w nocy masowe morderstwo i teraz pędzą do łaźni wszystkich chorych, starych i słabych, wszyscy mają dziś w nocy zginąć, mają być utopieni. Może by ksiądz im udzielił generalnej absolucji". W tym momencie rozlega się tak straszny, wprost nieludzki ryk, krzyk, płacz i hałas, żeśmy potruchleli i pobledli. Mimo to wychodzimy oknem. Jest noc bardzo ciemna tylko blask światła bije od strony baraku-kąpielni, oddalonego od naszego o pięćdziesiąt kroków. Przedzieramy się w cieniu pod barakami, żeby nas nikt nie zauważył, gdyż biada nam, wpędziliby nas zaraz do lodowej kąpieli. Docieramy po ciemku do baraku, nikt nas nie zauważył, patrzymy przez szpary w deskach. Oczom naszym przedstawia się straszny widok: - SS-mani i kapowie wpędzili z bloku nr. 32. do lodowej kąpieli około 130 ludzi, najwięcej wychudłych biedaków, nago. W kąpieli zatkano otwory do odpływu wody, jest strasznie zimno. SS-mani i kapowie krzyczą na jeńców, każą im włazić do zmrożonej wody, a gdy to nie pomaga, kopią i biją ich po nagich plecach, nawet, po brzegu podwyższonym, puszczają całym pędem, żelazny wózek o dwóch kołach, i wtrącają resztę do zimnej wody. Teraz każą im się pokłaść i zanurzać, nawet głowy; kto się opierał, bito go żelazną łopatą w plecy lub głowę. Tylko ludzie bez Boga mogli dopuścić się podobnej zbrodni.

Powstaje straszna rozpacz, każdy widzi, że trzeba się raptownie rozstać z tym życiem, że wszyscy będą potopieni: ojcowie rodzin, synowie, starcy, już i tak od głodu wycieńczeni i niezdolni do pracy. Jedni się modlą, odmawiając "Pod Twoją obronę", drudzy, "Ojcze nasz", jeszcze inni odmawiają akty strzeliste i głośno żałują za grzechy, jeszcze inni zwątpiwszy i nieomal postradawszy rozum, przeklinają ojca i matkę, którzy ich zrodzili, i godzinę, w której się urodzili. Słyszę słowa: "Matko, czemuś mnie porodziła, kiedy ja tak cierpieć muszę i życie mi gwałtem odbierają", lub "Moja kochana, już ja ciebie nigdy nie zobaczę".

Jęk, płacz, modlitwy i przekleństwa, wszystko się mieszało. Było to tak straszne, że chociaż mija już 7-my rok, jeszcze dziś mnie zimno i dreszcz przechodzi, gdy to pisze. Drżeliśmy na całym ciele, lecz trzeba nam wypełnić obowiązek w chwili śmierci.

Odmawiam Confiteor za konających a ks. Ludwik B. udziela w tej chwili wszystkim generalnej absolucji.

Największy czas, gdyż jeden z SS-manów otrzymuje rozkaz obejść kąpielnię, więc giniemy w ciemności, wracamy szczęśliwie do magazynu zupełnie wyczerpani. Koledzy się modłą i niecierpliwie na nas czekają, czy też powrócimy.

Bogu dzięki, powróciliśmy.

Na drugi dzień rano, chcąc zbadać skutki tej strasznej morderczej kąpieli, udałem się na blok nr. 32 z zapytaniem, czy blokowy ma jakie rzeczy do oddania, ponieważ przyjedzie auto po brudną bieliznę. Blokowy, istny szatan w ludzkim ciele, odpowiada: "Tak, otrzymacie dziś 125 kompletów ubrań po zmarłych". Udając, że nic nie wiem o kąpieli, zrewidowałem umywalnie bloku nr. 32. Otwieram drzwi i cofam się parę kroków w tył na widok, którego nigdy nie zapomnę. Ofiary kąpieli poukładano na wysoką kupę jak kloce drzewa; niektórzy po rozgrzaniu się przychodzili do życia, jedni otwierali i zamykali oczy, inni ruszali rękami lub nogami, jeszcze inni z tej kupy wydawali różne jęki. Zawarłem szybko drzwi i obserwuję dalej. Za 15 minut przyjeżdżają wozy do wożenia chleba pod kąpielnię i koledzy muszą wrzucać współtowarzyszy niedoli na wozy jak klocki drzewa, by zawieźć ich do krematorium. Jeszcze chwilka a krematoria dymią i tak zaciera się zbrodnia.

Cześć i pamięć naszym męczennikom za wiarę i polskość!


Rycerz Niepokalanej 1/1949, grafiki przy artykule: Generalna absolucja podczas masowego morderstwa, s. 22-23

Opisy zdjęć powyżej: Dla katolickiej Szwajcarii Einsiedeln jest jak Lourdes dla Francji a Częstochowa dla Polski: sercem życia religijno-narodowego, gdzie w opactwie benedyktyńskim - w imię Niepokalanej - odbywają się prawie wszystkie kongresy katolickie i dokąd ściągają coroczne pielgrzymki. Głębokie wrażenie na pielgrzymach robią: Czarna Dziewica - figura Matki Bożej (fot.) i codziennie śpiewane przez mnichów "Salve Regina". W ub. r. opactwo Maria-Einsiedeln obchodziło tysiąclecie swojej konsekracji