Dziecko w wieku przedszkolnym

I. Dziecko zdrowe

Cóż mamy rozumieć przez dziecko zdrowe? Jest to dziecko ani chude ani tłuste, ani blade, ani zbyt czerwone. Jest szczupłe, zwinne i ruchliwe, o skórze jędrnej i elastycznej, czystej, różowawej a przy lekko śniadej - z odcieniem jakby opalenizny, której to odcień zdrowa skóra zdrowego człowieka zachowuje nawet w zimie. Dziecko takie jest bystre i wesołe, interesuje się wszystkim, nie jest skłonne do płaczu czy złości. Jeśli występują ujemne cechy charakteru, to w stopniu umiarkowanym i łatwe są do opanowania. Dziecko takie w nocy śpi doskonale, we dnie ma świetny apetyt, je samo i nigdy nie marudzi. A co najważniejsze: jest odporne, nie zaraża się i nie choruje.

Jak osiągnąć ten ideał?

Przez systematyczne stosowanie najważniejszych zasad higieny. Oto one: 1) prawidłowe odżywianie, 2) słońce, świeże powietrze i ruch na powietrzu, 3) czystość, 4) wystarczający sen, 5) odpowiednia atmosfera domowa i postępowanie wychowawcze.

Czy do tego potrzeba dużo pieniędzy, pięknych mieszkań, luksusowych warunków? Bynajmniej. Najuboższa matka w najskromniejszych warunkach potrafi dać dziecku to wszystko - byle jej się chciało pomyśleć i popracować. Słońce, powietrze i woda są dla wszystkich, odżywienie proste i zdrowe nie kosztuje tak wiele. Chodzi tylko o dobrą wolę i staranie.

Odżywianie. Dziecko rośnie, wyrastają mu zęby, wydłużają się kości, wszystkie procesy życiowe przebiegają w jego organizmie nadzwyczaj intensywnie. Potrzeba do tego bardzo wartościowego odżywiania, zwłaszcza dużo witamin i soli mineralnych. Tego dostarczają nam owoce i jarzyny - toteż odżywiane dziecka głównie na tych produktach powinno być oparte. A więc zupy owocowe i jarzynowe, jarzyny gotowane i to gotowane, o ile tylko można, bez odlewania wody lub w łupinkach (gdyż odlewając wodę tracimy rozpuszczone w niej witaminy i sole mineralne), poza tym kompoty, różne przetwory owocowe, ale przede wszystkim jarzyny i owoce na surowo. Gotowanie i w ogóle wszelkie przyrządzanie zwłaszcza wymyślne i długotrwałe, częściowo niszczy witaminy. Najzdrowsze są jarzyny i owoce na surowo i wprost z ogrodu. Latem łatwo o nie i dostępne są nawet dla ubogiej matki, która, licząc się z groszem, pilnie musi uważać, żeby dawać dzieciom co dzień te właśnie produkty ogrodnicze, które w danej chwili są na rynku najtańsze. Jeśli nas nie stać na luksusy, starajmy się wyzyskać do ostatnich granic to, na co nas stać jeszcze - możliwości są zawsze, trzeba tylko pomyśleć.

W zimie matka zamożna da dziecku pomarańcze, jabłka, mrożone jagody i pomidory. A matka uboga da swym dzieciom marchew tartą surową lub inne tarte jarzyny, kapustę kiszoną, postara się zakisić na zimę pomidorów, buraków itp., z których później przyrządzać będzie smaczne sałatki. W każdej księgarni otrzymać można niedrogie książeczki zawierające przepisy na tanie zimowe surówki. Wszystko się da zrobić - trzeba tylko pamiętać o zasadzie, że dziecko dla zdrowia potrzebuje koniecznie i co dzień surowych jarzyn lub owoców, prócz tych, które spożywa w stanie gotowanym. Można też dzieciom dawać surowe soki wyciśnięte z jarzyn lub dla zamaskowania dolewać takiego surowego soku do zupy już po ugotowaniu, tak by nie zmienił się przez to smak zupy. Soki wyciskać można ze wszystkich jarzyn oczywiście za wyjątkiem kartofli, gdyż surowy sok z kartofli jest trujący.

A poza tym? Każde dziecko powinno otrzymać pół litra mleka dziennie - można to częściowo zastąpić maślanką lub mlekiem odciąganym (są to nawet po odciągnięciu tłuszczu jeszcze bardzo wartościowe produkty), ale choćby w takiej postaci mleko musi występować w codziennym pożywieniu dziecka.

Pieczywo powinno być jak najciemniejsze - najlepiej chleb razowy (żytni i pszenny). Jest ogromnym błędem, że matki dają dzieciom zwykle bułki i ciasta. Biała mąka zupełnie pozbawiona jest witamin i soli mineralnych - dzieci nią odżywiane łatwo dostają anemii, próchnicy zębów i angielskiej choroby. Tę samą wartość co mąka razowa mają kasze, zwłaszcza grubsze. Masło jest oczywiście konieczne, ser bardzo wskazany, natomiast jajka, choć w zasadzie pożywne, zawierają zbyt dużo białka zwierzęcego i mogą być szkodliwe. Toteż małe dzieci nie powinny ich dostawać a starsze tylko w małych ilościach (jedno jajko raz na 2-3 dni). Natomiast mięso, wędliny, ryby, rosoły są to pokarmy zatruwające młody organizm i dzieci otrzymywać ich nie powinny.

Również szkodliwe są wszelkie słodycze: ciastka, czekoladki, cukierki. Działają one źle na przemianę materii, odbierają apetyt, prowadzą do kataru żołądka. Nawet zwykły cukier, używany w dużych ilościach, działa szkodliwie, toteż nie należy przyzwyczajać dzieci do potraw zbyt słodkich. W ogóle powinniśmy przyjąć zasadę, aby zamiast łakoci - kupować dzieciom dobre, dojrzałe owoce. Sprawią im one tę samą przyjemność, a przy tym będą korzystne dla zdrowia.

Jedyną "słodyczą", godną polecenia, jest miód, który (zamiast cukierków) powinien znaleźć w diecie dziecinnej znacznie szersze zastosowanie niż ma obecnie.

Ujmując krótko: pożywienie dziecka powinno się składać z owoców i jarzyn surowych i gotowanych, ciemnego pieczywa, kasz, mleka, masła, sera i miodu. Doskonałym dodatkiem w zimie jest tran, który jest bardzo pożywny i zawiera wiele witamin. Jednak nie każde dziecko go znosi.

Słońce - świeże powietrze. Są to konieczne warunki. "Gdzie nie wchodzi słońce - wchodzi lekarz", gdzie brak słońca - kwitną choroby. Jeśli izba mieszkalna nie jest słoneczna - trzeba to dzieciom wynagrodzić, wysyłając je jak najczęściej na dwór - na słońce.

Izbę trzeba często wietrzyć, zwłaszcza przed spaniem. Nie obawiać się "przeciągów" ani zaziębień. Dziecko prawidłowo odżywiane i przebywające dużo na powietrzu - jest odporne, i nie zaziębia się tak łatwo.

Czystość. Wiemy, że skóra oddycha, przez skórę wydalają się z ustroju różne trucizny. Skóra też spełnia szereg ważnych dla organizmu czynności. Nie może tego dobrze spełniać, jeśli jej pory są zatkane brudem. A przy tym brud jest siedliskiem wszelkich zarazków. Każde dziecko musi być raz na tydzień kąpane w ciepłej wodzie z mydłem.

Druga sprawa - to mycie rąk. Plagą wieku dziecięcego są tzw. robaki Skąd się biorą? Z brudu. Ściślej: z brudu rąk. Jajeczka tych "robaków" wydalają się z kałem. Jeśli ogrodnicy nawożą swą ziemię gnojówką z ustępów, to jarzyny z takich ogrodów mogą być zanieczyszczone tymi jajeczkami. Należy więc jarzyny dobrze myć i nie pobierać ich z ogrodów tak nawożonych. Ale jajeczka robaków jelitowych mogą być wszędzie: w kurzu, w ziemi, na każdym podwórku i wraz z brudem łatwo przylepiają się dziecku do rączek, a potem przy jedzeniu - wędrują do buzi. Zresztą nie tylko one - tak samo wędrują zarazki tyfusu brzusznego, czerwonki i różnych zakażeń jelitowych. Stąd bardzo ważne jest nauczyć dziecko, by nic nie jadło nie umywszy przedtem rąk. Wcale nie trudno to przeprowadzić. Dzieci są wrażliwe i jeśli je odpowiednio "uświadomić", trochę postraszyć, same będą się pilnować i dopominać się o mycie rąk przed jedzeniem. Ale przykład musi też iść z góry - od dorosłych.

Sen. Trwać powinien około 10 godzin na dobę. Zależy zresztą od organizmu i wieku dziecka - trudno tu ustalać niewzruszone reguły - każda matka wyczuje najlepiej, ile snu potrzeba jej dziecku. Trzeba tylko wiedzieć o jednym: najzdrowszy i najwartościowszy jest sen przed północą. Stąd reguła: wcześnie spać i wcześnie wstawać ważna nie tylko dla dzieci, lecz i dla dorosłych.

I wreszcie atmosfera domowa ma olbrzymie znaczenie. Każdy rozumie, że wśród ciągłych "scen" i awantur miedzy rodzicami - dziecko staje się nerwowe, nieszczęśliwe i chore. Potrzebuje ono koniecznie spokoju i pogody, miłości i ciepła rodzinnego. Lecz nie na tym koniec. Potrzebuje również atmosfery ustalonego porządku domowego i rygoru płynącego z autorytetu rodziców. Jeśli tego brak, nieuchronnie wypacza się zarówno zdrowie fizyczne, jak i charakter dziecka. Weźmy przykład: Jakże często zgłaszają się do lekarza matki z dziećmi, które nie chcą jeść. Matka zrozpaczona - czego już nie robi, gotuje specjalne potrawy, kupuje kosztowne frykasy, opowiada przy jedzeniu bajki, wchodzi nawet w pertraktacje handlowe ze swą "pociechą", chce płacić za każdą zjedzoną łyżkę. Nic nie pomaga. Dziecko czasem z łaski zje trochę łakoci - zresztą nie; kompletny bojkot. Rodzice nie wiedzą już co robić. Cały dom - ba! nie tylko dom - wszystkie ciocie, babcie i znajome - słowem całe otoczenie zajmuje się kwestią, dlaczego Zosia czy Jureczek nie chcą jeść i jak ich do jedzenia skłonić.

Choroba? Lekarz nic nie znajduje. Brak apetytu? Nic podobnego. Zosia po prostu spostrzegła, że przez to niejedzenie stała się pierwszą osobą w domu, że wszyscy koło niej skaczą, jej dogadzają i nią się bez ustanku zajmują. że matka, która nieraz okazywała swą władzę a nieraz może skarciła ostro, teraz zmieniła się w pokorną niewolnicę, i spełnia wszystkie fanaberie Zosi, byle tylko ta zechciała coś zjeść. I oto błędne koło: im więcej wysiłków robią zrozpaczeni rodzice, by skłonić dziecko do jedzenia, tym bardziej ono umacnia się w swym uporze, no i w końcu oczywiście zaczyna chudnąć, słabnąć i może wpaść w chorobę.

Kto winien? Nie dziecko. Ono chce być "ważne" i ściągać na siebie uwagę otoczenia. Zbyt ponętna to dla niego sytuacja, by miało się jej wyrzec. Winni są rodzice, którzy wykroczyli przeciw obowiązującej świętej zasadzie porządku, hierarchii i autorytetu.

Dziecko musi mieć w domu swój kącik, swoje małe gospodarstwo i swój światek wśród rówieśników. Musi czuć miłość rodziców, lecz też czuć swą "małość" i odległość, jaka je dzieli od dorosłych i od rodziców. Musi wyczuwać że w domu panuje niewzruszony porządek, przeciwko któremu ono swą samowolą nic nie poradzi.

Jeśli dziecko przy wspólnym posiłku nie chce jeść, nie należy go przymuszać. Może być chore a może też mieć rzeczywisty wstręt do danej potrawy i po takim wmuszonym zjedzeniu pochorowałoby się poważnie. Należy się do tego ustosunkować obojętnie: Nie chcesz jeść, to nie jedz, ale pamiętaj, że nic innego nie dostaniesz. Nie mówić nic więcej, lecz obserwować i dopilnować, by dziecko istotnie nic nie dostało aż do następnego wspólnego posiłku. Jeśli to choroba, wyjdzie ona wkrótce na jaw, jeśli zaś grymasy, dziecko widząc, że nikt nie zwraca na nie uwagi a głód dokucza, wkrótce zmieni taktykę i będzie jadło normalnie.

Należy tylko zawsze upewnić się czynie ma jakiej poważnej choroby, a w wypadku wątpliwym zaprowadzić dziecko do lekarza.

W życiu dziecka w ogóle ogromna rolę odgrywają przyzwyczajenia i nałogi. Wychowanie powinno polegać n tym, by stwarzać przyzwyczajenia dobre a unikać złych. Często np. spotkamy się z tym, że dziecko "nie lubi" pewnych potraw i nie chce ich jeść. Ale jakich nie lubi? Nowych - tych, których nie zna - do których jeszcze nie przywykło. Lubimy zwykle to, do czego przywykliśmy. Dziecko przyzwyczajone do bułek - nie zechce ciemnego chleba i na odwrót. Toteż pamiętajmy: nie ma rzeczy "smacznych" - są tylko te, do których przywykliśmy. Przyzwyczajajmy dzieci od maleńkości do potraw zdrowych, a nie będą nigdy nad nimi grymasić.

(dokończenie nastąpi)