(7)
NASZE ODCZYTY
Gawędząc, czytając, obserwując czy to szafirową toń i igrające fale, czy też mijane wyspy, pędziliśmy beztrosko godziny naszej żeglugi, wyglądając niecierpliwie dnia przybycia na miejsce. Toteż liczną frekwencją cieszyły się odczyty, urządzane popołudniu na pokładzie I kl. dla pątników.
Pierwszy z nich o Konstantynopolu wygłosił ks. dr B. Kominek, kreśląc burzliwe dzieje stolicy Wschodu, cesarstwa i schizmy.
Stają nam przed oczyma władni cesarze, to życzliwi dla Kościoła, to znów oddani herezjom a prześladujący krwawo prawowiernych biskupów.
W mrokach przeszłości lśni wspaniała postać św. Jana Chryzostoma, Złotoustego i odważnego karciciela zepsutych obyczajów dworu. Wyłaniają się sylwety całego szeregu świętych biskupów konstantynopolitańskich, dolatują, do nas echa kilku soborów powszechnych, tu odprawianych. Staje później przed nami ambitny Focjusz, który swą pychą i niegodnym karjerowiczostwem spowodował schizmę wschodnią do dziś dnia oddzielającą Wschód od jedności z Namiestnikiem Chrystusowym w Rzymie.
Potem migają nam przed oczyma wojny krzyżowe i wskrzeszone na krótko cesarstwo łacińskie, które tylko pogłębiło niechęć Wschodu do Zachodu. Wreszcie podbój turecki i ruina chrześcijaństwa.
Z zapartym oddechem słuchaliśmy wywodów prelegenta, które uprzytomniły nam burze dziejowe i zmienne koleje przesławnego Konstantynopola.
W drugim dniu był też ciekawy odczyt o Polakach pielgrzymujących do Ziemi św. Na szlakach wiodących do Ziemi św., spotykamy sporo pielgrzymów - Polaków. Idą więc w najdawniejszych czasach książęta i rycerze, później duchowieństwo i mieszczanie. I spotykamy tu bł. Szymona z Lipnicy, św. Jana Kantego i bł. Jana z Dukli, pieszo podążających do Ojczyzny Zbawiciela. Złotym wiekiem pielgrzymek do Ziemi św. jest wiek XVI.
Wśród pobożnych pątników nie brak i awanturników, idących szukać przygód w dalekim kraju. Między innymi był np. Imć pan Tomasz Wolski, który opisał w pamiętniku swoją pielgrzymkę, najeżoną utarczkami z Arabami. Utkwił mi w pamięci dość zabawny szczegół:
Oto w Ramie nasz bohater stoczył zaciętą walkę w obronie Wiary świętej. Skoro bowiem towarzysz jego w celi klasztornej, luteranin, z którym wracał z Jerozolimy, zaczął wywodzić wyższość sekty luterańskiej, porwał Wolski sandał i tak sumiennie zokładał nim towarzysza, iż tenże niesamowitym wrzaskiem napełnił cały klasztor. Przerażeni zakonnicy, którzy się zbiegli na te krzyki, gorąco Boga prosili, aby tenże mąż bohaterski jaknajprędzej progi ich opuścił.
Opisem pielgrzymek polskich sprzed wojny, organizowanych przez oo. reformatów i pielgrzymek narodowych już z wolnej ojczyzny ciągnących do Ojczyzny Jezusowej, kończył się ciekawy referat.
NA PALESTYŃSKI BRZEG
Program pielgrzymki przewidywał przybycie do Jaffy na godz. 6 pierwszego dnia Zielonych Świąt, a o [godz.] 11 mieliśmy już być na sumie w Jeruzalem, w kościele Zbawiciela. Jednak projekty programów rzadko tylko zgadzają się z rzeczywistością, kryjącą zwykle jakieś niespodzianki. Tak miało być i z nami.
Gdy tylko wstał rumiany poranek, uśmiechnięty i błyszczący złotymi promieniami wiosennego słońca, na "Polonii" wszczął się ruch. Kapłani śpieszą, by odprawić Mszę św., przenosząc się myślą do Wieczernika, gdzie przed 1900 laty stał się szum wielki, jakoby wichru gwałtownego, a nad głowami zgromadzonych na modlitwie Apostołów ukazały się ogniste języki.
O [godz.] 8 celebruje Mszę św. J.E. Ks[iadz] Biskup, przemawiając w końcu, iż już wnet, za parę godzin wstąpimy na świętą Ziemię, po której stąpał Jezus.
A po śniadaniu wszyscy wylegli na pokłady, by wypatrywać lądu. Wreszcie koło południa woła ktoś:
- Widać, widać!
Na błękitnym horyzoncie owiniętym w leciuchne tiule niewidzialnej prawie mgły, ukazał się szary pas, który stawał się coraz wyrazistszy. To brzegi Palestyny.
Stajemy opodal portu w Jaffie, zupełnie otwartego, w którym snuje się mrowie łódek i bark. Dno jest skaliste i ostre grzbiety sterczą pod wodą tak, że dalej płynąć nie można. Stanęły rozgimnastykowane śruby okrętowe.
Zgrzytnęły olbrzymie łańcuchy, spuszczając w błękitną głębię ogromie cielska kotwic.
Wnet otoczyła nas zgraja łódek i krzykliwych przewoźników. Wrzaskiem i przekleństwami napełnili łódki, powietrze i wodę.
- Czemuż oni się tak drą i kłócą niemożliwie?
- To nie kłótnia, tylko zwyczajny sposób porozumiewania się na Wschodzie - odpowiada któryś z księży więcej obeznany z arabskim temperamentem.
Wnet zjawili się urzędnicy angielscy, a wkrótce wśród nas znalazł się brązowy zakonnik z brodą.
- To pewnie O. Aureli Borkowski.
- A, to dobry znajomy. Wszak od dość dawna korespondujemy z sobą.
Poznajemy się i witamy serdecznie, jako starzy znajomi.
- O tak, "Rycerza Niepokalanej" zawsze czytuję z przyjemnością. Dziękuję za ogłoszenie polskiego "Przewodnika po Ziemi św.".
Gawędząc o tym i owem, schodzimy powoli do łódek, które kołysząc się na rozhuśtanej fali, unoszą nas na piaszczysty brzeg.