Dlaczego chodzę do spowiedzi
Rycerz Niepokalanej 4/1949, grafika do artykułu: Dlaczego chodzę do spowiedzi, s. 102

Żyjemy w okresie wielkanocnym. Do konfesjonałów garną się starzy i młodzi, robotnicy i inteligenci, wieś i miasto, kobiety i mężczyźni. Każdy z powagą i wzruszeniem w oczach z głęboką pokorą w sercu.

Niewątpliwie ciekawą rzeczą byłoby poznać, jakimi pobudkami kieruje się każda z tych osób, przystępując do spowiedzi. Jak rozumie Sakrament Pokuty, jakie odbicie wewnętrzne fakt ten w niej znajduje?

Spróbujmy porozmawiać z niektórymi z tych ludzi.

Oto mężczyzna w starszym wieku, z pasmami siwych włosów i dobrym, łagodnym spojrzeniem oczu. Postać jego nie jest nam obca. To długoletni wychowawca młodzieży, świetny wykładowca, profesor uniwersytetu. Przystępujemy, zaczynamy rozmowę.

- Dlaczego idę do spowiedzi? - powtarza profesor w zamyśleniu na postawione mu pytanie. - Odpowiedź na to jest zarazem i złożona i prosta. W człowieku tkwi naturalne poczucie winy, zrozumienie faktu popełnionego grzechu. Tak samo naturalna jest chęć otrzymania przebaczenia, chęć odrzucenia balastu grzechów i rozpoczęcia nowego życia z radością i wiarą w przyrodzoną skłonność człowieka do dobra i piękna. Spowiedź jest jednocześnie wyrazem i ukojeniem tęsknot człowieka za duchową radością ze swej czystości. Jakże kochamy Maryję, jakiż kult żywimy dla Niej - bo przecie Ona symbolizuje nam żywot człowieczy, nie skalany grzechem...

Spowiedź zbliża nas do Boga, niszczy, łamie odgradzającą nas od Niego barierę, którą stwarza nasz grzech. Przez to zbliżenie do Boga, przez możność przystąpienia z czystą duszą do Jego Stołu doskonalimy się wewnętrznie, stajemy się odporniejsi na pokusę, stajemy się lepsi.

Profesor zamyśla się na chwilę.

- Powiem panu jeszcze jedno. Gdy byłem młodzieńcem, to chociaż głęboko wierzyłem - miłość Boga i przywiązanie do wiary wpoiła we mnie od dziecka moja matka - czasem rodziły się we mnie jakieś bunty, niechęć w stosunku do pewnych przykazań Kościoła. I tak, pamiętam, irytowało mnie, że muszę spowiadać się ze swoich grzechów księdzu, a nie bezpośrednio zwierzać je Bogu. Ale, pamiętam, pasjonowałem się wtedy pismami Św. Augustyna. I tam znalazłem te słowa, które rozproszyły od razu wszystkie me wątpliwości i pokazały mi tylko, jak byłem głupi, usiłując w swym bezrozumie sprzeciwiać się nauce Kościoła. A oto słowa św. Augustyna, umiem je na pamięć: "...Nie wystarczy Bogu grzechy wyznawać, ale trzeba się z nich kapłanowi, Bożemu zastępcy, spowiadać. Niech nikt nie mówi, że w cichości pokutuje, a Bóg, który o tym wie, może to już przebaczy... Kto tak mówi, ten samego siebie oszukuje i słowa Chrystusowe udaremnia, bo wtedy by nadaremnie Chrystus powiedział: Komu odpuścicie, jest odpuszczone, komu zatrzymacie, jest zatrzymane, bo wtedy by nadaremnie klucze królestwa niebieskiego Kościołowi były dane". - Tak, tak, jedynie nauka Kościoła jest prawdziwa, pewna i niezmienna, bo od Boga samego pochodzi. Każda wiedza ludzka może być błędna, ograniczona jest bowiem tylko zasięgiem naszego omylnego umysłu. I dlatego każdą wiedzę trzeba podporządkować Bogu, Jego prosić o oświecenie.

Profesor uśmiechnął się mile i zniknął w drzwiach kościoła. Mija nas teraz młody mężczyzna, widocznie wraca dopiero od pracy. Jest zamyślony, skupiony, ale w jego niebieskich oczach dostrzega się pogodę i optymizm życiowy. Gdy doń podchodzimy z naszym pytaniem, początkowo jest zdziwiony, ale potem udziela odpowiedzi chętnie i bez dłuższego namysłu. Znać, że sprawę Sakramentu Pokuty przemyślał dobrze, że czuje i rozumie w pełni jej wartość.

- Modlić się, w ogóle praktykować, a po prawdzie, to nawet i wierzyć nauczyłem się za okupacji, w więzieniu. Bo choć tam niby w metryce miałem napisane katolik, ale się nigdy do modlitwy nie paliłem. Nie chodziłem do kościoła, chyba raczej po nabożeństwie, przed kościół, żeby sobie wychodzące dziewczęta obejrzeć. Spowiedzi to nie pamiętałem od dzieciństwa. Za okupacji pracowałem w konspiracji. Była wsypa i dostałem się do więzienia. Jak tam było, to każdemu wiadomo. W celi było nas wielu, różni ludzie, i ze wsi, i inteligenci, i robotnicy jak ja. Źle się czułem, nie mogłem sobie znaleźć miejsca, szarpałem nerwy.

I wtedy zauważyłem, że najlepiej znoszą niedolę ci, którzy mają głęboką wiarę. Ja nie przyłączałem się początkowo do ich modlitw. Dziwiłem się, że tak stale myślą o Bogu. Ale potem i ja zacząłem się modlić, przypomniałem sobie modlitwy i poczułem się znacznie lepiej na duchu. Jakby mi ktoś wyraźnie pomagał.

Losów swoich nie znaliśmy. Mogło czekać nas rozstrzelanie, obóz, rzadko kto myślał o wolności. Często wzdychali ludziska - żeby to tak można było oczyścić się z grzechów, przystąpić do spowiedzi, przyjąć Pana Jezusa - choćby przyszło i umierać, jakże byłoby lżej". Wtedy ja pomyślałem o sobie - do spowiedzi od dziecka w ogóle nie chodziłem, grzechów na sumieniu miałem co niemiara... I tak marzyłem o spowiedzi, o przebaczeniu win i ślubowałem, że odtąd będę inne życie prowadził. Bóg mnie wysłuchał, sprawił, że wyszedłem na wolność. Pierwszego dnia poszedłem do spowiedzi. I teraz już chodzę do niej co miesiąc. Lepiej się z tym żyje ufniej, spokojniej. Człowiek jest bliższy Boga, nie grzeszy tak jak dawniej jakoś lepiej mu się w życiu wiedzie...

Zamyślił się znowu, a ja już go nic pytałem o więcej.

Minęły mnie właśnie dwie dziewczyny, znane mi z widzenia. Ośmieliłem się je zatrzymać i wyjaśniłem przyczynę. Na zadane pytanie jedna z nich zamyśliła się, druga za to zaczęła trzepotać natychmiast:

- Idę do spowiedzi, no, bo tak trzeba. Wszyscy idą przed Wielkanocą. Taki już zwyczaj. A ja to w tym roku jeszcze i do ślubu idę na Wielkanoc. Trzeba więc w narzeczeństwie grzechów się pozbyć, a też i mój narzeczony taki nabożny, krzywiłby się na mnie.

Urwała, zakrzyknęła: - A oto i on idzie - i podbiegła naprzód, do młodego o sympatycznej twarzy chłopaka, wstępującego na plac przykościelny.

Towarzyszka jej została. Spoglądała chwilę za swą koleżanką, a potem rzekła do mnie, jakby starając się ją tłumaczyć:

- Taka puściocha z niej. Nic nie przemyśli, nie zastanowi się nad niczym. Ot, i spowiedź dla niej, to zwyczaj, to to, że wszyscy przystępują, ale co to dla niej daje wewnętrznie? Jednak dobre z niej dziewczę, trzeba by jej tylko, było wyjaśnić, wytłumaczyć, naprowadzić na słuszną drogę. Może to narzeczony zrobi...

Słuchałem z zaciekawieniem słów dziewczyny. A więc i ona dobrze zrozumiała pustotę określeń tamtej, brak głębi, brak przeżycia i zrozumienia istoty Sakramentu Pokuty. Tymczasem ona mówiła dalej:

- Ja bym inaczej uzasadniła, dlaczego idę do spowiedzi. Dla mnie spowiedź jest jakby wielkim świętem. Jest taką ogromną radością wewnętrzną. Czuję się lżejsza, milsza Bogu, a i dla ludzi, dla świata pożyteczniejsza. Ja każdą spowiedź przeżywam głęboko. Staram się o jak najdokładniejszy rachunek sumienia, o wzbudzenie silnej skruchy, o mocne i szczere postanowienie poprawy, o szczerą, pełną spowiedź, a potem o jak najlepsze zadośćuczynienie. Gdybym tych warunków nie starała się jak najlepiej dotrzymać, czymże byłaby dla mnie spowiedź? Zwyczajem, obrzędem tylko jakimś zewnętrznym, w co bym nie mogła włożyć swojej duszy. Pozostawałabym nadal daleko od Boga, zamiast się zbliżyć do Niego. A spowiedź mi tyle daje, tak ułatwia życie, napełnia otuchą, radością, daje siłę wewnętrzną do znoszenia wszelkich przeszkód i utrapień...

Na dworze zaczynało się ściemniać. Dziewczyna zauważyła to i ze słowami, że już późno, a ona dziś jeszcze chciałaby przystąpić do spowiedzi, pożegnała mię.

Długo stałem jeszcze tego dnia u wrót kościelnych i spoglądałem na twarze ludzi, wchodzących i wychodzących. Pierwsi mieli częstokroć twarze smutne, zasępione, przybite różnymi troskami i kłopotami. Wszyscy, wychodząc, uśmiechali się pogodnie, szli krokiem prężnym, pełni otuchy i wewnętrznego wesela.

Jakże wielka jest siła naszej wiary! I jak potężną, boską łaskę wyświadczył nam Pan Jezus, ustanawiając Sakrament Pokuty! Jak dobrze Kościół rozumie potrzeby duszy ludzkiej, nakazując wiernym "Przynajmniej raz w roku spowiadać się i w czasie wielkanocnym Komunię św. przyjmować". Oby tylko wszyscy potrafili Go w pełni zrozumieć i oby umieli korzystać z tego dobrodziejstwa.

Oby każdy dobrze przemyślał i przeżył w sobie własną swą odpowiedź na pytanie - dlaczego idę do spowiedzi.