List misjonarza polskiego Ks. St. Siemienskiego.
Wczoraj musiałem się udać do miasta zaraz po obiedzie. W mieście zerwała się gwałtowna burza. Kiedy po skończonych sprawunkach wracam do naszej misji, nadspodziewanie spotykam naszego kucharza Benedykta.
- Po cóż ty biegniesz do miasta?
- Bombo, cibibi, cibibi, cibibi! - (Ojcze źle, źle, bardzo źle!) - Podaje mi kartkę od brata Longi. Czytam: "Niech Ojciec zaraz wraca. Kościół w gruzach, tabernakulum na ziemi. - Cyklon".
Po burzy uciążliwa była droga. Woda, błoto, trawy. Ale stokroć smutniej i ciężej było mi na sercu. To za moje grzechy - powtarzałem sobie. Nareszcie ujrzałem misję. Z trudem dowlokłem się do domu. Czarni stali w milczeniu, patrzeli na mnie ze współczuciem i zakłopotaniem, co teraz zrobię.
Kościół nasz, pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego - nie istniał. Mury, jakby z kartonu, leżały powalone, część dachu zrzucona, a część niby ciężka żałobna płachta zwisała z resztek budynku, nad sienią i przedsionkiem, osłaniając gruzy. Wszystko w ruinie. Ołtarz, drzwi, okna, ławki, szafa z ornatami, balaski do Komunii Św[iętej] - wszystko zmiażdżone. Tabernakulum wśród cegieł porzucone. -
Ukląkłem na gruzach i oddałem pokłon P. Jezusowi: Niech Imię Pańskie będzie błogosławione - Zmiłuj się nade mną, Panie!
Powstawszy skinąłem na Czarnych, ażeby opróżnili chatkę służącą nam za jadalnię i pokój gościnny. W mgnieniu oka przerobiliśmy ją na kapliczkę. Ubrałem się w komżę, rozdałem Czarnym świece i wśród śpiewów nabożnych przenieśliśmy tabernakulum do nowej kapliczki, do prawdziwej szopki betlejemskiej. Długośmy jeszcze w niej klęczeli, śpiewając naszemu Królowi w tej nowej Jego "katedrze". Tutaj też odmówiliśmy pacierze wieczorne.
Poszedłem potem do mojego pokoju. i tutaj spustoszenie. Dach waląc się, zburzył gzyms, podłogę, zasypał cegłą i prochem wszystkie rzeczy. Czyż można pod takim dachem nocować? Lecz gdzież się podziać? Chatkę odstąpiliśmy Panu Jezusowi, a w mrowisku za duszno. Trudno, trzeba wśród tych cegieł pierwszą noc przepędzić. Jakoś Pan Bóg zaradzi o swej czeladzi.
Raz jeszcze oglądnąłem gruzy. Spojrzałem w górę. Wśród zwieszających się belek wisiał sam jeden na ścianie zupełnie nietknięty obraz: Zmartwychwstania Pańskiego, rok temu przywieziony z Rzymu.
Alleluja! Ziarno nie przyniesie owoców, jeśli nie obumrze. Dopiero z gruzów, cierpień i bólu może być zmartwychwstanie.
Broken Hill, 13 marca 1925. ("Posł. S. J.")
Ofiary na tą tak ciężko doświadczoną młodą misję przyjmuje z wdzięcznością Sodalicja św. Piotra Klawera: Warszawa, ul. Warecka 10-5; Kraków, ul. Marka 25; Poznań, ul. Szymańskiego 6.