Poniższe słowa są tłumaczeniem sprawozdania przesłanego przez o. De Hovre, Oblata Niep. Pocz. NMP, z dn. 12 listopada 1924.
Panna Weber, dusza wybrana, dla której za mało było gwiazd na niebie, za mało kwiatów na ziemi, od najmłodszych lat czuła tęsknotę do nieskończoności i zrozumiała, że Bóg jedynie mógł nasycić jej serce, żądne miłości. Mając lat 16, opuściła rodzinę, przyjaciół, aby się poświęcić całkowicie Panu Jezusowi w instytucie Sióstr Krzyża Świętego. Gdy się skończyły 3 lata postulatu i nowicjatu, siostra Ewangelina została wysłaną do Afryki południowej.
"Piękny kraju - pisze ona w swoim dzienniku - widziałam w przejeździe twoje drzewa o liściu srebrnym, drzewa pomarańczowe ze złotym owocem... Ale gdzie jest tutaj to drzewo święte z owocem miłości, gdzież tu jest krzyż?"
Kilka miesięcy później w swojej samotności d’Aliwal North pisze jeszcze: "Tak, drzewo z owocem miłości jest też zasadzone na tej ziemi afrykańskiej; lecz ono pozostaje karłowate i wydaje, li tylko nieudany płód. Bo tak, jak niektóre rośliny mogą żyć i rosnąć jedynie w wodzie, tak krzyż jest drzewem, które żyje i rośnie tylko w krwi męczenników.
Kiedy krzyż został zatknięty w pogańskim Rzymie, jego młode korzenie były podlane krwią męczenników. To drzewo zatem wyrosło pod silnym ciśnieniem; a podczas gdy jego korzenie przenikały głębokość i szerokość świata, konary jego wznosiły się prawie pod obłoki i pokrywały Europę. Potrzeba też krwi męczenników, aby dać siłę i rozrost krzyżowi, zatkniętemu na jałowej ziemi Afryki. Za czasów dawnych Rzymian krew płynęła strumieniami, a Czarni Afrykanie są za dobrzy, zanadto kochają swoich księży i swoje zakonnice, aby z nich uczynić męczenników..".
Po tym, w świętem uniesieniu, dodaje: "Panie, ja tu przybyłam, aby zasadzić krzyż, potrzeba jeszcze, abyś mnie sam do niego przykuł..".
Pan Jezus, który sam natchnął świętym zapałem to serce spragnione ofiary, nie omieszkał jej wysłuchać. - Uzbrojony w gwoździe i młot, poczyna przykuwać swą ofiarę do drzewa krzyża i w ciągu dwunastu lat nie daje jej wypoczynku. Krew płynie w obfitości, z rąk, nóg i z serca wiernej i szczodrej oblubienicy, krzyż jest nią oblany i ziemia użyźniona.
Siostra Ewangelina jest w Afryce południowej już od roku. Cierpiąca musiała się położyć, doktór decyduje, że ma tyfus, tutaj bardzo częsty, lecz rzadko kiedy śmiertelny. Choroba przechodzi swoim trybem. Po sześciu tygodniach gorączka ustępuje i chora może się już podnieść z łóżka.
Wkrótce jednak w żołądku odczuwa silne bóle, nie może przyjmować żadnych pokarmów. To jest wrzód ropny - orzeka doktór. Zakonnica cierpi na głowę, pluje krwią...
Pewnego dnia, kiedy odpoczywa w ogrodzie, ukłuwa ją w lewą rękę jadowita mucha. "Zatrucie krwi - mówi doktór do przełożonej - śmierć zabierze ją za trzy dni..". Na drugi dzień otwiera się rana cuchnąca w miejscu zakłucia, na razie przynosi ulgę. Lecz kilka dni później, gorączka powraca, a rana się powiększa. Ciało na podramieniu staje się niebieskawe i powoli rozpada się na kawałki. Następnie kiedy przez dwa dni gorączka szaleje, ciało jakby obumarłe pokrywa się pleśnią, czernieje, fermentuje, pieni się, wydaje materię zgniłą. W przeciągu trzech miesięcy cała lewa ręka pokrywa się strasznymi ranami. Zepsute ciało czepia się bandażów i pozostawia gołe kości.
Choroba raka rozszerza swoją działalność na twarzy i na głowie. Kości szczękowe obnażają się, zęby stają się przezroczyste... skóra pod włosami, czernieje przez gnicie i rozpada się na kawałki...
Zło ogarnia po trochu całe ciało... Śmierć roztacza na nim swoje spustoszenie. Gnijące rany wydają woń cuchnącą, co przeszkadza księdzu w odprawianiu Mszy świętej w przyległej kaplicy. Otwarły się czterdzieści dwie rany, robaki roją się jak na trupie. Siostra Ewangelina znosi wszystko, cicha i zdająca się na wolę Bożą, sercem przykuta do Ukrzyżowanego Króla męczenników...
Tak mijają dwa lata; zdaje się, że następuje polepszenie. Ropienie ran na piersiach ustaje, pokrywają się one cienką skórką... Lecz co za zawód! Kiedy zło się zmniejsza na zewnątrz, pogorszenie następuje wewnątrz. Oddech zakonnicy staje się palący, gorączka ją trawi, bóle głowy są straszne, wykrztuszenia krwawe pomnażają się. Przychodzi podwójne zapalenie płuc, gorączka dochodzi prawie do 42° Celsiusza; a śmierć nie chce uderzyć w to życie. Pięć razy w ciągu lat dwunastu, heroiczna chora przyjmuje ostatnie sakramenty św[ięte], więcej jak sto piędziesiąt razy doktór wypala jej rany, aby zapobiec gangrenie; około stu razy letargiczny sen od trzech do osiemnastu godzin trwający, pozwala przypuszczać, że chora opuściła ten świat...
Naróść wielkości głowy dziecięcej tworzy się na lewym boku, przez trzy miesiące Siostra jest zupełnie niewidoma; codzień wymiotuje krwią... i żaden wypoczynek nie osładza tych katuszy, bo sen chorej jest rodzajem odrętwienia, które jej nie odbiera świadomości cierpień.
Ale to jeszcze nie wszystko... aby ją uczynić podobniejszą do Siebie w swym konaniu na drzewie krzyża świętego, Pan Jezus dodaje swej wiernej słudze cierpienia moralne do męczeństwa fizycznego. Dusza Siostry Ewangeliny czuje się jakby opuszczoną od Boga, cierpi męki piekielne, jest pogrążoną w smutku. Wśród nocy ciemnej wszystko jej się wydaje straszne, ale właśnie Bóg jest bliżej niż kiedykolwiek przy duszy, która wierzy, ufa i miłuje.
Wielebny Ojciec Hoyes, Misjonarz Redemptorysta w Pretorii, przybył na kilka tygodni do Aliwal North. W klasztorze Sióstr Świętego Krzyża poznał chorą. Głębokie współczucie napełniło jego serce, na widok tylu dolegliwości zgromadzonych w jednej osobie, proponuje wspólną modlitwę i rozpoczęcie nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Wiara gorliwego zakonnika miała być wynagrodzoną. Codzień odprawiał Mszę świętą w pokoju zakonnicy. Podczas gdy Wielebny Ojciec Duffy celebrował dla Zgromadzenia. Siostry i ich wychowanki podwoiły swoje błagania i ofiarowywały Komunię Św[iętą], aby otrzymać upragnione uzdrowienie.
Co do Siostry Ewangeliny, przyłączyła się do wszystkiego, ale nie śmiała mieć nadziei. Siódmego dnia miała atak letargiczny, który trwał ośm godzin. Ósmego dnia czuła się gorzej niż kiedykolwiek. Jej ciało zresztą przedstawiało jedną zgiłą masę, twarz była nie do poznania, ropa ciekła z ócz. Podczas Ofiary świętej Siostra cierpi straszne bóle i myśli, że ostatnia godzina nadchodzi i dziękuje Bogu...
Dyszy, wydaje się, że już wyzionie ducha...
Naraz, jakby prąd elektryczny przechodzi przez całe ciało umierającej. To Bóg, który ją tchnął... Siostra jest uzdrowiona. Już cierpień ani śladu, życie i światło napełniają jej serce... - Otwiera wygasłe oczy i widzi Hostię świętą w rękach celebrującego. Powieki zachodzą jej łzami... Biedna Siostra, ileż to razy ona płakała podczas dwunastu lat srogiego męczeństwa, przyciśnięta bólem i osłabieniem; teraz jej łzy są wynikiem radości i wdzięczności.
Ojciec Hoyes przy ołtarzu ma wrażenie, że się coś dzieje cudownego... To też po skończonej Świętej Ofierze niewypowiedziane uczucie ogarnia go na widok siostry która spogląda na niego swymi dobrymi, czerwonymi załzawionymi oczami. Na twarzy żadnego śladu choroby która ją toczyła. Zamiast ran na ciele i członkach pozostały tylko blizny... Narośl na lewym boku zniknęła... Żołądek już nie cierpi... Jednym słowem uzdrowienie było natychmiastowe i zupełne.
Matka Boża Nieustającej Pomocy dała się wzruszyć i jak w Lourdes otrzymała od Jezusa Hostii, cud ubłagania Ofiara poszła za Panem Jezusem do końca, teraz mogła być zdjętą z krzyża...
Siostra Ewangelina zaraz prosiła, by ją posłano na stanowisko misyjne do Czarnych, aby mogła natychmiast użyć tego nowego życia tak cudownie otrzymanego na chwałę Bożą i usługę dusz. Oddaje się temu bez wytchnienia, z zaparciem siebie i poświęceniem...
"O tajemnicza nocy, nocy głęboka - pisze w swoim dzienniku uprzywilejowana Pana Jezusa - poprzez twoją ciemność dajesz nam widzieć twoje piękne sklepienie niebieskie, zasiane niezliczonymi błyszczącymi gwiazdami, które dzień zakrywał naszym oczom. Nocy tajemnicza moich długich lat cierpienia, jak pięknem było twoje sklepienie niebieskie, jak błyszczącymi były twoje gwiazdy! nigdy już niestety nie widziałam ich tak wyraźnie przy dziennym świetle!
Nocy tajemnicza krzyża, która dajesz natchnienie słowikowi, tej ptaszynie wyuczonej w Raju, by tak pięknie śpiewała, pouczasz równie duszę, wygnaną z Nieba, tych najpiękniejszych śpiewów miłości dla swego Boga i dla ludzi..".
(Echo z Afryki)
Maryja jest słodka w ustach tych, którzy Ją wielbią; w sercach tych, którzy Ją kochają; w pamięci tych, którzy chwałę Jej opowiadają.
Åšw. Anzelm
Imię Maryi jest oznaką czystości.
Åšw. Piotr ZÅ‚otousty
Służyć Maryi - to panować.
Św. Jan Damasc[eński]
Smutek znika, skoro słodka jasność Maryi rozpędzi tumany żywota.
Åšw. Bernard