Córka masona
Drukuj

W roku 1914 zmarł tragicznie Jaurès, znany nieprzyjaciel kościoła, socjalista i mason.

W dziesięć lat potem, w listopadzie 1924 r. uroczyście przeniesiono jego zwłoki do Panteonu. Tysiące ludzi z odznakami masońskiemi i komunistycznemi uczestniczyło w pogrzebie. Przy tej okazji jeden z dzienników francuskich podaje następujący wypadek z jego życia.

Było to w dniu, kiedy Jaures osiągnął największe powodzenie wymowy w parlamencie. Wyszydził kościół katolicki, poniżył, zmiażdżył! Zawsze dokładał wszelkich starań, by wyrugować chrześcijaństwo z Francji, ale dziś był już pewien, że nadszedł wreszcie koniec kościoła - bezpowrotnie. Długie lata zwalczał on wiarę dzieciństwa swojego. Wszelką oznakę religji usuwał ze swego domu.

Miał córkę imieniem Germana. Liczyła ona wówczas lat 21, a od szeregu lat przebywała pod opieką i kierownictwem niewiasty, której on zlecił, by niezwłocznie wyrywała z duszy młodej córki każdy objaw religji. Pani Verdelot, nieprzejednana nieprzyjaciółka kościoła nie szczędziła zachodu, by życzeniu Jaurès’a zadośćuczynić.

Jaurès siedział w swej pracowni i rozkoszował się wspomieniami dopiero co odniesionego zwycięstwa. - Nieśmiałe stukanie do drzwi budzi go z rozmyślań... Wchodzi Germana i przeprasza jeżeli przeszkadza w pracy.

"Nic nie szkodzi moja córko! Czego sobie życzysz"? - pyta ojciec.

"Byłabym bardzo szczęśliwa ojcze, gdybyś mi pozwolił spędzić cały wieczór w domu".

"Skądżesz ta tęsknota do samotności, moje dziecko? pyta zdumiony Jaurès. - Czyż nie lepiej byłoby, żebyśmy poszli na bal, abyś miała sposobność do dokonania wreszcie wyboru dla twej przyszłości?"

"Ojcze, chyba nie będziesz tak okrutnym, żeby mnie zmuszać do wyboru, któryby był przeciwny memu życzeniu".

"Pewnie, że nie! Choćbym nawet chciał, nie mógłbym tego zrobić, wszak jesteś już pełnoletnia, moja córko. Czyś może już wybór zrobiła?"

"Tak, ojcze".

"A jak się nazywa ten szczęśliwiec?

"Mój oblubieniec jest tak potężny i szlachetny, ojcze - odrzekła Germana po krótkiej przerwie - że o nim tylko milczeniem pełnem uszanowania mówić by mi wypadało. Rozumiesz mię, ojcze? Mam zamiar zaślubić się Bogu, wstępując do klasztoru"...

Jaurès zbladł jak ściana... Opanowując jednak gwałtowne zdenerwonie zapytał: Skąd takie postanowienie?

"Minęły już cztery lata, odpowiedziała Germana, od owego dnia, w którym z panią Verdelot poszłam na przechadzkę. Przyszłyśmy do odludnej uliczki, gdzie znalazłyśmy potrzaskaną figurę Jezusa Chrystusa przed zbezczeszczonym krzyżem na ziemi. Ukrzyżowany był potłuczony na kawałki. Zaraz zabrałam się do zbierania pojedynczych cząstek i złożyłam je tak, że postać Jezusa leżała znów cała u stóp krzyża. Pani Verdelot nie przeszkadzała mi w pracy. Ale gdy oglądałam potem dzieło mego mozołu, przystąpiła i podeptaniem gwałtownem zniszczyła wszystko. Nie odpowiedziałam nic. Lecz od tej chwili uczułam w sobie powołanie do wyłącznej służby Bożej w klasztorze. Nikt mi go nie dał, tylko Bóg sam. Od tego czasu szukam i czuje tchnienie Boga w zapachu kwiatów, fruwaniu ptaszka. Niebo i ziemia opowiadają mi o nim, i jestem mocno przekonana, że śmierć nie jest tylko snem, bo we mnie pali się nieskończony płomień tęsknoty za wiecznością. Pełna żalu i smutku myślę o tobie, ojcze. Widzę Ukrzyżowanego znów przed sobą, zbezczeszczone i potrzaskane ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale w mym bezgranicznym bólu czuję jednak nieprzepartą chęć oddania Mu się całkowicie. Co dzień modlę się do Zbawiciela, aby mi dał łaskę podzielenia się z Jego poniżeniem i poniewieraniem, które ludzie mu wyrządzają, abym również dostąpiła łaski oglądania światła wiekuistego, które uwielbiam. Za ciebie ojcze, prosić i błagać będę miłość Bożą, za ciebie Jemu się ofiaruję i Jego chcę być w wieczności..."

Germana wstąpiła do klasztoru i prowadzi tam życie pełne przebłagania i pokuty za swego ojca.