Co znalazłem w Kościele Katolickim

(Wyznanie nawróconego heretyka)

Gdy mnie pytają, co w Kościele Katolickim znalazłem wyższego nad to, co miałem w protestantyzmie, to widzę, że język nie jest w stanie wyrazić się należycie. Nasuwa się często używana przenośnia o witrażach w ogromnej katedrze. Z zewnątrz wydają się one niezrozumiałą plątaniną ciemnego szkła. Od wewnątrz jednak widzimy piękną koncepcję artystyczną, która barwą i formą rozżarza świetnie jakąś świętą historię. Podobnie jest z Kościołem Katolickim. żeby zrozumieć jego świętość i urok, należy wejść do środka.

Gdy uświadamiam sobie jego długą, nieprzerwaną ciągłość, zaczętą jeszcze w czasach apostolskich; gdy przypominam sobie jego wielką, obdarzoną natchnieniem tradycję, jego błogosławione Sakramenty, starożytny język, niezmienne Credo, szlachetny obrządek, wspaniałe ceremonie, bezcenne dzieła sztuki, zadziwiającą jedność nauczania, pradawne modlitwy, niezrównaną organizację, apostolską władzę, wspaniałą listę świętych i męczenników, wznoszących się wysoko, jak drabina Jakuba, i łączących ziemię z niebem; gdy zastanawiam się nad wstawiennictwem za nas świętych oraz męczenników, spotęgowanym przez prośby Najświętszej Panny; gdy rozważam wreszcie stałą obecność Zbawiciela na jego ołtarzach - wówczas czuję, że ten jeden jedyny, Święty, Apostolski Kościół dał mi pewność w miejsce zwątpienia, porządek zamiast zamieszania, światło zamiast ciemności, rzecz, substancję, zamiast cienia.

Jest On Chlebem życia i Winem duszy, nie łupiną, która nie syci. Daje on ojcowskie przyjęcie, z pierścieniem i piękną szatą, zamiast nużącego wygnania na pustynię zwątpienia. To prawda, że syn marnotrawny musi przebyć drogę do domu, a nawet wejść do niego na kolanach. Ale w tym domu, co za przyjęcie!

Szczęśliwi są ci, którzy od dzieciństwa żywią się w Kościele Katolickim i którym wszystkie jego pomoce, pokrzepienia i Sakramenty są równie łatwo dostępne jak powietrze i słońce. Czasami jednak wątpiłem, czy tacy szczęśliwi katolicy znają uniesienia bezdomnego zbłąkanego dziecka, któremu nagle się objawią wspaniałości Ojcowego domu; pociechą marynarza, którego okręt po długiej burzy dopływa w końcu do macierzystego portu; wdzięczność samotnego wędrowca, przebywającego długo na zimnie i w ciemności, który wreszcie, acz niezasłużenie, wchodzi do ciepłego i jasnego, ogromnego, duchowego Bożego DOMU!