Co czynią czarni neofici nie mając w pobliżu kościoła
Drukuj

W naszych krajach w Europie spotyka się chrześcijan niejako zwyrodniałych, którzy nie mogą, a raczej nie chcą zadawać sobie trudu, by pójść do kościoła; inni skarżą się na drogę, którą mają się doń dostać.

Tu, w Abisynji, mamy dzieci, które przebywają regularnie co sobotę siedm do ośmiu mil drogi, by móc nazajutrz brać udział we Mszy i Komunji świętej.

Na południu naszej Misji mieszka kilka setek katolików, opuszczonych, pośród napół dzikich schyzmatyków. Nasi kapłani, chcąc ich odwiedzić, narażają się, po przebyciu odległości 20 do 30 dni drogi, dzielącej ich od nich, na wielkie niebezpieczeństwa; nawet na więzienie. To też poczciwi ci ludzie, nie mogąc przyjść do nas, obracają się przynajmniej przy modlitwie w stronę wrkarjatu apostolskiego. Jeśli który z nich jest chory, umieszczają go jak można nailepiej na noszach niosą o 4 do 5 dni drogi, by nie umarł bez Ostatnich Sakramentów świętych...

W. O. Baeteman ("Murzynek").