Cisi posiędą ziemię

Mój ojciec, to cichy, dobry człowiek. Nigdy nie słyszałam, by zaklął albo wymówił jakiś brzydki wyraz. Mamusia prędzej się zapomni i coś niestosownego powie, ale tatuś nigdy. Chociaż jednak nie krzyczy, wszyscy go w domu słuchamy, nawet Jeśli mamusia pogada czasem coś przeciwko tatusiowi, to potem się udobrucha i przyzna: "Tatuś miał rację!"; albo rzeknie do sąsiadek: "Mój "stary" ma rozum!" A tatuś ma taką wśród nas, dzieci, powagę, że nie jest u nas do pomyślenia wyjść z domu bez Jego pozwolenia.

Z tatusiem mamy najmilsze wieczory, kiedy to wróci z pracy, umyje się i z każdym z nas rozmawia; zapyta, co zadane z lekcyj, pomoże w nauce, jeżeli akurat to rozumie; poogląda książki, zeszyty. Lubi, żeby do ósmej wieczorem każde dziecko odrobiło lekcje, bo wtedy wspólnie się bawimy w różne gry, to znów opowiada, że nasłuchać się nie można. Czasami coś nam przeczyta.

Tatuś ma trzech braci i jedna siostrę. On jest najmłodszy wśród nich, ale wszyscy ci wujkowie i ciocie do nas przyjeżdżają z dziećmi na większe święta, najczęściej na Boże Narodzenie, bo twierdzą, że u nas dom jest prowadzony tak, jak dawniej, gdy ,wszyscy oni mieszkali jeszcze pod jednym dachem u swych rodziców.

Podczas każdego takiego zjazdu rodzinnego jeden dzień poświęcają wujkowie i ciocie oraz moi rodzice omówieniu kłopotów domowych i to na cały rok z góry w każdej rodzinie: jak kształcić dzieci, które i jak za mąż wydać, czy ożenić; a to znów radzą, kto ma zbudować dom, czy założyć warsztat, bądź kupić kawałek gruntu. Chociaż nas, dzieci, nie wzywa się na te narady, to jednak ten nasz "sejm" rodzinny nie chowa specjalnie przed nami swoich tajemnic. Na zakończenie takich obrad wysuwa nasz tatuś co roku jakieś hasło dla wszystkich rodzin. Tegoroczne hasło brzmi tak: "Bóg współmieszkańcem każdej rodziny!"

Zaraz opowiem, jak się o tym dowiedzieliśmy.

Wziął tatuś nas, dzieci, a było to we czwartek wieczór przed pierwszym piątkiem miesiąca, i powiada:

- Moje dzieci kochane. Czy chciałybyście, żeby wraz z nami, tu, w mieszkaniu, przebywał Pan Jezus, tak jak kiedyś w Domku Nazaretańskim mieszkał z Matką Bożą i św. Józefem! Patrzcie, jak wielkie to byłoby szczęście dla naszej rodziny! A czy wiecie, co trzeba zrobić w tym celu? Oto jutro pójdziemy wszyscy do spowiedzi i od tego czasu każde z nas, ja, mamusia i wy, więcej niż dotąd, będziemy się wystrzegali wszelkiego grzechu. Bo wiadomo, że gdy się grzeszy, to Bóg ustępuje z duszy. W każdym z nas musi Bóg mieszkać w duszy mamusi, tatusia i w was. Wtedy dom nasz będzie szczególnie miły Bogu. Dom i każdy z nas. Czy chcecie sprawić taką uciechę Panu Jezusowi?

- Chcemy, chcemy! - zawołaliśmy chórem. Jakże nie kochać tatusia, w którego duszy czuje się Boga?

Mamusia patrzyła na tę scenę, i zdziwiłam się, bo ocierała łzy. Usłyszałam w jakiś czas potem, jak mówiła do taty:

- Wiesz "ojciec"? Wyobrażam sobie, jak niebo zbliżyłoby się do Ziemi Polskiej, gdyby tak z pięć milionów rodzin naszych dbało o to, żeby mieć w duszach Boga! To chyba najlepszy środek na poprawienie świata?

- A jakiż to środek tani i prosty - dodał ojciec.