Nierozłącznie w umyśle i sercu każdego prawego wyznawcy Chrystusowej nauki jednoczy się i spaja miłość Jezusa z miłością dla Jego Matki. Nie dziwno: nie bezpośrednio bowiem z nieba, ale przez Maryję zstąpił Syn Boży na tę ziemię. I słusznie powiedzieć można, iż Maria dała nam Jezusa.
A jeśli zawsze miłość ku Jezusowi jednoczy się z miłością dla Jezusowej Matki tak dalece, że nam trudno zbliżyć się do Jezusa bez zbliżenia się do Jego Matki - to już osobliwie teraz, w pośrodku wielkopostnego okresu, jednoczenie to i jakoby przywoływanie się wzajemne dwóch najświętszych Istot zdaje się być dla serca niepokonalną koniecznością. Albowiem gdy spoglądamy na cierpiącego Jezusa, widzimy wszędzie prawie współcierpiącą z Nim Bolesną Matkę... Za Jezusem dźwigającym ciężki krzyż - postępuje ciężkim bólem przytłoczona Maria. Gdy tępe gwoździe przekłówają ręce i nogi Jezusa - odczuwa w sercu boleść Syna obecna przy tym Bolesna Matka. Gdy odeszli wszyscy - pozostała Ona, Matka, by usłyszeć z ust konającego Jezusa płynące wielkie słowa:
"Niewiasto oto syn twój" - i:
"Synu, oto Matka twoja".
Słowa te, będące nie czym innym, jak ostatnią wolą umierającego Zbawcy, brzmią i brzmieć będą po wszystkie wieki, rozpleniając się w tysiączne, milionowe echa.
"Synu, oto Matka twoja".
Każdy Synem tej dobrej i potężnej Matki. Każdy, nawet ten, co o tym nie wie, lub wiedzieć nie chce. Z rozporządzenia Jezusa-Boga i on jest dzieckiem Maryi i dla niego jest Ona Matką.
Zwracajmy tedy wzrok nasz i bliźnich naszych bez różnicy stanu, narodowości i religii - zwracajmy go na Ukrzyżowanego Jezusa i Maryję u stóp krzyża stojącą - i nadstawiajmy uszu, by usłyszeć sami i dać innym usłyszeć wielkie słowo:
"Synu, oto Matka twoja".